Dyskryminacja wobec dwóch kółek

B/
Drukuj
bike-crash-vectorJak możemy przeczytać na stronie www.policja.pl , w 2010 roku rowerzyści byli sprawcami 1 588 wypadków drogowych z wszystkich 3 918 w jakich brali udział*. Ale czy rzeczywiście to wielbiciele dwóch kółek popełniają tyle błędów na drodze? Czy aby na pewno są winni? A może po prostu padli ofiarą powszechnej w naszym kraju policyjnej dyskryminacji?

21 kwietnia około godziny 16 wracałem do domu, jadąc zgodnie z przepisami dość spokojną ulicą Nowowiejskiego w Poznaniu. I pewnie dojechałbym bezpiecznie, gdyby nie pewien mężczyzna w średnim wieku, który kompletnie zignorował widok rozpędzonego rowerzysty w swoim lusterku wstecznym. Stojąc po prawej stronie drogi gwałtownie zaczął parkować samochód na wolnym miejscu po lewej stronie, skutecznie blokując mi przejazd akurat w tym momencie, gdy go wyprzedzałem. Próbując w jakiś sposób nie zmasakrować mu samochodu, skręciłem w tę samą stronę co on. Ale, na nieszczęście nie udało się! Moja ręka nie miała litości dla lusterka, w każdym razie nie przy tej prędkości, przednie koło natomiast nie sprostało krawężnikowi i rower się przewrócił pociągając za sobą mnie, już dostatecznie poobijanego. Na szczęście żyję, pomyślałem, ale z tego błędnego stwierdzenia zaraz wyprowadził mnie kierowca, wykrzykując, że takie rzeczy tysiące kosztują, wskazując na oderwane lusterko. No tak, w zestawieniu życie – lusterko, nie ma wątpliwości co ważniejsze. Nie ma także wątpliwości co do tego, że kierowca nie przepada za rowerzystami, a takie rzeczy jak zagradzanie im drogi to dla niego chleb powszedni.

Po chwili zbiegli się naoczni świadkowie, wykrzykujący przezwiska i groźby pod adresem kierowcy auta. Zjawiła się także policja. Dwóch, ubranych po cywilnemu mężczyzn, którzy akurat przez przypadek byli w pobliżu. Przeprowadzili sobie małe dochodzenie, spisali nasze dane, wezwali drogówkę. Zdążyli jeszcze orzec, że ich zdaniem, z relacji świadków, kierowcy samochodu i mojej wynika jednoznacznie, że jestem niewinny, błąd popełnił nasz nie przepadający za rowerzystami właściciel samochodu.

Na całe szczęście drogówka zjawiła się w miarę chyżo i jak szybko przybyli, tak szybko wszystkich z błędu wyprowadzili. Wysłuchali kierowcy, wysłuchali mnie, świadków zeznań nie potrzebowali, bo policja swój rozum ma i drogą dedukcji rozwiązali trapiący wszystkich problem. Tłumacząc mi, że zwykła prewencja nie zna się na przepisach ruchu drogowego (na pewno więc, stojący nieopodal cywilny samochód należący do tych policjantów, którzy byli pierwsi na miejscu zdarzenia, to tylko atrapa) i powinienem był minąć samochód z prawej strony (po chodniku? - zapytałem) lub zejść z roweru i przeprowadzić go poboczem, w razie braku takiej możliwości (ale riposta! - na zapytanie, czy jakbym jechał samochodem, to też miałbym wysiąść i poprowadzić go chodnikiem nie uzyskałem odpowiedzi, nie wiem także do teraz jak miałem w jednej chwili zatrzymać rozpędzony rower) pani M. wystawiła mi mandat w wysokości 300zł. To już była przesada! O ile z dyskryminacją mnie, jako rowerzysty, od czasu do czasu się spotykam ze strony kierowców, tak z dyskryminacją ze strony drogówki raczej rzadko, właściwie do tej pory to nigdy.

Mandatu oczywiście nie przyjąłem, teraz pozostaje mi tylko czekać na wezwanie do sądu.

A co z całej tej sprawy mam dla siebie? Oprócz niedługo mnie czekającego procesu, kolejny dowód na to, że uczciwości nie należy szukać wśród policjantów. Jednomyślności także nie, a już zwłaszcza logiki! Nawet w najmniejszym stopniu. A te wszystkie ich statystyki, które z taką lubością wstawiają na swoją stronę internetową, są nic nie warte!

Strzeżcie się zatem Drodzy Rowerzyści! Nie wiadomo kto następny padnie ofiarą drogowej dyskryminacji!

* Wypadki drogowe - raporty roczne: Wypadki drogowe w 2010 roku; www.dlakierowcow.policja.pl

Tego samego autora

Brak pasujących artykułów