Buntownik niedostrzegający na horyzoncie niczego prócz ściany przymusów, zazwyczaj rozwala sobie o nią łeb albo kończy, najgłupiej na świecie, zaciekle jej broniąc.
Raoul Vaneigem

Jesteś na archiwalnej wersji strony internetowej - przejdź na aktualną wersję rozbrat.org

Krytyka Krytyki

Jarosław Urbański
W dniu 25 czerwca 2007 r. w Teatrze 8 Dnia odbyła się dyskusja na temat ostatnio wydanej publikacji pt.: "Krytyki Politycznej przewodnik lewicy". Organizatorem dyskusji było środowisko warszawskiej Krytyki Politycznej, ze strony której w dyskusji wzięli udział Maciej Gdula i Igor Stokfiszewski. Do debaty zaproszono przewodniczącego SLD w Poznaniu Tomasza Lewandowskiego oraz przedstawicieli ruchu anarchistycznego: Jarosława Urbańskiego (Federacja Anarchistyczna /Inicjatywa Pracownicza) i Marka "Sanczo" Piekarskiego (Federacja Anarchistyczna). W spotkaniu udział wzięło ok. 50 osób.

Czytając "Przewodnik lewicy" można wyodrębnić kilka poważnych zarzutów pod jego adresem nie dotyczących szczegółów, czy też języka, ale generalnie linii ideowej, którą on przedstawia jako lewicową.

Etatyzm.
Po pierwsze mamy tu do czynienia w "Przewodniku..." z koncepcją na wskroś etatystyczną. Przejawia się to w wielu miejscach "Przewodnika..." np. kiedy pisze się w nim, że lewica "opowiada się za ingerencją państwa w życie gospodarcze..." i postuluje tzw. progresję podatkową, jako lewicowy fundament polityki ekonomicznej. Generalnie przebija w publikacji teza sformułowana niedawno przez Kingę Dunin, że "podatki są OK". Otóż trzeba sobie powiedzieć, że ta recepta wcale nie charakteryzuje wszystkich nurtów lewicowego myślenia. Kluczowym problemem jest tu bowiem kwestia nie samych podatków, ale społecznej kontroli nad wydatkowaniem funduszy publicznych. Zatem pojawia się problem biurokracji państwowej i konieczności szerokiej decentralizacji podejmowania decyzji. O tych problemach w zasadzie w "Przewodniku..." nic nie ma. Konsternacje budzi sama definicja państwa. "Państwo - czytamy na stronie 19 - jest emanacją wspólnoty obywateli..." To pogląd raczej przynależący do dyskursu republikańskiej prawicy. Tak zdefiniowane państwo, z pominięciem kategorii klasowych, sytuuje autorów "Przewodnika..." daleko na prawo od Marksa (nie mówiąc już o nurtach anarchizujących).

Europocentryzm.
Druga kwestia to europocentryzm silnie obecny w "Przewodniku..." objawiający się m.in. akcentowaniem generalnie pozytywnej - w opinii autorów - roli integracji europejskiej, zwłaszcza dla Polski, jako rodzaju awansu cywilizacyjnego i materialnego. Czytamy: "lewica uważa, że tylko polityczne organizacje, takie jak Unia Europejska są w stanie odpowiedzieć na nacisk rynków na państwo o tendencjach opiekuńczych". Tymczasem brak tu refleksji, że państwo opiekuńcze, państwo dobrobytu, jakie ukształtowało się w Europie Zachodniej po II wojnie światowej, opierało się w dużej mierze na kolonialnym i neokolonialnym wyzysku, jakiego dopuściły się kraje europejskie wobec tzw. Trzeciego Świata; wyzysku, który trwał nieprzerwanie przez 500 lat poprzedzających powstanie państwa dobrobytu. Integracja europejska zawsze była przede wszystkim projektem ekonomicznym, a nie politycznym (w znaczeniu jakie nadaje lewica). Już w warstwie symbolicznej, do której tak chętnie odwołuje się środowisko Krytyki Politycznej, Unia Europejska ucieka od lewicowych koncepcji internacjonalistycznych. Otóż flaga Unii ma być nawiązaniem do symboliki maryjnej, a zjednoczona Europa realizacją konceptu chrześcijańskiej jedności narodów. Oczywiście w tle tli się huntingtonowski koncept "zderzenia cywilizacji" i zagrożenia ze strony islamu. Zjednoczona Europa zatem wcale nie musi być realizacją ideałów lewicowych, ale także np. faszystowskich czy chadeckich, i wcale nie oznacza dziś przezwyciężenia narodowych partykularyzmów, ale tylko zręcznie je w jednym miejscu maskuje, a w innym podsyca. UE to dla Polaków, w najlepszym wypadku, propozycja dołączenia do beneficjentów 500-letniego wyzysku kolonialnego. Propozycja być może kusząca, ale raczej niemoralna.

