Czy anarchista powinien czytać Marksa?

Jarosław Urbański
Drukuj

Kilka uwag na marginesie „Politycznego czytania Kapitału” Harry Cleavera

mark-bakuninCzy anarchista powinien czytać Marksa? Takie pytanie jeszcze do niedawna w łonie polskiego ruchu anarchistycznego uważano za prowokacyjne i obrazoburcze. Analizowanie Marksa, cytowanie go, a nawet samo wymienianie tego nazwiska w publikacjach, narażało na zarzut „odstępstwa” i sprzyjania autorytarnej doktrynie. Polscy anarchiści raczej obnosili się ze swoją niechęcią dla teoretycznego dorobku autora „Kapitału”. Jednocześnie nie przeszkadzało im to posługiwać się w określonych momentach Marksowskimi kategoriami dla wyrażenia własnych poglądów, będąc przekonaniami, że mówią oryginalnym językiem Michała Bakunina. Podobnie traktowali także inne postacie kojarzone z teorią Marksowską, nawet wówczas kiedy potwierdzały one, pośrednio czy bezpośrednio, tezy i przewidywania myślicieli anarchistycznych. Uznania nie zyskali ani Róża Luksemburg, ani Anton Pannekoek, ani Herbert Marcuse.

Z historycznego punktu widzenia taka totalnie negująca znaczenie teorii Marksa postawa była raczej w ruchu anarchistycznym wyjątkiem niż regułą. W przeszłości, nawet najbardziej zajadli anarchistyczni jego przeciwnicy, nie mogli sobie pozwolić na to, aby szerzej nie znać jego najważniejszych prac (choćby z drugiej ręki). Traktowali je nierzadko jako część wspólnego dorobku intelektualnego. Polemiki, a nawet ostre spory były z pewnością częścią tej pracy. Nie mówiąc o tym, że spora część uczestników ruchu rewolucyjnego dość swobodnie łączyła różne przemyślenia, nie specjalnie przyjmując się „polityczną poprawnością” i ulegając chwilowym fascynacjom czy modom bardziej, niż dyscyplinie teoretycznej. Piotr Kropotkin pisał o swoich czasach, że: „między socjalistami różnych odcieni panuje zupełna niemal zgodność ideałów, jeżeli ujmować je będziemy w formie najogólniejszej”. Michał Bakunin, nie tylko z powodów kłopotów finansowych, jak się często podaje, ale po prostu doceniając znaczenie Kapitału, jako pierwszy postanowił przetłumaczyć tę pracę na język rosyjski. Choć projekt ten, jak znaczna część prac jego własnego autorstwa, nie doczekał się nigdy dokończenia. Pierwsze rosyjskie tłumaczenie „Kapitału” ostatecznie przypisuje się Mikołajowi Danielsonowi, który jednak przejął pracę od Germana Lopatina i Michała Bakunina.  Również na syndykalizmie koncepcja Marksowska odcisnęła swoje dobrze widoczne piętno, zwłaszcza w pracach Georga Sorela, który za „upadek marksizmu” obarczał winą pozytywistyczne nastawionego Engelsa. Wreszcie po II wojnie światowej najbardziej płodny i znany teoretyk ruchu anarchistycznego, Murray Bookchin, wielokrotnie, choć często krytycznie, odnosi się do dorobku Marksa. Oddziaływanie to nie było jednostronne. Aby „wypracować” swoją pozycję teoretyczną i wpływy w ruchu rewolucyjnym Marks musiał się odnieść (częściej krytycznie, rzadziej akceptując) do wielu koncepcji anarchistycznych (czy z anarchizmem później kojarzonych). „Ideologia niemiecka” jest w dużej części pracą poświeconą polemice z Maxem Stirnerem, a „Nędza filozofii” z J.P. Proudhon, którego – z kolei - przemyślenia dotyczące własności, stanowiły wg Marksa ważny dorobek myśli lewicowej. W atmosferze sporu tworzyły się koncepcyjne podstawy całego ruchu rewolucyjnego – zarówno te strategicznie skuteczne, jak też całkowicie chybione.

