Gorący weekend w Turcji - Stambuł po zamknięciu Gezi

Qrde
Drukuj

turcjaW ubiegły weekend w Stambule doszło do kolejnych wydarzeń w ciągu protestów mieszkańców Turcji przeciwko działaniom władz.

Od czasu wypędzenia przez policję tłumów okupujących park Gezi w proteście przeciwko jego likwidacji 15 czerwca, każda sobota jest dniem intesyfikacji działań protestacyjnych w centralnej dzielnicy Stambułu, Beyoglu. I tym razem doszło do wieczornej demonstracji, która po raz kolejny została rozpędzona przez policję przy użyciu armatek wodnych, gazu  i gumowej amunicji.

Przed zapowiadaną demonstracją na placu Taksim, handlową promenadą Istiklal przemaszerowało kilkaset osób, głównie kobiet z organizacji feministycznych, celem nagłośnienia problemu obelżywego traktowania kobiet przez turecką policję w trakcie ostatnich wydarzeń. Zatrzymane i przetrzymywane w aresztach uczestniczki prostestów, dziennikarki, a nawet pechowe przechodnie, poddawane są poniżającemu traktowaniu. Dochodzi do przypadków molestowania seksualnego, a także do takich incydentów, jak ten w Ankarze, kiedy to przypadkowo spotkaną na ulicy panią, podejrzewaną, że jest matką zatrzymanego chłopca, funkcjonariusze wciągnęli do policyjnego "skorpiona", pobili, wyzwali od prostytutek, a jeden usiłował ją zmusić do całowania mu butów. Organizacje kobiece irytuje też nachalne zachęcanie przez rząd kobiet do rodzenia "co najmniej trójki dzieci". Dzień przed pochodem aktywistka Femen dokonała na lotnisku w Stambule akcji topless z hasłem: "Air Dictator: Erdogan - ze Stambułu do Kabulu". 

Kobieca demonstracja przeszła spokojnie, a na jej trasie nie pojawił się ani jeden umundurowany policjant. Jednak w tym czasie na placu Taksim, gdzie na 19:00 umówiono powszechną demonstrację, zbierało się coraz więcej armatek wodnych, wozów pancernych oraz autobusów wypełnionych gliniarzami, i około 18:00 plac został szczelnie zamknięty kordonami policji. W całej okolicy placu i parku tego dnia nie było już widać śladów dotychczasowych prostestów: napisy na ścianach i chodnikach zostały przykryte szarą farbą, a sam park Gezi obstawiony został przez funkcjonariuszy.

