Zawsze żyliśmy w slumsach i dziurach w ścianach. Wiemy jak zapewnić sobie dach nad głową. To my jesteśmy robotnikami, którzy zbudowali te wszystkie pałace i miasta, tu w Hiszpanii, w Ameryce i wszędzie indziej.
Buenaventura Durruti

Jesteś na archiwalnej wersji strony internetowej - przejdź na aktualną wersję rozbrat.org

Bunt, eskapizm i peryferie życia. Przegląd filmów Gusa van Santa

Aleksandra Tersa

gus_von_santW dniach 14, 15 grudnia, w Galerii@ na Rozbracie, odbył się krótki przegląd twórczości jednego z najważniejszych przedstawicieli niezależnego młodego kina amerykańskiego – Gusa van Santa. W ciągu dwóch dni obejrzeliśmy cztery ciekawe i wybitne filmy: w środę 14.12. „Moje własne Idaho” (1991), „Drugstore Cowboy” (1989) i w czwartek 15.12. „Paranoid Park” (2007) oraz „Słonia” (2003).


Przegląd odbył się w miłej, kameralnej atmosferze. W środę zebrani goście mogli wysłuchać prelekcji na temat twórczości van Santa, natomiast wszystkie seanse, późnym wieczorem w czwartek, zakończyła ciekawa dyskusja. Oprócz projekcji filmowych można było napić się gorącej herbaty i zjeść wegańskie przekąski w Cafe Barcelona.  Z przyczyn technicznych nie udało się zobaczyć najnowszej produkcji Amerykanina, „Restless” (2011), ale seans szczęśliwie zrekompensowaliśmy równie błyskotliwym i zaskakującym „Drugstore Cowboy”.

Urodzony w 1952 roku w Louisville reżyser to twórca wyjątkowy. Zadebiutował w 1985 roku niskobudżetowym, czarnobiałym obrazem filmowym „Mala Noche”, opisującym historię szesnastoletniego barmana Walta obsesyjnie zakochanego w  meksykańskim emigrancie. Już ten pierwszy, paradokumentalny film, wskaże drogę dalszych poszukiwań van Santa zafascynowanego losami bohaterów z marginesu społeczeństwa, choć często takimi, którzy na peryferiach życia znaleźli się z własnej woli, "buntownikami z wyboru" – bohaterami, „którzy nie chcą żyć według społecznych reguł, bo od dziecka noszą w sobie mit nieskrępowanej wolności”*. To świat outsiderów, wykolejeńców, bezdomnych, członków subkultur czy narkomanów.

gus_von_sant_2Po debiucie „Mala Noche” amerykański twórca postanowił wyjść z kręgu kina homoseksualnego (sam jest zdeklarowanym gejem), dzięki czemu powstały cztery lata późnej „Drugstore Cowboy”, skupiający się na historii nałogowych narkomanów-złodziei, trafił do szerszej publiczności. Każdy kolejny film Gusa van Santa spotyka się z przychylną krytyką środowisk filmowych i nie tylko. Wymienić tu można chociażby nagrodzone Oscarem „Buntownika z wyboru” (1997) czy „Obywatela Milka” (2008), które należą do tak zwanej „twórczości hollywoodzkiej” van Santa. Przede wszystkim to jednak te niezależne obrazy filmowe jak nagrodzony na festiwalu w Wenecji „Moje własne Idaho”, kontrowersyjne i piękne formalnie „Gerry” (2002) i „Paranoid Park” czy wreszcie głośny i wybitny „Słoń”, który otrzymał aż trzy nagrody na festiwalu w Cannes.

Amerykański reżyser tworzy filmy unikatowe, piękne i mroczne za razem. Scenariusze, których często sam jest autorem, oprawia niebanalną muzyką, poetyckimi zdjęciami. Zawsze zależy mu na tym, by gra była przekonywująca i szczera, dlatego wiele czasu spędza na poszukiwaniu odpowiednich aktorów – zazwyczaj młodych i niedoświadczonych, jak i na wspólnej z nimi pracy. Jego filmy są przepełnione emocjami, o których trudno jest mówić i  chyba najłatwiej jest je pokazać. Z tych powodów dzieła van Santa są w pierwszej kolejności pełne wizualnej siły. Jednocześnie ich odbiór może być dość trudny, kojarzący się nierzadko z literaturą „strumienia świadomości”. Autor obserwuje bowiem pokazywane przez siebie wydarzenia oraz świat z niezwykła ostrością, złożonością, skupiając się na każdym szczególe. To często, jak najbardziej udana, próba zanurzenia się w chwili (doskonale widać to na przykładzie „Last Days” (2005), „Paranoid Park”, „Słonia”), dzięki czemu przed widzem obnażane zostaje to co skrywane, czego na co dzień, być może, nie jest nawet świadom.