Ostatecznie dzisiejsza ideowa przepaść między oboma nurtami, jest konsekwencją narastającego najpierw po I, potem po II wojnie światowej, rozdźwięku między anarchizmem i komunizmem. Dodatkowo co bardziej ortodoksyjni wyznawcy obu ideologii, jak i sami historycy ruchu robotniczego i doktryn politycznych, skupiali się przede wszystkim na tym, co je różniło, mniej zajmując się podobieństwami. Wielu marksistów, wykorzystując pozycję jaka zdobyła ta doktryna w drugiej połowie XX wieku, bezwzględnie zwalczało wpływy myśli anarchistycznej zarówno w państwach komunistycznych, jak też w łonie światowego ruchu rewolucyjnego. Ale taka postawa, choć być może wówczas dominująca, nie była powszechna.  Część zwolenników koncepcji Karola Marksa, w dalszym ciągu uznawała znaczenie tendencji anarchistycznych, a niektóre z nich, pod wpływem doświadczeń związanych z partyjną marksistowską ortodoksją i ewidentnym niepowodzeniem moskiewskiego i pekińskiego modelu, zaczęła zajmować pozycje politycznie coraz bliższe anarchizmowi. Przeobrażenia te opisuje Harry Cleaver w I rozdziale swojej pracy: „Politycznego czytania Kapitału”.  Sam autor jest jakby częścią tego procesu i ostatecznie wyraża uznanie dla intelektualnego dorobku m.in. Emmy Goldman i Piotra Kropotkina (któremu poświęcił jeden ze swoich ważnych artykułów).

Ta transformacja i zbliżenie się do anarchizmu części zwolenników Marksowskiej koncepcji (choć oni sami zdają się raczej postrzegać swoją obecną pozycję, jako konsekwentne trzymanie się zarysowanych wcześniej pryncypiów) zaprzecza obawom, jakie często żywią anarchiści - iż w pracach autora „Kapitału” ukryta jest jakaś tajemnicza moc, która sprawi, iż po przeczytaniu któregoś z dzieł, utracą oni rozum i staną się zagorzałymi autorytarnymi marksistami. Niestety strachowi temu sprzyjała po części słabość teoretyczna, zwłaszcza na polu ekonomii, filozofii, socjologii powojennego anarchizmu, który stał się istotnym i ważnym dyskursem jedynie w sztuce (i okolicach), na co potwierdzenie znajdziemy w opracowaniach Herberta Reada, Stefana Morawskiego czy Piotra Piotrowskiego. Nota bene „polityczna” część ruchu nie zdołała jeszcze „przyswoić” sobie tego dorobku. Na szczęście anarchizm na zaniedbanych przez siebie polach refleksji teoretycznej zyskał „wsparcie”, często od byłych członków partii komunistycznych, jak choćby Alberta Camuse („Człowiek zbuntowany”) czy Michela Foucault („Nadzorować i karać”), co zmusiło niektórych do ukucia terminu „postanarchizm” wraz z postulatem wyjścia poza ciasne ramy dotychczasowych klasycznych dogmatów.

Ale najbardziej znaczące praktyczno-strategiczne (a nie tylko filozoficzne) zbliżenie, widać na gruncie koncepcji autonomistycznych, których Harry Cleaver jest wybitnym i konsekwentnym przedstawicielem.  Nie jest zatem dziełem przypadku, że polski przekład jego najważniejszej ksiązki wyszedł staraniem i nakładem anarchistycznej Oficyny „Trojka”, która tym sposobem chce zachęcić do studiowania (owszem - krytycznego) zarówno dzieł Karola Marksa, jak i jego kontynuatorów. Nie musimy traktować anarchizmu, jak wątłej tratwy targanej i zalewanej przez fale wrogich doktryn i propagandy. Jest on w dalszym ciągu żywą koncepcją, której celem nie jest wcale obrona własnej doktrynalnej czystości, ale wzmocnienie ruchu protestu społecznego poprzez odkrywanie i wzmocnienia jego siły - co jest także podstawowym postulatem marksizmu autonomicznego i Harry Cleavera.