Wydarzenia tego wieczoru przedstawiały się następująco: Po osiemnastej przy wejściach na plac przed kordonami policji pojawia się coraz więcej demonstrantów. Na promenadzie Istiklal setki osób, sztandary głównie organizacji komunistycznych i marksistowskich, ale też ogólne flagi z przewodnim hasłem protestów: Boyun Egme - tu: chyba w znaczeniu "Wytrwajcie". Zgromadzenie wkrótce przyrasta, zebrało się co najmniej pięć tysięcy ludzi na tej jednej ulicy. Jak jest gdzie indziej - nie widać spoza policyjnych tarcz. Spora część zgromadzonych, nauczona doświadczeniami poprzednich demonstracji, przyszła zaopatrzona w kaski, różnego rodzaju osłony przed gazem, oraz środki do jego zmywania: mleko i antidotum chemiczne. Nic dziwnego - wiele obrażeń, do jakich dochodziło na stambułskich demonstracjach, powodowała sprężona woda zmieszana z środkiem drażniącym, rozpylana przez policję z armatek wodnych i ręcznych rozpylaczy pod ciśnieniem, albo strzały z wyrzutni pojemników z gazem CS, które policjanci kierowali w taki sposób, by trafiać ludzi w twarze. Już co najmniej jedenaście osób straciło w ten sposób wzrok. Na zgromadzeniu pojawiają się cwaniacy, handlujący okularkami pływackimi i gwizdkami. Przed demonstrantami wozy z armatkami wodnymi, oraz policja w bojowym rynsztunku. Niektórzy gliniarze wymachują karabinami maszynowymi, co akurat w Turcji nikogo nie zaskakuje. Operatorzy armatek wodnych prowokują, mierzą kolejno w grupy demonstrantów, jakby grozili im w zabawie. Pada krótkie ostrzeżenie, że demonstracja została zdelegalizowana. Czuć gaz, jako dodatek do tego ostrzeżenia.  Demonstranci zwiększają dystans, kto ma, zakłada maskę na oczy i nos. Po pierwszym strzale z armatki wodnej zaczyna się zwyczajny "berek" z policją w wykonaniu poszczególnych kolumn demonstrantów. Gdy chluśnie woda, albo huknie wyrzutnia, odpowiedzią jest czyjś krzyk i pisk - taki sam huk może oznaczać strzał z broni palnej, policja nie raz zastosuje tego wieczora gumowe kule - ale odbiegamy jedną kolumną, do wyłomu. Policyjne "żółwie" na tym etapie nie wychodzą, gliniarze jeżdżą armatkami i wozami pancernymi wzdłuż głównych ulic, nie zapuszczając się w wąskie uliczki, gdzie wciąż otwarte są kawiarnie. Gdy ciężkie wozy przejadą, kolumna demonstrantów z pieśnią na ustach wraca na szeroką ulicę. W stronę wozów leci, co podejdzie - plastikowe butelki, śmieci, kamienie. Raczej po to, by okazać nieposłuszeństwo. Policyjne wozy są opancerzone i okratowane, ciężko je uszkodzić. Kto odrzuci lub kopnie kanister z gazem wrzucony przez policję, nagradzany jest oklaskami. Porażonym przez gaz pomoc udzielana jest na miejscu. Przepuszczamy taksówkę z kimś, kto dostał za dużą dawkę. Maska pyłowa i gogle pomagają. W tym czasie na ulicach trwa normalne życie, z jakiegoś wana wysiada przewoźnik, chce podejść do opuszczonej przez demonstrantów barykady i ją rozebrać, by przejechać, ale zaraz pospiesznie wraca do wozu, spłoszony kolejnym hukiem i rzężeniem podjeżdżającego pancerniaka. Psy idą na całość: strzelają sikawką po bramach, do okien domów. Jeden z funkcjonariszy wybija szybę w oknie mieszkania, wrzucając tam pojemnik z gazem. Kilkukrotnie strzał z pojemnika pada z góry, z okna budynku. Taka gonitwa trwa przez parę godzin. Niektóre uliczki są zagazowane kilkukrotnie, i jeszcze po północy nawet właściciele niektórych knajp i co poniektórzy przechodnie do wyjścia na ulicę zakładają choćby maskę pyłową. W końcu przewaga zbrojna wygrywa, Taksim nie zostaje odbity. Pojedyncze osoby, które nie zdołały się schować, zostają zatrzymane przez policję. Raczej wyrywkowo niż na podstawie konkretnych podejrzeń. Mimo to bez wątpienia policja wykorzystuje monitoring w tych akcjach, szczególnie, iż tylko w kilku miejscach kamery były zniszczone - w okolicy w tym czasie operowały tysiące "oczu Wielkiego Brata", co na pewno pomagało psom w ogarnianiu taktyki na bieżąco.

Bilans sobotniej akcji - to 59 zatrzymanych oraz osoby z obrażeniami ciała. Po raz kolejny wśród relacji uczestników pojawiły się zgłoszenia dotyczące osób atakujących demonstrantów przy przyzwoleniu policji. Tym razem ponoć nie byli to tajniacy, ale czworo właścicieli sklepików rozżalonych spadkiem ruchu turystycznego. Faktem jest jednak, że policja nie interweniowała widząc typów z maczetami uganiających się za młodzieżą w kaskach, a gdy w końcu napastników zatrzymano, sąd ich uniewinnił. W tym czasie policja atakowała natomiast dziennikarzy, nie zwracając uwagę na karty prasowe.

