Wiejski proboszcz w miejskiej galerii

Jarosław Urbański
Drukuj

arsenal-mleKonflikt, jaki rozgorzał na nowo w Galerii Miejskiej Arsenał w Poznaniu, ma swoje źródła w 2013 roku. Wtedy to władze miasta ogłosiły, iż zamierzają zlikwidować galerię (dosłownie, wykreślając ją z rejestru instytucji kultury) i przekazać realizowane przez nią zadania w ręce podmiotu zewnętrznego. Oznaczało to nic innego, jak groźbę skomercjalizowania placówki, która w mieście spełniała rolę galerii sztuki współczesnej. W krótkim czasie szereg osób ze świata kultury, sztuki, nauki włączyło się w kampanię przeciwko tym planom. Zebrano ponad 1600 podpisów pod petycją protestującą przeciwko zamiarom miasta. Realizowane były akcje artystyczne, zabierano liczne głosy w ramach urzędowych debat i oficjalnych listów poparcia, założony został profil w sieci informujący o dziejących się wydarzeniach i polityce Poznania (Protest Arsenału),

Zrewoltowana galeria

Cały ten konflikt sprowokował serię debat organizowanych przez zespół Galerii. Otworzyła się ona na miasto i stała się miejscem, gdzie swobodnie formułowano krytyczne opinie. Na kolejnych spotkaniach dyskusyjnych pojawiały się setki i dziesiątki osób, a przebieg debat był śledzony i relacjonowany przez lokalne media. Nie koncentrowano się przy tym na sprawach samej Galerii, ale pytano o zarządzanie kulturą, o znaczenie dóbr wspólnych, o rolę sztuki, o wynagrodzenia oraz warunki pracy pracowników kultury itd. Pracownicy Galerii w pierwszych dniach po upublicznieniu planów Urzędu Miasta odnośnie Arsenału, wszyscy zgodnie, postanowili powołać związek zawodowy Inicjatywa Pracownicza, który włączył się w trwającą, a zainicjowaną przez Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej w maju 2012 roku strajkiem artystów (zamknięto wówczas ok. 50 galerii w całym kraju), kampanię domagającą się poprawy sytuacji bytowej artystów.

W kilka miesięcy później władze miasta pod naporem krytyki ostatecznie wycofały się z planów komercjalizacji Galerii. Ale placówka żyła już własnym życiem, realizować zaczęła niezależny, krytyczny kurs (w ramach którego otrzymała od Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego spore dofinansowania na trzy całoroczne projekty kulturalne, zrealizowane ostatecznie w 2014 roku). Środowisko skupione wokół Arsenału stworzyło tygiel, skąd ustawicznie dochodził głos recenzujący poczynania miasta w ogóle, a jego działania w sferze kultury w szczególności. W takich okolicznościach, na rok przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi, priorytetem władz stało się uciszenie zrewoltowanego zespołu. Egzekutorem został Piotr Bernatowicz.

Mianowanie, wybór, pacyfikacja

Jeszcze kiedy powołano Sztab Antykryzysowy na Rzecz Poznańskiej Kultury (2010 r.), a potem Poznański Kongres Kultury (2011 r.), Bernatowicz domagał się bezwzględnego przestrzegania zasady zwoływania konkursów na dyrektorów placówek kulturalnych. Dwa lata później, kiedy Ratusz zaproponował mu nominację na szefa Galerii Miejskiej Arsenał z pominięciem konkursu, przyjął ją bez wahania. Ale i tym razem podniósł się głos krytyki. Wiele osób i środowisk zabiegało w ministerstwie kultury, aby nie zaakceptowało tego wyboru i zmusiło miasto do rozpisania konkursu. I tak też się stało.

Do finalnego rozstrzygnięcia stanęli m.in. Piotr Bernatowicz, popierany przez władze miasta, oraz dotychczasowa zastępczyni dyrektora Galerii, Karolina Sikorska, popierana m.in. przez Inicjatywę Pracowniczą. Z ramienia związku zawodowego w komisji konkursowej zasiadły dwie osoby. Ostatecznie miasto przeforsowało swojego kandydata, ale działaczki związkowe zgłosiły do protokołu szereg uwag merytorycznych co do przebiegu konkursu i zasadności wyboru Bernatowicza. Uwagi te, zgodnie z regulaminem konkursu, powinny zostać dołączone do protokołu i opublikowane (upublicznione), ale wymóg ten zignorowano. Z drugiej strony związkowczynie, zgodnie z podpisanymi oświadczeniami, nie mogły same ich upublicznić – obowiązywała ich zasada zachowania tajemnicy. Na oficjalne pismo domagające się w tej sprawie wyjaśnień, a skierowane do Wydziału Kultury i Dziedzictwa Urzędu Miasta, nigdy nie odpowiedziano.