Gdyby wziąć ww. postulat pod uwagę i zastosować metodę analizy politycznej, jaką stosuje Harry Cleaver w odniesieniu do wyrywka koncepcji Marksa z I tomu „Kapitału” (jego teorii wartości, utowarowienia i dwoistości pracy) dla wyjaśnienia sensu pojawienia się wielu nurtów ideologicznych w łonie jednego ruchu rewolucyjnego, trzeba byłoby odpowiedzieć na pytanie, czy ta różnorodności i spór wzmacnia czy osłabia (dziś i wcześniej) ruch emancypacyjny? Pamiętajmy, iż na gruncie koncepcji klasowych, mamy nie tylko anarchizm i marksizm (w swoim wydaniu socjaldemokratycznym i leninowskim), w ich licznych odsłonach organizacyjnych, ale też np. ideologie narodowowyzwoleńcze (nacjonalizm), a także np. radykalnie zorientowany feminizm.  Ostatecznie rodzaj ideologii jaki przyjmuje określona klasa społeczna, zależy przede wszystkim od jej składu i miejsca jakie zajmuje w społecznym podziale pracy. Ponieważ klasa robotnicza (pracownicza) jest wewnętrznie mocno różnicowana, jej poszczególne segmenty mogą przyjmować różne identyfikacje ideologiczne, a co za tym idzie, różne strategie działania.

Przykładowo większość polskich pracowników i pracownic najemnych w zaborze niemieckim, w latach 1870-1918 identyfikowała się ostatecznie z nacjonalistyczną ideologią. Wynikało to z miejsca jakie zajmowali Polacy w dynamicznie rozwijającej się niemieckiej gospodarce kapitalistycznej przełomu XIX i XX wieku. Byli to w dużej części pracownicy funkcjonujący na dwóch odmiennych rynkach pracy: w zdominowanej przez stosunki agrarne i pozostającej w półkolonialnym uzależnieniu Wielkopolsce oraz gwałtowanie industrializującym się Berlinie i/lub Zagłębiu Ruhry. Migrowali oni pomiędzy tymi regionami wahadłowo, w takt ówczesnej koniunktury gospodarczej.  Jako pracownicy gorzej wykwalifikowani zajmowali przeważnie niższą pozycję od przeciętnego przedstawiciela niemieckiej klasy robotniczej. Podziały językowe, religijne i narodowe były tu aż nadto dobrze widoczne, nie tylko w państwie, ale także na poziomie zakładów pracy. Ostatecznie Polacy stworzyli zasadniczo odrębny organizacyjnie ruch pracowniczy, z własnym związkiem zawodowym (Zjednoczenie Zawodowe Polskie - ZZP) i partią polityczną (Narodowa Partia Robotnicza - NPR).

Błędem byłoby automatycznie przyjmować, iż taka identyfikacja ideologiczna, była wynikiem jedynie „sztucznie” narzucanych robotnikom podziałów przez polskie i niemieckie elity gospodarcze i polityczne, celem lepszego ich kontrolowania. Pracownicy wywodzący się z Wielkopolski, nie byli jedynie biernym obiektem doktrynalnej manipulacji, ale przyjęte identyfikacje, formy organizacji i strategie działania odpowiadały ich potrzebom i walce z wyzyskiem. Ostatecznie uproszczonym interpretacjom, iż ulegali oni burżuazyjnej, klerykalnej czy drobnomieszczańskiej ideologii, przeczy m.in. gwałtowny przebieg walk klasowych w jakich wymienione organizacje brały udział zarówno na terenie Niemiec, tak też w Polsce zaraz po I wojnie światowej. W Wielkopolsce przedstawiciele ZZP i NPR często byli uważani, przez tutejsze mieszczaństwo i drobnych polskich kapitalistów, za forpocztę ruchu komunistycznego oraz anarchistycznego i przez to zaciekle zwalczani. Ostatecznie też, w okresie międzywojennym, kiedy istotne cechy składu wielkopolskiej klasy pracowniczej zmieniły się, ideowe sympatie robotnicze zaczęły szybko przesuwać się w stronę socjalistycznych związków zawodowych i ugrupowań komunistycznych. ZZP gwałtowanie rozpadło się, a m.in. z jego łona wyłoniła się polska wersja ruchu syndykalistycznego (Związek Związków Zawodowych), co świadczy też o tym, że formacja ta nie była wcześniej wewnętrznie jednorodna ideologicznie.