Następnego dnia, w niedzielę, ugrupowania biorące udział w akcjach wokół Gezi, zorganizowały przy przystani Kadikoy święto oporu "Gazdanadam". Był to oficjalny festiwal, na którym atmosfera przypominałaby chyba "Przegląd piosenki zakazanej" w Gdańsku 1981 roku. Przez tydzień poprzedzający festiwal, w rożnych miejscach Stambułu rozwieszone były zapraszające nań banery - niektóre z nich niszczyła policja i straż miejska, ale wiele zachowało się - informowano też ulotkami. W niedzielę na Kadikoy zjawił się wielotysięczny tłum, wypełniając przystań, plac autobusowy, i sąsiednie ulice. Z dachow budynkow sąsiadujących z placem autobusowym, na ktorym grały zespoły i gdzie wystawiły się poszczególne ugrupowania, spuszczono olbrzymie banery z hasłami protestu. Pierwotnie teren festiwalu odgrodzony miał być policyjnymi barierkami, a kazdy wchodzący miał być rewidowany, jednak policja wkrótce odstąpiła od tego pomysłu, bo takiej ciżby ludzi nie dało się kontrolować, szczegolnie, ze niektorzy wchodzili i wychodzili po prostu skacząc przez płot. Ludność powłaziła na dachy budynków i wiaty. Dużym powodzeniem cieszyła się benefitowa sprzedaż wody, choć i tu pojawili się cwaniacy na własne konto handlujący butelkami z przezroczystym bezalkoholowym. Przebojem okazały się agitacyjne "potykacze" w formie wachlarzy z dykty. W kramikach zorganizowanych pod namiotami i w wiatach służących na codzień za przystanki, można było nabyć filmy dokumentalne, książkę i prasę, a także przypinki z hasłami protestu czy gadżety kibiców klubów sportowych, których ugrupowania solidarnie biorą udział w akcjach przeciw policji. Po terenie festiwalu krążyła samobieżna (rowery + stopy) makieta policyjnej armatki wodnej w skali 1:1, oblewająca zgromadzonych wodą, tym razem niegazowaną, a także popychana na wózku wielka atrapa puszki z gazem CS, witana przez tłum buczeniem i gwizdami. Przed koncertami na wielkiej scenie, na placu przed nią miała miejsce prezentacja niektórych grup politycznych, m.in. demonstracja przeciwko nadużyciom wobec zwierząt, zorganizowana przez stambułskich wegan. Pomiędzy tym wszystkim ustawiono wystawy: zdjęcia z akcji uliczncyh od maja do lipca, oraz karykatury polityczne sygnowane pseudonimem "Koral". W pewnym momencie po ulicy biegnącej obok placu przemaszerował pochód protestujący przeciwko policyjnej przemocy i autorytaryzmowi gabinetu Erdogana, do którego to marszu dołączyła część widowni przeglądu. Były tam bardzo różne osoby, od dzieci i młodzieży, po osoby starsze. Wspólnie śpiewano pieśni, zarówno przeróżne hymny, jak i "Bella Ciao", a na samym festiwalu między piosenkami cała zgromadzona publiczność, od babć po kiboli, wykrzykiwała hasła antyfaszystowskie. Dało się odczuć silną więź ludzi, dla których różnice polityczne między poszczególnymi odłamami nie przeszkadzały w łączeniu się w walce.

W poniedziałek park Gezi, od którego zaczęły się masowe akcje uliczne, miał zostać ponownie otwarty, z zastrzeżeniem, by nie odbywać tam demonstracji. Prawdopodobnie władze chciały w ten sposób zakończyć walki uliczne i uspokoić część wzburzonej ludności. Już wcześniej sąd wydał decyzję przeciwną pierwotnym zamierzeniom władz, czyli de facto delegalizującą zabudowanie parku. Rząd odwołał się od decyzji, a ponowne otwarcie wstrzymywano, rzekomo na czas naprawy trawnika, nasadzania drzew itp. napraw. 8 lipca, na trzy godziny po oficjalnym otwarciu parku dla ludności, miał się w nim odbyć wiec ugrupowań, które brały udział w protestach. Na to już władze nie chciały przystać, i wiec rozpędzono przy pomocy policji, najpierw spychając ludzi z parku tarczami, a potem rozpylając gaz drażniący i stosując polewaczki. Zatrzymano 35 osób, a kilkadziesiąt odniosło obrażenia. Od tego czasu media donoszą o kolejnych represjach, takich jak rewizje w mieszkaniach aktywistów ruchu "Taksimskiej Solidarności".