Modernizacja.
Po trzecie przez cały "Przewodnik..." przebija paradygmat modernistyczny, do którego autorzy się nota bene bezpośrednio przyznają. Ma on oczywiście związek z poprzednio sygnalizowanym eurpocentryzmem. Nie zagłębiając się zbytnio w ten temat trzeba stwierdzić, że modernizacja w rozumieniu autorów "Przewodnika..." łączy się z przekonaniem, że istnieje dla Polski droga awansu, co oczywiście zakłada, że znajduje się ona teraz (tak jak i inne kraje) na etapie pewnego zacofania, np. w stosunków do krajów Europy Zachodniej. Ten sposób myślenia o procesach makrospołecznych najlepiej widać na budowaniu pewnego typu opozycji: produkcji nie-materialnej (powiązanej z rozwojem technologicznym przede wszystkim komputeryzacją) i produkcji materialnej (utożsamianej przede wszystkim z wielkim, tradycyjnym fordystowskim przemysłem). Czytamy w "Przewodniku...", że "przemysł stracił centralne znaczenie w gospodarce..." Otóż w sensie globalnym nie stracił! Został tylko alokowany z krajów Europy Zachodniej i Ameryki Północnej (oraz Japonii), do krajów przede wszystkim Azji i Ameryki Łacińskiej. W miejsce produkcji przemysłowej kraje tzw. zachodnie rozwinęły inne dziedziny, które dzięki boomowi w technologiach informatycznych dają z jednej strony możliwości kontroli i czerpania zysków z produkcji zlokalizowanej w odległych regionach świata, a z drugiej ułatwiają czerpanie korzyści na własnym obszarze działalności. Produkcja nie-materialna jest tylko koniecznym uzupełnieniem produkcji materialnej, a w skali globalnej mamy do czynienia z typową segmentacją rynku pracy, który w ujęciu historycznym zmienia się, co często daje złudzenie postępu. Nie zmienia się jednak sedno problemu: generowanie niewolniczych warunków pracy. Na czym zatem zasadza się postęp? Na "doganianiu" beneficjentów globalnego kapitalizmu, czy na rewolucyjnej zmianie stosunków społecznych? Sądzę - w przeciwieństwie do proponowanego w "Przewodniku..." dyskursu modernizacyjnego - że lewica powinna być przede wszystkim czujna na "technologię" jako formę władzy. Z drugiej strony, w centrum swoich krytycznych zainteresowań powinna umieszczać nie problem modernizacji, ale problem niedorozwoju, i problem "rozwoju niedorozwoju".

Kulturalizm.
Czwarty problem to dominujący w "Przewodniku..." kulturalizm. Choć jego autorzy podkreślają znaczenie problematyki ekonomicznej i stwierdzają, że lewica powinna zajmować się zarówno "polityką tożsamości", jak też zagadnieniami np. dotyczącymi praw pracowniczych i walki o polepszenie bytu biednych, to jednak kwestie ekonomii politycznej nie są dostatecznie dobrze akcentowane. To ważne zwłaszcza w kontekście, że przez wiele lat lewicowa ekonomia polityczna była z różnych - głównych i pobocznych - dyskursów rugowana, czy na wiele sposobów marginalizowana. Moim zdaniem ten niedostatek bierze się także, z generalnej strategii jaką przyjmuje środowisko Krytyki Politycznej, akcentującej przede wszystkim "porządek symboliczny". Najlepszym dowodem na moje twierdzenie jest fakt, iż w "Przewodniku...." generalnie nie podejmuje się zagadnienia własności i prawa do zawłaszczania, kwestii jakby nie było priorytetowej w dyskursie lewicowym.

Lewica bez anarchizmu.

Z perspektywy moich własnych poglądów muszę stwierdzić, iż z "Przewodnika..." anarchizm jako część dyskursu lewicowego został usunięty. Już na poziomie pewnych odwołań ta kwestia uwydatnia nam się wyraźnie: na przykład w "Przewodniku..." jest mowa o Marksie, nie ma nic o Bakuninie; jest Žižek, nie ma Chomskyego; jest Castells, nie ma Wallersteina; jest Brzozowski nie ma Abramowskiego. Podsumowując trzeba przede zatem wszystkim powiedzieć, nie zapominając także o zaletach tego projektu, że "Przewodnik po lewicy" Krytyki Politycznej, jest przewodnikiem tylko po jej części... socjal-demokratycznej. Krytyka Polityczna, silnie akcentując kwestie konieczności "wbicia się" w mainstreamowy nurt dyskursu politycznego, w "Przewodniku..." mimochodem ujawniła główne zagrożenia tej strategii, czyli niebezpieczeństwo niedostrzeżonego stania się tego mainstreamu częścią. "Przewodnik..." w żaden sposób nie kwestionuje podstaw systemu kapitalistycznego, a fakt nazwania go przez prawicowych publicystów dziełem "lewackim" czy wywrotowym, wcale go takim, wbrew pozorom, przez to nie czyni.

Nie masz uprawnień, aby dodawać komentarze. Musisz się zarejestrować

Translate page

Belarusian Bulgarian Chinese (Simplified) Croatian Czech Danish Dutch English Estonian Finnish French German Greek Hungarian Icelandic Italian Japanese Korean Latvian Lithuanian Norwegian Portuguese Romanian Russian Serbian Spanish Swedish Ukrainian