Przestępstwa nie było, ale squatersów usunęli

rozbrat.org
Drukuj
W środku zimy policjanci z psami usunęli squatersów zajmujących kamienicę w centrum Poznania. Dzisiaj okazuje się, że zatrzymani wcale nie złamali prawa

Czwartek 22 stycznia. Policyjne radiowozy blokują ul. Żydowską. Wejścia do kamienicy pod numerem 19 pilnują mundurowi z psami. Ze środka kilkunastu policjantów pojedynczo wyprowadza ośmiu młodych mężczyzn. Jeden z nich wychodzi ostentacyjnie z rękami w górze.

Policyjna akcja wygląda jak obława na groźnego przestępcę. Funkcjonariusze prowadzą zatrzymanych do nieoznakowanych furgonetek i odwożą do komisariatu na Starym Mieście.

Dlaczego policja interweniowała? Wezwali ją strażnicy miejscy, którzy rano próbowali wejść do squata przy ul. Żydowskiej. Nielegalni mieszkańcy kamienicy zabarykadowali się jednak na piętrze i - jak twierdził rzecznik straży - zaatakowali municypalnych gazem łzawiącym.

O pomoc w usunięciu squatersów straż miejską poprosił Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych. Grupa squatersów zajmowała należący do miasta pustostan od dwóch miesięcy. Na stałe mieszkało tam od 6 do 10 osób. - Ci ludzie wybili szybę od podwórza i włamali się do tej kamienicy - mówiła rzeczniczka ZKZL Magdalena Gościńska.

Na komisariacie większość squatersów odmówiła składania zeznań. Po kilku godzinach, bez postawienia żadnych zarzutów zatrzymanych zwolniono.

Co działo się dalej ze sprawą? Policja skonsultowała się z prokuraturą i... postanowiła umorzyć dochodzenie. - Wobec braku znamion przestępstwa - mówi rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak.

Policja tłumaczy, że administrator budynku, który najpierw mówił o włamaniu i nielegalnym zajęciu kamienicy, nie złożył wniosku o ściganie. A co na to ZKZL? - O wtargnięciu do budynku przy ul. Żydowskiej zawiadomiliśmy odpowiednie służby, które brały udział w interwencji. To one są zobowiązane z urzędu do wszczęcia postępowania - odpowiada Magdalena Gościńska.

Andrzej Borowiak: - Nie mam akt tej sprawy. Trudno mi to komentować.

Policja ustaliła, że nie doszło również do przestępstwa na szkodę strażników miejskich. Czy to oznacza, że squatersi nie używali gazu? - Gaz był użyty, ale prowadzący postępowanie nie uznali, że nie doszło do przestępstwa - odpowiada rzecznik Borowiak.

- Nie ma żadnych zarzutów, bo nigdy nie mogło ich być. Od początku wiedzieliśmy, że nie złamaliśmy prawa - komentuje Marek Piekarski, squater z poznańskiego Rozbratu, który na ul. Żydowskiej wspierał swoich kolegów. - Ta kamienica stała pusta i niezabezpieczona. Nikt się do niej nie włamał. Ludzie po prostu w niej zamieszkali, a nagle w środku zimy wyrzucono ich na bruk. Naszym zdaniem, akcja policji była nielegalna. Chodziło tylko o demonstrację siły i postraszenie nas. Stąd tylu policjantów na miejscu i te szczekające psy.

Nie złożyli jednak skargi na policjantów, bo - jak tłumaczą - "nie chcemy kopać się z koniem, policja ma dobrych prawników i się wybroni, a nas nie stać na walkę z nimi".

- Zadaniem policjantów nie było usuwanie, lecz wylegitymowanie, przesłuchanie i wyjaśnienie sprawy. W przypadku ośmiu osób, uczestników incydentu, właściwym miejscem do przeprowadzenia tych czynności jest komisariat, a nie ulica - odpowiada Borowiak. I dodaje: - To była interwencja jak każda inna.

Piotr Żytnicki
2009-04-16
Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań

Tego samego autora

Brak pasujących artykułów