Spółdzielnia pracy "Portowiec" w 1948 r.

Adam Benon Duszyk
Drukuj

(...) Wróćmy, więc do przełomowego 1948 roku. W rozdziale trzecim zdawkowo zostało wspomniane o pewnej bardzo ważnej inicjatywie, w której Jan Wolski pośrednio brał udział: zorganizowaniu ogromnej spółdzielni pracy na Pomorzu o nazwie "Portowiec". Warto dokładniej rozwinąć ten wątek, gdyż pokazuje on, że teorie Wolskiego, które komuniści uważali za utopijne, świetnie realizowały się w praktyce, i to nawet w tak trudnych czasach.

Głównym celem "Portowca" było zarobkowe zatrudnienie swoich członków, poprzez podejmowanie dla osób trzecich wykonywania prac portowych (załadunek, wyładunek, magazynowanie). Najważniejsze było jednak to, że ta spółdzielnia pracy nie została utworzona jako organizacja grupki robotników portowych, pragnących polepszenia swojej sytuacji, lecz powstała z inicjatywy wielostronnej: odgórnej (Ministrowie Żeglugi oraz Pracy i Opieki Społecznej) i oddolnej (Związek Zawodowy Transportowców) dla całkowitego rozwiązania problemu prac portowych w Gdyni i w Gdańsku.*

Do chwili powstania "Portowca" zatrudnianie robotników do prac portowych odbywało się wyłącznie przez uprawniony do tego Urząd Zatrudnienia, za co urząd ten nie pobierał żadnego wynagrodzenia, ani od robotników, ani od biorących ich w najem. Utrzymanie Urzędu Zatrudnienia obciążało więc w całości budżet państwa. Zmiana tego systemu, wprowadzenie pracy zespołowej i samorządnej na miejsce zatomizowanej i kierowanej odgórnie, była więc potrzebą chwili, będąca jednocześnie najradykalniejszą zmianą społeczną w tamtym okresie. Aby taki cel zrealizować, należało znaleźć sposób na zorganizowanie prac zastępczych, zapewniających ciągłość zarobków pracownikom spółdzielni oraz możliwość ulokowania ludzi na pracach poza portem.

Wolskiemu i jego współpracownikom chodziło przede wszystkim o to, aby dzięki przygotowaniu systemu prac zastępczych można było łatwiej tworzyć przy pracach portowych grupy stale współpracujące ze sobą, a przez to uzyskujące większą wydajność pracy. Partnerami spółdzielni w organizowaniu robót zastępczych zostały instytucje położone najbliżej portów. Robotnicy byli także zatrudniani do prac pomocniczych przy budowie domów mieszkalnych dla członków "Portowca". Budowę nowego osiedla rozpoczęła inna (budowlana) spółdzielnia pracy, jeszcze latem 1948 roku.

Kolejnym problemem do rozwiązania była sprawa przejęcia Funduszu Wyrównawczego. Nie chodziło tu jednak o przejęcie majątku Funduszu, ale o przejęcie gotowego i niezbędnego w spółdzielni aparatu administracyjnego, obliczającego należności robotników portowych, wypłacającego im te należności i zajmującego się wszelkimi świadczeniami wynikającymi z ich zatrudnienia. Przejęcie Funduszu Wyrównawczego było bardzo ważne z dwóch powodów. Po pierwsze, nie miał on osobowości prawnej, co krępowało jego działalność, a po drugie kontrola Funduszu Wyrównawczego ze strony robotników była niedostateczna.

O tym, jak bardzo inicjatywa utworzenia spółdzielni odpowiadała woli robotników portowych, świadczył jej szybki rozrost. Na zebranie założycielskie 10 stycznia 1948 roku przybyło 32 członków, przeważnie działaczy związkowych, społecznych i aktywistów partyjnych. Już w cztery miesiące później, 7 maja spółdzielnia liczyła 820 członków, a 3 lipca - 2221, w tym około 1,5 tysiąca z Gdyni i około 700 z Gdańska-Nowego Portu. Pod koniec sierpnia spółdzielnia zrzeszała już ponad 3 tysiące członków, a więc prawie wszystkich robotników portowych z Wybrzeża. Zaznaczyć przy tym należy, że ten masowy napływ kandydatów był całkowicie spontaniczny, bez jakiejkolwiek presji, a nawet propagandy ze strony spółdzielni.

