Nowy numer Przeglądu Anarchistycznego

art
Drukuj
PA12_naStrone„Ziemia jest płaska, świnie potrafią latać, elektrownie atomowe są bezpieczne” – to jedno z prześmiewczych haseł, które krążyły po Polsce i Europie, powtarzane przez uczestników ruchu przeciwko energetyce jądrowej. Nabrało ono szczególnej grozy po katastrofie reaktora w Czarnobylu, ale awarie systemów jądrowych zdarzały się wszędzie, także w Stanach Zjednoczonych czy Szwecji, choć oczywiście nie na taką skalę. Argumenty ekologiczne były zatem w tym sporze najważniejsze, choć w obliczu trwającego wówczas wyścigu zbrojeń między Moskwą a Waszyngtonem podnoszono także tezę o niebezpieczeństwie zastosowania energetyki jądrowej do celów militarnych. Z jednej strony widmo Czarnobyla, z drugiej Hiroszimy. „Atomowy grzyb” wydawał się kłaść cieniem na przyszłości mieszkańców globu. Filmy takie jak „The Day After” z 1983 r. („Nazajutrz”), mówiące o nuklearnej katastrofie, nie dawały spać spokojnie. Przez lata 70. i 80. była to jedna z najważniejszych osi mobilizacji społecznej.

Ruchy Zielonych (ekologiczne) stanowiły konsekwencję rewolty 1968 r. – jeden odłam działaczy poszedł w akcje zbrojne, wierny klasowej retoryce i przeważnie marksistowskiej ideologii; drugi – hołdował metodom non-violence, podkreślał znaczenie indywidualnych wyborów i stylu życia, dążył do wypracowania nowych podstaw teoretycznych i praktyki. Między jednym a drugim, można zaryzykować twierdzenie, pojawił się autonomizm, którego lata świetności dadzą się jeszcze zauważyć na berlińskim Kreuzbergu.

Polska w drugiej połowie lat 80. nie miała jeszcze żadnej elektrowni atomowej. Zaplanowano zatem wybudowanie trzech: w Żarnowcu, Klempiczu (koło Poznania) i Darłowie. Odpady radioaktywne, produkt uboczny energetyki jądrowej, miały być składowane w międzyrzeckich bunkrach zbudowanych jeszcze przez nazistowskie Niemcy (i zajmowane przez nietoperze, podlegające notabene już wówczas ochronie). Zamiary te wywołały masowe protesty społeczne. Odstąpienie od tych planów było jednym z najważniejszych postulatów ruchu anarchistycznego skupionego w takich formacjach jak Ruch Społeczeństwa Alternatywnego (RSA) i Wolność i Pokój (WiP). Można bez przesady stwierdzić, że anarchiści nadawali ton tej walce. Tekst Janego Waluszki przybliża nam okres czteroletnich zmagań: od 1986 do 1990 r. – od pierwszych protestów przez wybuch w Czarnobylu, po wygrane referendum w sprawie elektrowni w Żarnowcu.

Dziś kolejne neoliberalne rządy powracają do pomysłu wybudowania elektrowni atomowych. Minęło już ćwierć stulecia, od kiedy czarnobylska radioaktywna chmura zawisła nad Polską. Była przepiękna pogoda. Ciepło. Wiele tysięcy ludzi wyległo z domów, aby zażyć pierwszych słonecznych kąpieli tamtej wiosny, a potem wszyscy rzucili się do aptek po płyn Lugola, którego zaaplikowanie miało zmniejszyć podatność na ujemne skutki promieniowania. Nie wielu już to pamięta, dlatego rząd i atomowe lobby może znowu kłamać: „energia atomowa jest bezpieczna”. Nigdy nie była, nie jest i nie będzie.