Choć reżyserowi „Mala Noche” od czasu do czasu zdarza się tworzyć filmy hollywoodzkie to nigdy nie pozbawia ich swoistej głębi i niebanalnego tematu. Powszechnie wiadomo jednak, że zarobione pieniądze z filmów wysokobudżetowych van Sant tworzy te najcenniejsze – niskobudżetowe, ambitne i niezależne obrazy filmowe, takie jak te, które oglądać mogliśmy na Rozbracie w połowie grudnia…

Moje własne Idaho / My own private Idaho (1991)

Nie bez przyczyny okrzyknięty filmem kultowym, wybitnym arcydziełem kinematografii LGBT i czołowym przedstawicielem kina niezależnego. To oryginalny dramat psychologiczny przedstawiający historię niespełnionej miłości narkoleptyka – geja Mike’a (znakomity River Phoenix) oraz pochodzącego z zamożnego domu zbuntowanego Scotta (Keanu Reeves). Chłopcy na co dzień trudnią się prostytucją, mieszkają w zaskłotowanym bloku i prowadzą dość beztroskie życie w gronie przyjaciół. To wszystko zmieni się, gdy Mike postanowi odnaleźć swoją ukochaną matkę i wyzna Scottowi miłość.

W jednym z wywiadów van Sant mówił: „Fascynują mnie ludzie, którzy mają w sobie dzikość, szaleństwo, nieprzewidywalność, co często łączy się z autodestrukcją”. Tacy właśnie są bohaterowie „Mojego własnego Idaho”, tacy też będą pojawiać się w większości dzieł Amerykanina.

Film z 1991 to także postmodernistyczna wariacja na temat szekspirowskiego dramatu „Henryk IV”, który został wpleciony w scenariusz z niezwykłą błyskotliwością.

Drugstore Cowboy (1989)

Błyskotliwy wczesny film Gusa to historia „apatycznej” komuny narkomanów żyjących w szalonych latach sześćdziesiątych. Bezrobotni, zagubieni młodzi ludzie robią wszystko by zdobyć kolejną działkę narkotyków. Napadają co rusz na apteki i szykują się do wielkiego skoku na szpital.

Główny bohater Bob (Matt Dillon), po śmierci koleżanki, która przedawkowała, postanawia porzucić dotychczasowy tryb życia. Zaczyna detoks i pracę, czyli wszystko to czym dotąd gardził. Dość szybko okazuje się, że nie jest łatwo uciec od przeszłości a duchy przeszłości czyhają na niego już za rogiem.

„Drugstore Cowboy” otrzymał między innymi nagrodę Stowarzyszenia Nowojorskich Krytyków Filmowych w 1989 roku jak i cztery nagrody Film Independent w 1990 roku, w tym za zdjęcia i scenariusz.

Paranoid Park (2007)

Adaptacja powieści Blake’a Nelsona pod tym samym tytułem. To przepiękny eksperyment filmowy, w którym tylko pozornie niewiele się dzieje. Główny bohater, nastolatek Alex (Gabe Nevins) jest zamkniętym w sobie chłopcem, który większość czasu spędza w skateparku. Alex „pod porcelanową maską efeba z obrazów Botticellego ukrywa (…) mniejsze i większe problemy”**. Chłopak wydaje się być przez całość trwania filmu nieobecny, wycofany, odcięty od innych. Z biegiem czasu widz poznaje ukrywaną przez nastolatka okrutną prawdę, z którą Alex od początku do końca musi zmierzyć się sam. Przeżycie z jakim zmaga się główny bohater ma charakter egzystencjalny i jednostkowy. „Prawda filmu polega na ukazaniu podświadomej taktyki dystansowania się wobec zagrożenia i odpowiedzialności. Psychologowie twierdzą, że w ten sposób nastolatki (…) ratują swoją psychiczną integralność. Ale to niebezpieczny proces, który łatwo prowadzi do patologii”***.

„«Paranoid Park» jest kontynuacją poszukiwań, zapoczątkowanych jeszcze w «Moim własnym Idaho», a rozwiniętych w «Słoniu» i «Last days», ale wpisuje się, również w szerszą tradycję amerykańskiego kina niezależnego, bezkompromisowego w opisie młodości, które zrywa z lansowanym przez Hollywood wzorcem. Synonimem tego kina są filmy Larry’ego Clarka, na czele z «Dzieciakami» i «Ken Parkiem», w których niewinne igraszki rodem ze szkółki niedzielnej ustąpiły miejsca brutalnemu światu, gdzie nie ma tematów tabu, ale jest miejsce dla seksu, rodzinnej przemocy, narkotyków, a nawet dla samobójstw. Tu króluje pustka i rozpacz. W «Paranoid Park»  jest podobnie (…). [Dla Alexa] jedynym sensem i radością wydaje się jazda na deskorolce, którą wszędzie ze sobą zabiera.

