Wiara i sprawa. O ruchu proanimalistycznym i związkowym

Jarosław Urbański
Drukuj
smazone_okrucienstwoNiniejszy artykuł jest rozwinięciem referatu jaki wygłosiłem 22 października 2011 roku na zlocie przedstawicieli organizacji proanimalistycznych w Poznaniu. Tuż przed tym wydarzeniem doszło do dyskusji na kilku forach internetowych na temat powiązań działalności na rzecz praw zwierząt ze związkami zawodowymi i ich staraniami w obronie praw pracowniczych. Te do tej pory postrzegane jako zupełnie odmienne obszary aktywności, okazało się, że posiadają wiele wspólnego. Jednocześnie zestawienie tych problematyk, stało się źródłem sporów.

1.
Przyczynkiem do dyskusji była sprawa podjęta przez związek zawodowy Inicjatywa Pracownicza, który wystąpił w połowie 2011 roku w obronie praw pracowników poznańskiej filii sieci sklepów zoologicznych „ZOO Centrum”, którzy protestowali nie tylko z uwagi na trudne warunki pracy, ale także sposób traktowania zwierząt (np. brak opieki weterynaryjnej). Co ważniejsze bezpośrednią przyczyną wybuchu konfliktu pracowniczego w ZOO Centrum był fakt zamrożenia żywcem chorego królika, celem zminimalizowania kosztów prowadzenia firmy. Ostatecznie nastąpił praktyczny lokaut, czyli pracodawca zwolnił zdecydowaną większość załogi trzech sklepów w Poznaniu. Również wcześniej Inicjatywa Pracownicza występowała w obronie praw pracowników różnych zakładów jak np. ubojni drobiu, fermy kurzej czy sieci barów sushi.

Kwestia związkowa zaznacza się jednak także patrząc z innej perspektywy. Chodzi o wyzysk i  łamanie podstawowych norm prawa pracy przez firmy uchodzące za sprzyjające wizji obrońcom praw zwierząt i ekologów. Najlepszym przykładem jest tu sieć barów wegańskich Green Way, która kilkakrotnie była atakowana (także przez Inicjatywę Pracowniczą) za drastyczne niekiedy łamanie praw osób przez siebie zatrudnionych. Inaczej mówiąc pod fasadą prozwierzęcej i proekologicznej działalności, uprawia się niekiedy bezwzględny wyzysk pracowników.

Działacze proanimalistyczni wzdrygają się z jednej strony przed bezpardonową krytyką firm typu Green Way, kiedy na jaw wychodzą ich antypracownicze praktyki, a z drugiej jednoznacznie dystansują się od żądań płacowych i lepszych warunków pracy, dla osób zatrudnionych w firmach zajmujących się np. hodowlą i ubojem zwierząt. Zauważmy, że takie jak tu postawienie problemu (zrównanie praw zwierząt i ludzi) zbulwersowałoby, dla odmiany, niejednego przedstawiciela biurokratycznych związków zawodowych, traktujących np. weganizm jako inteligencki „odpał”, a nie problem o doniosłym znaczeniu społecznym czy ekologicznym.

Trudność powiązania żądań proanimalistycznych z propracowniczymi leży moim zdaniem w dominującym dziś sposobie patrzenia na problemy ekologiczne i pracownicze, który jednocześnie wyznacza strategie i taktyki działania obu ruchów tak, iż wydają się one częściej stać w opozycji do siebie, niż po tej samej stronie barykady. Dotyczy to nie tylko ruchu na rzecz zwierząt, ale także sporu – przykładowo - na temat wpływu na środowisko naturalne emisji gazów cieplarniach między choćby Greenpeacem, a związkami zawodowymi reprezentującymi pracowników branży energetycznej i przemysłu wydobywczego (więcej czytaj TUTAJ)

Ograniczenia zatem bezwątpienia tkwią po obu stronach, ale skoncentruję się tu na przedstawieniu kilku barier wynikających z dotychczasowego sposobu patrzenia na to zagadnienie przez ruch proanimalistyczny.  Ujmę ję jako wieloletni wegetarianin, sympatyk ruchów na rzecz wyzwolenia zwierząt i działacz anarcho-syndykalistycznego związku zawodowego.