Ideologiczne i organizacyjne „przegrupowywanie się” (czy jak chce Cleaver – „rekompozycja”)  klasy robotniczej jest częstą odpowiedzią na zmieniające się warunki gospodarcze i polityczne. W tym świetle istotne jest pytanie o jedność ruchu pracowniczego. Harry Cleaver pisząc „Polityczne czytanie Kapitału” w latach 70. XX wieku, przede wszystkim traktuje podziały klasy robotniczej jako narzucane przez kapitalizm (np. str. 146-147). Jego polityczne odczytanie Marksowskich kategorii wyłożonych w I tomie Kapitału, ma za zadanie m.in. zwrócenie uwagi na „uniwersalne” cechy kapitalizmu, które stawiają pracowników w jednolitym położeniu względem klasy kapitalistycznej. Ma ich to skłonić do nieuleganiu innym, niż własne identyfikacjom. Gwoli ścisłości dodajmy, iż Cleaver zdaje sobie sprawę z realnie istniejącego wewnętrznego zróżnicowania klasy robotniczej i wynikających z tego problemów politycznych.

Dwadzieścia lat później, Beverly Silver, w książce „Globalny proletariat” (dobrze przyjętej w środowiskach marksistowskich autonomistów), poddaje jednak pod wątpliwość tezę Marksa, iż procesy proletaryzacji i traktowanie pracowników jako wartości wymiennej sprawią, iż z czasem wyłoni się homogeniczna klasa robotnicza o podobnych doświadczeniach, interesach i świadomości tak, iż ani płeć, wiek czy przynależność etniczna (narodowa) nie będą miały znaczenia i sami zrezygnują z pozaklasowych identyfikacji (str. 46-47). Odwrotnie, pisze Silver, pracownicy buntują się przeciwko traktowaniu przez kapitał jako jednolitej masy pozbawionej indywidualności, zróżnicowanej jedynie pod względem zajmowanego miejsca w procesie produkcji czy zdolności do powiększania wartości samego kapitału. W takim układzie, aby temu zdecydowanie zaprzeczyć, wykorzystują oni istniejące, lub tworzą nowe identyfikacje, nadając im też ideologiczny wyraz.

Dodajmy, iż Silver z kolei rozumie jakie problemy politycznie wynikają z tego braku jedności klasy robotniczej. Jej uwagi uwzględniają jednak istotne wątki przemyśleń z okresu „polityki tożsamości” (przełom lat 80. i 90. XX wieku). Spór toczy się natomiast wokół tego, na ile owa różnorodność identyfikacji wyrasta z podziałów klasowych i jest wyrazem heterogeniczności klasy pracującej, a na ile jest podyktowana innymi niż klasowe uwarunkowania, będące odrębnym źródłem konstytuowania się radykalnie politycznie postaw (podmiotów). Postmodernistyczne teorie ścierają się tu z perspektywą klasową, reprezentowaną zarówno przez Cleavera, jak i Silver.

To wszystko pokazuje nam, iż zarówno jedność, jak też zróżnicowanie wewnętrzne klasy pracowniczej w kontekście toczonej przez nią walki z wyzyskiem, może być różnie interpretowane. Sam Cleaver w jednym miejscu pisze, że jedność jest „fundament siły klasy robotniczej” w konfrontacji z kapitalistami (str. 146), a w innym, iż podważanie autonomii poszczególnych sektorów klasy robotniczej (np. odrębnej walki kobiet), prowadzi do prób „wciśnięcia ich” w hierarchiczne organizacje, co może w konsekwencji utrwalać podziały sprzyjające pracodawcom. Autor „Politycznego czytania Kapitału” ostatecznie przyznaje, że autonomia walk pracowniczych, za którą się bezwzględnie opowiada, „komplikuje sens jedności klasy robotniczej” (str. 151). Być może zatem lepiej w tym przypadku mówić o „spójność”, którą zachowujemy poprzez dopuszczenie ideologicznego pluralizmu. Narzucanie jednej obowiązującej ideologii nie jest ani na dłuższą metę możliwe, ani nawet dla pracujących korzystne i często prowadzi do poważnego osłabienia organizacyjnej i dyskursywnej siły ruchu pracowniczego. Pracownicy często zdają sobie sprawę, że istnienie różnych, niekiedy konkurujących ze sobą organizacji i ideologii, jest dla nich korzystne i domagają się zachowania tego pluralizmu, walcząc jednocześnie o uniezależnienie formacji odwołujących się do ich interesu, od szeroko rozumianej kurateli państwa czy pracodawców. Z drugiej strony, w obliczu konfliktu, często żądają zachowania spójności pomiędzy różnymi nurtami ruchu, co oczywiście zważywszy na niejednolite interesy robotników (najemnych i nienajemnych, pracujących w centrum kapitalizmu i na jego peryferiach, kobiet i mężczyzn ect.), jest zadaniem trudnym.