Ruch Zielonych był reakcją na totalną ekologiczną zapaść, jaka nastąpiła w wyniku intensywnej industrializacji rozpoczętej po II wojnie światowej i eksternalizacji kosztów związanych z wykorzystaniem środowiska naturalnego, dokonywanej przez kapitał. Forsowane najbardziej wyniszczające, ryzykowne i energochłonne technologie przyczyniały się do szybkich zwrotów zainwestowanego kapitału i zysków z działalności produkcyjnej, ale pojawiła się bariera ekologiczna, która oznaczała faktycznie problemy na gruncie reprodukcji siły roboczej: choroby zawodowe, zwiększone nakłady na ochronę zdrowia, kwestia dostępu do czystej wody, powietrza, pożywienia itd. Skonstatowano też na Zachodzie, że próby przerzucenia „brudnej” produkcji do krajów bloku wschodniego i trzeciego świata mają ograniczone zastosowanie – pewnego typu problemy ekologiczne przybierają charakter globalny, jak np. „efekt cieplarniany” wskutek nadmiernej emisji dwutlenku węgla. Chcąc wybrnąć z tego problemu, wdrażane są obecnie mechanizmy, które pod ekologicznym przebraniem, starają się zachować uprzywilejowaną pozycję dotychczasowych pierwszoplanowych graczy w gospodarce kapitalistycznej, którzy już wcześniej czerpali zyski z intensywnej industrializacji. „Zielony kapitalizm” stał się w układzie globalnym reżimem podtrzymującym postkolonialne stosunki społeczne, a w układzie lokalnym (krajowym) stara się pod hasłem zastosowania „czystych technologii” dostosować istniejącą strukturę klasy pracującej do potrzeb nowoczesnego kapitalizmu, nieuchronnie prowadząc do narodzin nowych sektorów rynku pracy – „przemysłu ekologicznego”. Prezentujemy te problemy w dziale „Kapitalizm w zielonym przebraniu”. Na szczególną uwagę zasługuje artykuł K. Abramsky’ego „Energia i praca w gospodarce-świecie”. Wraz z przenikaniem treści ekologicznych do oficjalnego dyskursu obserwowano coraz bardziej krytyczny stosunek do tradycyjnego sektora przemysłu wydobywczo-energetycznego. Czy tendencja ta była jedynie spowodowana troską o środowisko naturalne i człowieka? Bynajmniej. Sektory energetyczny i wydobywczy były w wielu krajach bastionem i rdzeniem zorganizowanej siły roboczej, zarzewiem wielu strajków i antysystemowych wystąpień. Przypomnijmy sobie strajki brytyjskich, polskich, rumuńskich czy ukraińskich górników. Pod hasłem „czystych technologii”, do której nasz rząd zalicza też energetykę jądrową, i walki z nadmierną emisją dwutlenku węgla pochodzącego z paliw kopalnych, uderza się dziś w związki zawodowe funkcjonujące w górnictwie i sektorze energetycznym, aby złamać opór całej klasy pracującej i przystosować ją do wymogów współczesnego kapitalizmu. Często zresztą „czysta technologia” nie oznacza, że nowe miejsca pracy, tworzone w specjalnych strefach ekonomicznych w Europie Wschodniej i Azji, oznaczają polepszenie warunków pracy robotników. Bywa, że korporacje mogą się pochwalić sterylnymi halami montażowymi, bowiem „brudną” produkcję chowa się w np. indyjskich slumsach, o czym opowiada dołączony do Przeglądu… film „Wspólne gniazdo”.