Z formalnego punktu widzenia można założyć, iż gdyby prezydent miasta zapoznał się z dołączonymi do protokołu uwagami działaczek Inicjatywy Pracowniczej, mógłby dojść do wniosku, że konkurs trzeba unieważnić. W tym przypadku celem było wyciszenie krytyki i ostateczne ucięcie wszelkich sprzeciwów co do kandydatury Bernatowicza na dyrektorski fotel w galerii. Władze miasta, kontrolowane od 16 lat przez Ryszarda Grobelnego i jego otoczenie, założyły, że mogą sobie pozwolić na taki krok, bowiem nikt w najbliższym czasie nie będzie do sprawy wracał. Bernatowicz objął stanowisko w lutym 2014 roku. W niespełna dziesięć miesięcy później nieoczekiwanie Grobelny przegrał wybory prezydenckie, a dotychczasowy dyrektor Wydziału Kultury i Dziedzictwa Urzędu Miasta, popierający plany komercjalizacji galerii i wybór Bernatowicza, podał się do dymisji.

Dziel i rządź

Po konkursie Karolina Sikorska, która zacięcie broniła publicznego charakteru placówki, odeszła z Arsenału. Dwie członkinie związku, które zasiadały w komisji konkursowej i głosowały przeciwko Bernatowiczowi, znalazły się bezpośrednio pod jego zwierzchnictwem.

Nie osobiście, używając do tego osoby trzeciej, nowy dyrektor w pierwszym rzędzie podzielił zespół, wykorzystując i pogłębiając konflikt wywołany niewłaściwym sposobem organizacji pracy. Kuratorki pracują nad wydarzeniami, które odbywają się w godzinach wieczornych oraz w soboty i niedziele (w 2014 odbyło się w tym czasie około 100 wydarzeń). Ich czas pracy od 2014 roku jest zadaniowy. Część pracowników administracji i pracownicy techniczni pracują w określonym z góry czasie. Przy bardzo niskich zarobkach w poznańskiej kulturze (3068 zł brutto wynosiło średniomiesięcznie wynagrodzenie w 2013 r. w samorządowych instytucja kultury, przy średniej w Poznaniu wg GUS 4257 zł brutto), trudno wymagać od technicznych pracowników poświęcenia w imię sztuki współczesnej, to zaangażowanie trzeba odpowiednio wynagradzać. W budżecie placówki z reguły nie ma pieniędzy na nadgodziny, a urząd miasta naciska na jak największe oszczędności w funduszu płac. Nowy szef galerii grał na tej sprzeczności.

Wydał też zarządzenie, w którym ogranicza czas trwania danego wydarzenia. W przypadku wykładu, prelekcji czy prezentacji jest to 45 minut. W przypadku spotkania dyskusyjnego, debaty – 90 minut. „W wyjątkowych przypadkach – czytamy w zarządzeniu – po uzgodnieniu z Dyrektorem Galerii czas trwania spotkania dyskusyjnego lub debaty można będzie przedłużyć do 120 minut”. Zarządzenie nie tylko ogranicza samą dyskusję (którą do tej pory chciano ożywić), ale stawia organizatorki pod ścianą biurokratycznych wymogów.

Pomimo odejścia części osób, związek zawodowy działa dalej. Pozostało pięć osób (na kilkanaście). Należą do niego nie tylko kuratorki. Te jednak, które pozostały w organizacji, są nierówno traktowane. Ich projekty są zdecydowanie częściej odrzucane, również bez żadnej informacji zwrotnej, są one również odsuwane od autorskich projektów, próbuje im się narzuć zmianę stanowisk pracy i zakres obowiązków, karze upomnieniami itd. Mają przeczucie, iż są też gorzej premiowane, ale to trudno udowodnić, bowiem nie mają pełnej wiedzy na temat zarobków innych.

Zakrystia, nie galeria

Bernatowicz zaczął wytyczać galerii program pod dyktando urzędu miasta i własnych preferencji politycznych. Swoją pracę określił – jak się okazuje, trafnie – jako „wiejskiego proboszcza w miejskiej galerii” 1. Nie powołał Rady Programowej Galerii, a taki obowiązek nakłada na niego zarówno ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej, jak i statut placówki. Ogranicza dyskusję, a placówka pod jego kierownictwem staje się rodzajem bogobojnej zakrystii.