Wolski nie mógł wymarzyć sobie lepszego prezentu na sześćdziesiąte urodziny. W jego ojczyźnie powstała bowiem największa na świecie spółdzielnia pracy. Ogrom tej kooperatywy i poważne zadania socjalno-gospodarcze, powierzone jej przez państwo do samodzielnego wykonywania, wysunęły ją daleko naprzód poza wszystkie tego rodzaju próby podejmowane za granicą. Najbliższa jej charakterem była włoska spółdzielnia pracy marynarzy i robotników portowych "Garibaldi", ale i ta ustępowała polskiemu "Portowcowi". Był to więc niewątpliwie eksperyment na skalę światową. Eksperyment, który dokonał się w zupełnej ciszy, eksperyment zupełnie nieznany. Zagadnieniu powstania i działalności tej bardzo ciekawej kooperatywy warto byłoby poświęcić osobną rozprawę.


 Centralny Ośrodek Szkoleniowy Spółdzielczości Pracy, 1948 r.

Zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę przy "Portowcu", gdyż jest to o tyle interesujący nas wątek, że w spółdzielni tej znalazły swoje ukoronowanie prawie wszystkie dotychczasowe teoretyczne koncepcje Jana Wolskiego. Jego zdaniem ta kooperatywa spełniała prawie wszystkie kryteria prawdziwej i samorządnej spółdzielni pracy. Bardzo dobre funkcjonowanie "Portowca" stało się niezbitym dowodem na to, że idee Wolskiego nie były żadną utopią. Zawsze proponował konkretne rozwiązania organizacyjne, które, jak pokazali jego uczniowie i współpracownicy, zakładając "Portowca", mogą być z powodzeniem realizowane dla dobra robotników polskich. Wolski udowodnił tym samym, że najemnictwo bez względu na ustrój jest anachronizmem i powinno zostać zastąpione spółdzielczością pracy.

Dzięki jego badaniom (od młodzieńczych obserwacji wyładunku berlinek na Wołdze, po wykłady w Uniwersytecie Jagiellońskim) polski robotnik mógł w sposób realny poprawić swój byt. Członkiem spółdzielni mógł zostać każdy pracownik portowy, mający kwalifikacje zawodowe, stwierdzone posiadaniem własnej karty portowej.

Zarząd spółdzielni składał się z samych robotników. Pracownicy administracyjni "Portowca" (księgowi, urzędnicy) stanowili tylko biuro robotniczego zarządu. Niemniej statut gwarantował im własne prawa, włączając ich jako odrębną grupę do pracowniczego samorządu. Przystępujący do spółdzielni członek deklarował co najmniej jeden udział w wysokości 5 tysięcy złotych, który wpłacał w 100 tygodniowych ratach. W razie likwidacji spółdzielni udziały zostałyby mu zwrócone.

Najwyższą władzą w spółdzielni było Walne Zgromadzenie wszystkich członków. Absurdem byłoby jednak podejmowanie jakichkolwiek decyzji w trzytysięcznym tłumie. Dlatego Wolski przewidział system przedstawicielstwa. Każdy zespół pracowniczy (do 36 osób) wybierał spośród siebie w drodze tajnego głosowania przedstawiciela, któremu ufał i wysyłał go na obrady Walnego Zgromadzenia, które z kolei wybierało pięcioosobowy Zarząd oraz dziewięcioosobową Radę Nadzorczą. Kontrolę nad Zarządem prócz Walnego Zgromadzenia sprawowała Rada Nadzorcza, pracująca honorowo, oraz Centrala Spółdzielni Pracy, w której spółdzielnia była zarejestrowana.