Z jednej strony jesteśmy zatem zmęczeni jałowymi sporami ideologiczno-politycznymi, które odwołują się często do już nieaktualnych uwarunkowań historycznych i toczą się w oderwaniu od obecnych walk pracowniczych; bez uwzględnienia nowego i zmieniającego się w ramach współczesnego społeczeństwa usytuowania klasy pracowniczej (i jej poszczególnych segmentów) oraz materialnych podstaw wyznaczających strukturalną, organizacyjną i dyskursywną siłę pracowników w konfrontacji  z kapitałem. Z drugiej strony wyraźnie odczuwalne są braki w analizie dyskursów (ideologii) z perspektywy obecnych walk i w powiązaniu z obecnymi walkami. Problem siły ideowej i programowej ruchu został zepchnięty na dalszy plan, w czym dziś należy upatrywać słabości koncepcji autonomistycznych, zarówno w wydaniu marksistowskim jak i anarchistycznym. Przykładowo Beverly Silver w pracy „Globalnym proletariat”, bardzo klarownie wyjaśnia znaczenie strukturalnej (wynikającej z pozycji w procesie produkcji i na rynku pracy) i organizacyjnej siły przetargowej robotników, pomijając kwestie związane z siłą dyskursywną. Silver tylko wspomina o niektórych identyfikacjach i – jak wyżej wskazałem – przestrzega przed traktowaniem ich w kategoriach „fałszywej świadomości” klasy robotniczej. W efekcie ruch na poziomie programowym i ideowym ujawnia swoją dyskursywną słabości, zarówno wtedy, jak podczas ostatnich protestów w Hiszpanii, kiedy konstruuje postulaty w nie swoim języku, jak i wówczas, jak podczas zamieszek w Wielkiej Brytanii, kiedy w ogóle nie formułuje żadnych żądań i nie artykułuje żadnych ideowych identyfikacji.

Pytanie jakie współczesny anarchista powinien zatem sobie postawić brzmi: czy można zachować spójność walk, bez znajomości innych koncepcji ideologicznych? Odpowiedź jest prosta – nie można. Jeżeli do tego zagadnienia podchodzimy z punktu widzenia prowadzonych walk, wymogów taktycznych i strategicznych, celów i środków, to musimy brać udział w tej toczonej w łonie ruchu dyskusji czy sporze. Powinniśmy uznać, że ruch ma różne identyfikacje i oblicza ideowe, które musi po prostu znać. Jedne, w danych okolicznościach historycznych, działają na korzyść walki, inne nie. Uznanie to stanowi miarę faktycznego uczestnictwa w konfliktach klasowych i próbę zrozumienia ich natury.

Czy to oznacza, że anarchista powinien porzucić swoją identyfikację ideową, wstępując w szeregi walk pracowniczych? Oczywiście nie. Zaprzeczyłby tym samy swojej tożsamości i podmiotowości nie tylko jako anarchisty, ale także jako cząstki ruchu emancypacyjnego. Identyfikacja to jednocześnie szansa na zdefiniowanie swojego miejsca w konflikcie, jak też próba wyjścia poza sztywne granice wynikające z narzuconego położenia klasowego. Chodzi o ujęcie swojej identyfikacji w kontekście wspierania walk. Uzyskać tego efektu nie można poprzez postpolityczny relatywizm, ale raczej poprzez trzymanie się swoich przekonań, prowadząc spór i uznając jednocześnie, że inne identyfikacje są częścią ruchu protestu oraz - wzorem ortodoksyjnych marksistów - nie traktować ich z góry w kategoriach „fałszywej świadomości”.