Podobnie jest z inną kwestią. 17 lutego 2014 roku Galeria podpisała „Porozumienie w sprawie minimalnych wynagrodzeń dla artystów i artystek”, o które zabiegało Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej przez wiele miesięcy. Teraz Bernatowicz, choć nie śmie wprost zaprzeczyć randze postulatów socjalnych, zapowiada, że zamierza się z niego (przynajmniej częściowo) wycofać. „Zdarzają się artyści – mówi w wywiadzie do Magazynu Szum – którym czasem bardziej zależy na wystawie niż na stawce, a nam też zależy na tym, żeby takiego artystę pokazać, choć nie mamy na to środków”. Czyli dokładnie zamierza zrobić to, przeciwko czemu Forum i Inicjatywa Pracownicza protestuje – oszkapić tych, którzy zdesperowani walczą o uznanie.

Zresztą sam na Facebooku deklaruje, że „od biedy raczej ucieka”. Już wcześniej dał się poznać jako zwolennik kontenerów socjalnych – projektu krytykowanego przez wiele poznańskich środowisk, w tym także artystycznych. Protestowano szeroko przeciwko budowie tego typu gett biedy. Zdystansować się od biedy pomaga mu zapewne pensja etatowego dyrektora (4000 brutto podstawy, 2000 brutto dodatku funkcyjnego plus regularne premie) i posada, którą zamierza z poświęceniem bronić.

Spór

Po wyborach samorządowych i odejściu dotychczasowych władz konflikt rozgorzał na nowo. Inicjatywa Pracownicza wydała oświadczenie sprzeciwiające się nierównemu traktowaniu swoich członkiń. Odpowiedzią były takie działania dyrektora, jak nagła i nieuzasadniona nowymi obowiązkami zmiana zakresu obowiązków jednej z kuratorek, należącej do związku zawodowego, i odsunięcie jej do końca roku od trzech dużych projektów, w które zaangażowana była merytorycznie. 17 grudnia wystosowano do nowego prezydenta miasta, z powiadomieniem dyrektora galerii, przewodniczącego rady miasta i przewodniczącego komisji kultury, list, zawierający szczegółowe zarzuty pod adresem Bernatowicza i domagający się ponownego „rozpatrzenia okoliczności konkursu na dyrektora Galerii Miejskiej Arsenał oraz odpowiedź na pismo dotyczące braku komentarzy przy protokole z ostatniego posiedzenia konkursowego”. Pozostali pracownicy wydali list, będący rodzajem PRL-owskiej lojalki, broniący Bernatowicza. Co ważne, list ten, w którym czytamy np.: „stosunek dyrektora i kadry kierowniczej do wszystkich pracowników jest wyjątkowo życzliwy i przychylny”, podpisany został m.in. przez zastępcę dyrektora oraz główną księgową, a więc kadrę kierowniczą Galerii. Nie dziwi, iż sama siebie ocenia dodatnio. Pomimo iż w liście czytamy, że „dyrektor Galerii zachęca każdego pracownika do otwartego wyrażania swoich poglądów”, na koniec część skonfliktowanego zespołu oraz kadra kierownicza stwierdza, że: „Sposób działania członkiń Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza budzi nasz stanowczy sprzeciw i protest”.

Związek zawodowy postanowił też wejść w spór zbiorowy z pracodawcą, ponieważ uważa, że nie były w ogóle przestrzegane w galerii przepisy ponadzakładowego układu zbiorowego pracy dla instytucji kulturalnych w Poznaniu, podpisanego w 1999 roku przez związki zawodowe i prezydenta Grobelnego. Powód, dla którego nie stosowano się do niego, nie jest jasny, jednakże pracownicy stracili na tym w ostatnich latach znaczące sumy. Zażądano także 650 zł brutto podwyżki, w związku z trwającą dyskusją dotyczącą kształtu budżetu miejskiego na rok 2015.

Podniosły się w Ratuszu głosy, aby komisja kultury zajęła się sprawą Arsenału na osobnym posiedzeniu. Dodatkowo podjęto z Inicjatywą Pracowniczą rozmowy na temat ewentualnych zmian płacowych. Wynik nie jest oczywiście przesądzony.

Nie ulega wątpliwości, iż w Galerii Arsenał mamy sytuację kryzysową. Jest ona wynikiem wcześniejszych niedemokratycznych rozstrzygnięć, ucinania głosów krytyki, cenzury i próby kontroli placówek kultury przez władze polityczne. Te ostatnie atakowały nie tylko ruch i ożywienie obywatelskie, jakie się pojawiło wokół Galerii, ale także np. wokół Teatru Ósmego Dnia. Dziś, po wyborach, rozstrzyga się, czy taki kierunek autorytarnej polityki będzie kontynuowany, czy też autonomia kultury i sztuki zostanie zachowana. Czy te osoby, które miały odwagę przeciwstawić się polityce ekipy Grobelnego, mogą liczyć na wsparcie, czy też raczej zostaną pozostawione na łasce jego dotychczasowych popleczników.

Przypis:
(1) http://magazynszum.pl/rozmowy/grunt-pod-nogami-rozmowa-z-piotrem-bernatowiczem