W Polsce region wałbrzyski padł jako jeden z pierwszych ofiarą neoliberalnych reform. Zamknięcie kopalń węgla kamiennego i innych przedsiębiorstw działających w ich otoczeniu doprowadziło do gwałtownego wzrostu bezrobocia, które sięga okresowo w tej części kraju nawet ponad 30 proc. Pracownicy zwolnieni z wałbrzyskich kopalń oraz ich dzieci pracują obecnie głównie w Wałbrzyskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej, jednej z największych w Polsce. Zostali pozbawiani stałego zatrudnienia i względnie stabilnej opieki społecznej. Artykuł (i film) „Strajk matek” Magdy M. pokazuje obecne realia życia w Wałbrzychu i formy oporu jakie podjęła „nowa”, często sfeminizowana, klasa robotnicza – prekariat. Warto też przypomnieć walczących z władzą lokalną i policją kopaczy z wałbrzyskich biedaszybów. Choć zatem „stara”, wielkoprzemysłowa klasa robotnicza jest już w tym regionie wspomnieniem, to w dalszym ciągu Wałbrzych pozostał „bastionem” oporu, choć charakter podejmowanych walk daleko odbiega od naszych tradycyjnych wyobrażeń na ten temat, przebiegają one na innych płaszczyznach i przyjmują odmienne formy. Piotr Krzyżaniak w artykule „Ruch lokatorski, prekariat i strajk czynszowy” dokładnie bada na przykładzie 40-tysięcznej Nowej Soli tę zmianę i rolę jaką w niej odgrywają władze lokalne. Bez przesady można powiedzieć, że działalność teoretyczna i praktyczna Magdy M. i Piotra Krzyżaniaka wybijają się w ostatnim czasie na plan pierwszy i Przegląd… z nieskrywaną przyjemnością przedstawia wyniki ich wysiłków.

Dziś energetyka jądrowa może okazać się nie problemem ekologicznym, ale sensu stricte politycznym. Nie chodzi o zagrożenie awarią i fatalne skutki z tym związane dla człowieka i środowiska naturalnego, ale o fakt, że technologia ta wymusza hierarchiczną, skrajnie niedemokratyczną strukturę społeczną – narzuca dyktaturę państwowej technokracji. A, co nie mniej ważne, uruchomione atomowe reaktory nie dają się wygasić z dnia na dzień; wymagana jest odpowiednia ilość czasu, aby je zlikwidować. Rozpad substancji radioaktywnych trwa tysiące lat. Energetyka jądrowa oznaczałaby zatem narzucenie pewnej formy systemu społecznego na wiele pokoleń do przodu. Opór przeciwko jej wdrażaniu jest zatem jednym z podstawowych zadań ruchu anarchistycznego, występującego w pierwszym przecież rzędzie przeciwko dyscyplinie i wzmożonej kontroli państwa.

Działy „Technologia w służbie władzy” oraz „Państwo – codzienny aparat represji” łączą się ze sobą w namyśle nad polityczną rolą technologii. Dowody biometryczne, monitoring, komputerowe bazy danych, nowoczesne techniki inwigilacji, broń najnowszej generacji itd. są dziś do dyspozycji tych, którzy za wszelką cenę zamierzają zachować istniejące status quo. Jak mówił Leszek Nowak, technologia nigdy nie służyła społeczeństwu, ale jego elitom: „władcom, właścicielom, kapłanom”. Czy możemy jednak zakładać, że ziszczą się postulaty anarcho-prymitywistów? Wątpliwe. Możemy mieć nadzieję, że nowe formy zbiorowego oporu tworzą też nowe ramy funkcjonowania społeczeństwa, być może posttechnologicznego, ale nie prymitywnego. A opór pojawia się na styku przeszłości z przyszłością, tu i teraz, w naszych codziennych zmaganiach z reżimem, jak to miało miejsce w przypadku Rafała Górskiego. Ten numer Przeglądu… dedykujemy jego pamięci; naszemu najlepszemu przyjacielowi i towarzyszowi wspólnych demonstracji, pikiet i debat, który żył i umarł wolny. Jesteśmy po to, aby kontynuować jego walkę – przeciwko państwu i kapitalizmowi.

////////////////////////////

////////////////////////////

Do nabycia na stronie internetowej Bractwa Trojka, w Empikach i dobrych księgarniach.

www.przeglad-anarchistyczny.org