A jedynym miejscem, w którym ta pasja może się rozwijać, jest tytułowy Paranoid Park, miejsce, które młodzi siłą wydarli miastu. Park jest jedynym miejscem, w którym mogą stworzyć ostatni możliwy substytut wspólnoty (…). Oto dzisiejsi amerykańscy bezprizorni, których stać jeszcze na sałatkę i hot-doga w przydrożnym barze. Świat o nich zapomniał, a oni też (…) chcą go jak najszybciej wymazać z pamięci. Podczas jazdy na deskorolce poprzez rampy i tunele prawie im się to udaje”****.

Słoń / Elephant (2003)

Bardzo oszczędny w środkach, surowy i skromny projekt Gusa van Santa. Ten kontrowersyjny w rezultacie film próbuje odtworzyć wydarzenia z kwietnia 1999 roku, kiedy to w Columbine High School w Littletown w Colorado doszło do masakry – dwóch nastolatków zabiło 12 swoich rówieśników, jednego nauczyciela, 24 osoby zostały ranne. Sami sprawcy odebrali sobie życie zanim policja zdołała interweniować. „Strzelanina w Columbine odbiła się szerokim echem na całym świecie, wywołując moralną panikę związaną z młodzieżą nieprzystosowaną społecznie, środkami antydepresyjnymi, brutalnymi filmami, muzyką i grami komputerowymi, Internetem oraz powszechnym dostępem do broni”*****.

Oglądamy zwyczajny dzień z życia amerykańskich gimnazjalistów. Z ich przelotnych, z pozoru nieistotnych rozmów i zajęć, dowiadujemy się kim są, z jakimi problemami zmagają się na co dzień. Dzięki nieustępującej im na krok kamerze, poznajemy ich z każdą minuta coraz lepiej, zaprzyjaźniamy się zarówno z ofiarami jak i z ich oprawcami (sic!). Van Sant bardzo wnikliwie pokazuje świat nastolatków z ich perspektywy, dzięki czemu tak trudno jest odbiorcy pogodzić się ze śmiercią zwyczajnych dzieciaków, które w żaden sposób nie zasłużyły na tak brutalną śmierć.

„Wbrew temu czego można było się spodziewać film nie epatuje krwawymi scenami. Słyszymy dźwięk ładowanej broni, gdzieniegdzie rozlega się płacz i nawoływanie. Ale dominuje cisza. W filmie pozbawionym muzyki, w którym niewiele jest dialogów, to właśnie ona jest najbardziej wymowna. (…) przez cały czas odczuwamy stopniowo narastające napięcie. (…).

W tym filmie w przeciwieństwie do «Zabaw z bronią» M. Moor’a nikt nie wydaje sądów i nie stara się wyjaśniać przyczyn całego wydarzenia. Reżyser pokazuje co się dzieje z młodymi ludźmi, których świat wypełnia pustka. W subtelny sposób sygnalizuje nam pewne prawdy i rozwiązania, konsekwentnie wystrzegając się uogólnień i nadinterpretacji. To refleksja na temat zła, zdystansowana, chłodna i bardzo gorzka”******.

Role uczniów Gus van Sant słusznie powierzył amatorom z Portland w stanie Oregon. Młodzi ludzie doskonale poradzili sobie z zadaniem, wprowadzając do filmu dużo szczerości i autentyczności,  którym pomaga fakt, iż większość dialogów było przez nich improwizowanych.

Wspaniały, ambitny film.

Przypisy:

*/ Paweł T. Felis Buntownicy i outsiderzy, w: „Duży format”. Tekst zaczerpnięty ze strony www: [http://wyborcza.pl/1,75475,10701604,Outsiderzy_i_buntownicy.html], ostatnie wejście: 21.12.2011.

**/ Andrzej Kołodyński, Paranoid Park, w: „Kino” czerwiec 2008, s.66.

***/ Tamże, s.66.

****/ Jakub Socha, Manekiny i dzieciaki. Filmowe portrety amerykańskiej młodzieży, w: „Kino” czerwiec 2008, s.26.

*****/ Strona www: [http://pl.wikipedia.org/wiki/Masakra_w_Columbine_High_School], ostatnie wejście: 22.12.2011.

******/ Dominika Wernikowska, Niezawinnione śmierci, ze strony www: [http://www.filmweb.pl/reviews/Niezawinione+%C5%9Bmierci-973], ostatnie wejście: 22.12.2011.


Nie masz uprawnień, aby dodawać komentarze. Musisz się zarejestrować

Translate page

Belarusian Bulgarian Chinese (Simplified) Croatian Czech Danish Dutch English Estonian Finnish French German Greek Hungarian Icelandic Italian Japanese Korean Latvian Lithuanian Norwegian Portuguese Romanian Russian Serbian Spanish Swedish Ukrainian