Przyszłość parku Gezi, jak i dalszy rozwój wydarzeń w Turcji stoi pod znakiem zapytania. Trudno też odpowiedzieć na pytanie, kto właściwie nadaje ton najliczniejszym protestom, które odbywają się w Stambule. W sobotni wieczór na Istikal w pierwszym szeregu stali komuniści. Wśród książki i prasy sprzedawanej na "Gazdanadam" przeważały pozycje marksistowskie, oraz lewicowe gazety - od mainstreamowych po niszowo-radykalne. W mieście coraz powszechniejszym widokiem są opatrzone "A w kółku" koszulki i szaliki klubu Çarşi, którego kibice wsławili się bojową postawą wobec policji. Wszędobylskim symbolem protestu są też flagi narodowe z dodanym portretem Ataturka - ichniego Piłsudskiego - choć prawdę powiedziawszy, jest tak dlatego, że obok gadżetów nawiązujących do ruchu Anonymous, oraz koszulek "The original Capulcu" ten fabryczny towar dość intensywnie i tanio jest opylany na ulicach Stambułu przez różnej maści cwaniaków niewiele mających wspólnego z polityką czy antypolityką, a po prostu usiłujących zarobić jakiś grosz na utrzymanie. Pikiety i akcje ulotkowe organizują zarówno młodoturcy przedstawiający się jako "narodowi lewicowcy" jak i studenci powołujący się na socjalizm, natomiast w graffiti na murach Stambułu powtarzają się wymiennie: "A w kółeczku", sierp i młot, oraz skróty różnych partii. Na pierwszy rzut polskiego oka - i wnosząc po transparentach, w których hasła są ważniejsze od znaczków i barw - wydaje się, że uczestnicy protestu nie bardzo chcą akcentować różniące ich dogmaty polityczne. Jest to całkiem niegłupie, zważywszy, że propaganda rządowa wykorzystuje różne łatki, by ich podzielić i zrazić do nich resztę Turków. Te rządowe działania pijarowskie wyglądają jednak coraz bardziej rozpaczliwie, z uwagi na kolejne grupy wspierające działania protestacyjne: NGO-sy, mniejszość kurdyjska, ruch LGBT, związki zawodowe czy wiele setek ugrupowań studenckich, które powstały na wyższych uczelniach. Również zagraniczni dziennikarze nie potrafią zaszufladkować tego ruchu. Z początku przedstawiano go jako świecki ruch sprzeciwiający się nadgorliwemu islamizmowi, ale dziś niektórzy dziennikarze, jak amerykanka Claire Berlinski, zauważają, że to nie imamowie sterują Erdoganem, ale to Erdogan steruje imamami, i twierdzą, że obecny autorytaryzm rządu Turcji jest po prostu kontynuacją tradycji "rządów silnej ręki", typowej dla tego kraju. Ze swej strony śmiem spostrzec, że kwestia może być znacznie prostsza: Erdogan zdaje sobie sprawę z roli Stambułu jako maszynki do wyciągania pieniędzy (turyści, przyjezdni biznesmeni, konferencje różnych szych) i jeśli najdrobniejszy nawet kawałek gruntu można do tego celu wykorzystać, to czemu nie. Dochodzi do tego wizerunek mocarstwa (najliczniejsza natowska armia, przynajmniej w Europie), któremu nie można pozwolić ucierpieć przez rojenia jakichśtam ekologów czy studentów - czyli ta sama bajka, co gdzie indziej. Z kolei protestujący wydają się rozżaleni już nie tylko samą polityką Erdogana, ale i wspieraniem faszyzującego według nich państwa przez władze USA i Unii Europejskiej.

W czasie akcji protestacyjnych, które odbyły się dotychczas zarówno w samym Stambule, jak i 60 innych miastach Turcji, zginęło dotychczas co najmniej czworo ludzi. Z wielu osób, które w tym czasie zaginęły, niektóre nie odnalazły się do dziś. Według danych Fundacji na Rzecz Praw Człowieka w Turcji (TIHV) ogłoszonych w poniedziałek, zatrzymano do tego czasu blisko trzy i pół tysiąca osób, 101 przekazano do aresztu, a kary nałożone na większość uczestników protestów - to wysokie grzywny na podstawie takich zarzutów, jak "uczestnictwo w nielegalnej organizacji", "niszczenie mienia", "posiadanie broni lub amunicji" albo "napaść na meczet". Niedawno rząd Turcji podpisał z brazylijskim dostawcą kontrakt na kolejną dostawę pojemników z gazem, ale jednocześnie wydał dyrektywę, z której wynika, że policja przejdzie wkrótce na "inne metody" rozpędzania tłumów - nie jest jasne, czy chodzi o granaty hukowe, LRAD, czy coś innego. Zainteresowanym bieżącymi informacjami o rozwoju wydarzeń w Turcji polecam strony everywheretaksim.net oraz whatishappeninginistanbul.com. Warty przeczytania jest również artykuł Iana Alana Paula przygotowujący na spotkanie z gazem łzawiącym, napisany na podstawie działań policji w Gezi (po angielsku):

http://www.jadaliyya.com/pages/index/12294/resisting-tear-gas-together

Tego samego autora

Brak pasujących artykułów