Wolskiemu, Bobrownickiemu i innym inicjatorom całego przedsięwzięcia udało się rozwiązać szereg problemów, z którymi do tej pory zupełnie sobie nie radzono. Dzięki idei prac zastępczych zapewniono robotnikom pełne zatrudnienie. Wreszcie zostali oni uwolnieni od wyzysku, czując się gospodarzami w swoim środowisku pracy. Zlikwidowano także przerośniętą biurokrację.

Najgorzej przedstawiała się sytuacja mieszkaniowa. Robotnicy mieszkali w zupełnych ruderach grożących zawaleniem, w komórkach na węgiel i piwnicach. Dlatego już w pierwszych miesiącach swojego istnienia spółdzielnia podjęła inicjatywę budowy zdrowych i przestronnych mieszkań dla rodzin robotniczych. "Portowiec" uzyskał nawet na ten cel kredyty z Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej. Już z końcem 1948 roku spółdzielnia przekazała swoim członkom 68 nowych mieszkań, a w roku następnym miała oddać kolejne 130. Budowano także świetlice, przedszkola, żłobki, poczekalnie dla robotników oraz przygotowano 1600 ogródków działkowych.

Jan Wolski zwykł mawiać, że spółdzielnia pozbawiona samorządu nie jest spółdzielnią. Co najciekawsze, i na co koniecznie musimy zwrócić uwagę, samorządność w "Portowcu" nie przejawiała się tylko w najwyższej władzy Walnego Zgromadzenia, w obieralności i odwołalności Zarządu i Rady Nadzorczej, w tajności głosowania i krótkich kadencjach władz. Stworzono jeszcze instytucję, która pomyślana była jako narzędzie panowania masy członkowskiej nad wybranymi przez nią władzami. Tą instytucją był tak propagowany przez Jana Wolskiego samorząd pracowniczy.

Paradoksalnie, wraz ze zwiększeniem liczby członków spółdzielnia mogła ulec zwyrodnieniu. Im bardziej bowiem wzrasta masa członkowska, tym bardziej staje się mniej aktywna i chociaż to brzmi absurdalnie jest wtedy łatwiejsza do opanowania. Da się to wytłumaczyć wzrastającą wraz z liczbą członków trudnością prowadzenia obrad. W spółdzielniach wielkich po jakimś czasie zawsze następowała dyktatura Zarządu i dlatego spółdzielczość pracy uznawano do tej pory za odpowiednią formę gospodarowania tylko dla małych spółdzielni usługowych i przemysłowych. Utworzenie "Portowca" było prawdziwym wyłomem w tego typu przekonaniach.

Wolski już dawno wskazywał możliwości konkretnego rozwiązania tego problemu. Zresztą nie był to do końca jego autorski pomysł. Podwaliny tej koncepcji zostały bowiem stworzone przez Jerzego Kołakowskiego (ojca słynnego filozofa Leszka Kołakowskiego), który już w prasie przedwojennej publikował na te tematy. Wolski tylko dopracował tę koncepcję.

Bliższe dane o tym systemie podają nam Zasady organizacyjne robotniczego samorządu spółdzielczego spółdzielni "Portowiec". Przyjrzyjmy się więc im bliżej:

1. Zadaniem samorządu spółdzielczego "Portowca" jest wciągniecie wszystkich jego członków - robotników portowych do czynnego udziału w załatwianiu ich wspólnych spraw i bolączek na drodze zaradności zbiorowej. Tym samym ma on tworzyć mocny i trwały łącznik między władzami spółdzielni a liczną rzeszą jej członków.

2. Samorząd ten składa się z licznych, wzajemnie powiązanych, małych, jednorodnych i samorządnych komórek organizacyjnych, w ramach których urzeczywistnia się czynna współpraca członków nad załatwianiem wspólnych spraw.

3. Struktura samorządu spółdzielczego "Portowca" przedstawia się następująco:

a) Robotnicy portowi - członkowie spółdzielni dobrowolnie zrzeszają się w małe, jednorodne zawodowo i samorządne drużyny (6-10 osób). Drużyny te są zmienne co do swego składu osobowego i liczebności. O przystąpieniu lub wystąpieniu (względnie wykluczeniu) z drużyny decyduje wola danego osobnika lub uchwała członków drużyny. Każda drużyna deleguje swego przedstawiciela (drużynowego) do wyższego organu samorządu spółdzielczego (Rada Zespołowa), który może być jednak przez nią odwołany i zastąpiony innym. 3 do 5 drużyn łączy się w tak zwany zespół, na czele którego stoi Rada Zespołowa, złożona z drużynowych. Wyższą komórką organizacyjną jest zmiana, na czele której stoi Rada Zmiany, złożona z zespołowych. Najwyższym organem samorządu pracowniczego w danym porcie jest Rada Pracy. Prezydia wyłonione z obu Rad Pracy (Gdynia i Gdańsk - Nowy Port) tworzą razem Naczelną Radę Robotników Portowych, do której mają wejść również przedstawiciele ruchu zawodowego.

Delegaci zawsze działali w myśl instrukcji otrzymanych od zespołu wyborczego i zobowiązani byli składać swym wyborcom sprawozdania z wykonanych zaleceń. Rada Pracy była zaś organem doradczym, opiniodawczym oraz łącznikiem między zorganizowanymi w samorząd pracowniczy członkami a władzami spółdzielni. Faktycznie stała się najpewniejszym narzędziem panowania masy członkowskiej nad władzami, ponieważ była przez nią wyłaniana i odwoływana, obarczana instrukcjami i zobowiązywana do ich wykonania. Ponadto członkowie Rady Pracy - jak wszyscy delegaci samorządu pracowniczego - pracowali w porcie i nie otrzymywali żadnego dodatkowego wynagrodzenia oprócz odszkodowania za stracone dni pracy. Dawało im to stały i bezpośredni kontakt z robotnikami (którego pozbawieni byli członkowie Zarządu), niezależność od władz spółdzielni i - co za tym szło - zaufanie członków. O zrozumieniu zasad działania tej spółdzielni świadczą słowa jednego z pracowników Zarządu, który na zebraniu mówił:

"Jeżeli uważacie, że waszych interesów bronimy źle, jeżeli uważacie, że nie nadajemy się na nasze stanowiska, jeżeli widzicie wśród siebie ludzi, którzy tę pracę wykonają lepiej, proszę - wybierzcie ich na nasze miejsce, a my wtedy pójdziemy z powrotem do portu dźwigać worki".

Wolski, współuczestnicząc w organizowaniu "Portowca", miał ogromną satysfakcję, że jednak można stworzyć prawdziwą i samorządną spółdzielnię pracy i to w tak trudnych czasach i w tak trudnym środowisku, jakim byli robotnicy portowi. Wolski sprawami Pomorza zajmował się już przed wojną. Uważał, że robotnik portowy ma psychikę anarchisty, a poprzez kontakt z morzem i marynarzami zagranicznymi miał on szersze okno na ówczesny świat. Dlatego tak ważną sprawą było wychowanie nowego człowieka nie tylko w szkole ale i w pracy.

Wolski jak nikt inny wiedział, że kooperacja pracy, łącząc zatomizowane jednostki w zespoły, uspołecznia człowieka i uszlachetnia jego egoistyczne skłonności. Wierzył, że spółdzielczość pracy zaktywizuje robotnika, otwierając przed nim możliwości wpływania na los zespołu, a więc i swój własny. Ta forma gospodarowania chroniła człowieka przed roztopieniem się w bezosobowej masie, pozwalając wyzwolić w jednostce i w małym zespole jego indywidualne wartości. W spółdzielczości pracy - zdaniem naszego kooperatysty - było zawsze miejsce dla człowieka. Wierzył, że na tym przecież chyba nam wszystkim powinno najbardziej zależeć, bowiem to było i jest w życiu najważniejsze.

Jeszcze w kwietniu 1948 roku Wolski otrzymał konkretne zadanie zorganizowania grupy instruktorów spośród swoich najzdolniejszych studentów, którzy mieli zostać oddelegowani przez Zarząd Główny Związku Rewizyjnego Spółdzielni RP do pracy w "Portowcu". Wśród tej grupy młodych instruktorów znalazł się także Aleksander Matejko. Tak po latach wspominał te czasy:

"Prace nad urzeczywistnieniem tak pojętego samorządu posunęły się dość daleko naprzód. Dokonano nawet pierwszego wyboru delegatów z zespołów podstawowych do ogniw samorządnych wyższych szczebli (niektórym robotnikom początkowo nie podobało się, że instruktorzy przy dokonywaniu wyborów dzielą ich na zespoły; szybko jednak pojęli, że intencja jest dobra i potem już nie zgłaszali sprzeciwów".

Wszystko to byłoby jednak zbyt piękne, by mogło przetrwać w tamtym okresie. Usprawnienie pracy przeładunkowej w portach przez jej uspółdzielczenie leżało w interesie państwa, dlatego spółdzielnia ta miała przez jakiś czas zielone światło.

"Szybko jednak ujawniły się trudności - pisał Matejko - Tymczasowy zarząd Spółdzielni składał się z robotników wyłonionych przez PPR i PPS, z których tylko część była zainteresowana w rozwoju samorządu, reszta zaś myślała wyłącznie o umocnieniu własnej pozycji i przywilejów. Chodziło im po prostu o zyskanie stanowisk dyrektorskich. Dlatego poparli odgórną inicjatywę upaństwowienia spółdzielni, w rezultacie której upadła cała inicjatywa samorządu spółdzielczego ".

Mroki stalinowskiej nocy pogrzebały ostatnią prawdziwie oddolną inicjatywę stworzenia samorządnej spółdzielni pracy. Starania te nie wytrzymały próby czasu. Tysiące spółdzielni pracy, które powstawały potem, nie mogły z czystym sumieniem określać się mianem spółdzielni, gdyż nie było w nich już miejsca na jakąkolwiek samorządność. Po upadku oryginalnej koncepcji "Portowca" idea samorządności powróciła na polskie Wybrzeże dopiero wraz z ideą Rzeczypospolitej Samorządnej z programu gdańskiego NSZZ "Solidarność".

Adam Benon Duszyk

* Warto byłoby w tym miejscu przytoczyć bardziej szczegółowe zadania „Portowca". Spółdzielnia miała na celu: stworzyć jak najlepsze warunki pracy i płacy robotnikowi, podnieść sprawność wykonywania prac portowych, a przez to obniżyć koszt przeładunku i usług portów polskich. Realizacja tych celów wymagała po pierwsze, aby wszyscy robotnicy portowi (około 3250 osób) byli członkami spółdzielni „Portowiec", inaczej sprawa organizacji prac portowych zawsze byłaby załatwiana wycinkowo. Po drugie, w rękach spółdzielni musiałoby spocząć: a) kierowanie robotników do prac portowych (dopuszczające stosowanie innych zasad niż przyjęta przez giełdę pracy indywidualna kolejka dzienna), b) organizowanie prac zastępczych i kierowanie do nich robotników wyczekujących, c) przejęcie do spółdzielczego samorządnego organizowania i nadzoru wypłat i świadczeń z tytułu pracy wykonywanych dotąd przez Fundusz Wyrównawczy, d) budownictwo mieszkań dla robotników portowych jako niezbędny warunek utrzymania odpowiedniego zdrowotnie i społecznie elementu robotniczego dla prac portowych, e) decydujący wpływ na zwiększenie kadr robotników portowych przez wpływ na komisje kwalifikacyjne.

Fragment książki autorstwa Adama Benona Duszyka "Ostatni niepokorny. Jan Wolski 1888-1975 (anarchista – wolnomularz – spółdzielca)", Radomskie Towarzystwo Naukowe, 2008 r. W niniejszej publikacji opuszczono większość przypisów.

Tego samego autora

Brak pasujących artykułów