2.
Pierwsza trudność, moi zdaniem, leży w tym, iż problem obrony praw zwierząt część działaczy sprowadza do indywidualnego wyboru. Odmowa jedzenia mięsa czy pracy w firmach wykorzystujących zwierzęta ma – wg tego poglądu – ostatecznie doprowadzić do kresu wyzysku wszystkich istot. Błąd leży w założeniu, że wszyscy mamy swobodę w dokonywaniu osobistych, życiowych wyborów. Tymczasem warunki wyjściowe oraz wachlarz możliwych alternatyw dla chłoporobotnika żyjącego w powiecie ogarniętym strukturalnym bezrobociem, a wykształconego mieszkańca dużego miasta, są dramatycznie różne, zarówno na poziomie podejmowanej pracy, jak też modelów konsumpcji. Wynikają one nie z ograniczeń etycznych, ale – jak zobaczymy – socjalnych, ekonomicznych i historycznych.

Kładąc nacisk na swobodę indywidualnego wyboru, czynimy z problemu wyzwolenia zwierząt przedmiot „wiary”, a nie „sprawy” - „wspólnej sprawy”. Dlatego do głosu dochodzą tu argumenty przede wszystkim etyczne, przesycone „religijnym” przekonaniem o wyższości tego stanowiska względem innych, np. o charakterze socjologicznym, historycznym czy ekonomicznym. Na całe szczęście jest możliwe inne spojrzenie, które nie tylko dopuszcza założenie, że mamy ograniczone możliwości wyboru w hierarchicznie zorganizowanym społeczeństwie, ale także, że sprawa wyzwolenia zwierząt łączy się ściśle ze sprawą wyzwolenia ludzi. Murray Bookchin, twórca tzw. „ekologii społecznej” i autor książki „Przebudowa społeczeństwa”, zauważa, że najbardziej rozpowszechniony pogląd głosi, iż żeby „eksploatować świat natury (…) należy również eksploatować ludzi jako niewolników, poddanych, robotników” (Bookchin: 49). Konieczność ujarzmienia natury (postrzeganej jako wrogiej i skąpej) miało zatem tłumaczyć wszelkie rodzaje dominacji w społeczeństwie, przybierające swoje konkretne formy, na przykład w podziale pracy i za nim idącą hierarchią zawodów. Jeżeli jednak przyjmiemy, jak czyni to Bookchin, że człowiek jest integralną częścią natury, a ona sama nie zna pojęcia dominacji w znaczeniu nadawanym jej przez ludzi, to dochodzimy do przekonania, że z historycznego punktu widzenia, „panowanie człowieka nad człowiekiem poprzedza koncepcję panowania nad naturą” (Bookchin: 58) W tym ujęciu natura nie jest ani wroga, ani skąpa, a jej oponowanie było konsekwencją rozciągnięcia dominacji wyrosłej w świecie ludzi, na świat przyrody i zwierząt. Tak czy inaczej, warunkiem koniecznym wyzwolenia zwierząt, choć być może niewystarczającym, jest zniesienie dominacji jednych ludzi nad innymi, czyli zniesienie podziałów i hierarchii klasowych.

3.
W tym kontekście tylko z pozoru jedne wybory są lepsze od innych. Jesteśmy skłonni na przykład obarczać większą odpowiedzialnością za łamanie praw zwierząt, czy po prostu ich śmierć, rzeźnika czy oborowego, niż nauczyciela. Tymczasem nauczyciel krzewiąc w ramach dzisiejszego systemu edukacji m.in. antropocentryczny światopogląd, ostatecznie przyczynia się do większego „spustoszenia” środowiska naturalnego, niż – wydawałoby się – ci, którzy bezpośrednio realizują zaszczepione w procesie wychowania i kształcenia antyekologiczne modele i zachowania. Jednakże, z uwagi na fakt, że nauczyciel cieszy się pięciokrotnie większym prestiżem społecznym niż rzeźnik czy oborowy (można to z punktu widzenia socjologicznego ustalić empirycznie), częściej zwalniany jest z odpowiedzialności za udrękę i śmierć zwierząt, także przez działaczy proanimalistycznych, którzy przecież nie są wolni od społecznie uwarunkowanych ocen. Całe nieszczęście rzeźnika i oborowego polega często na tym, iż okupują oni niższe szczeble hierarchii społecznej i jednocześnie „zepchnięto” na nich nie tylko obowiązek, ale też odpowiedzialność za mordowanie zwierząt.

Kiedy mówimy, że pewni ludzie zostali „przywiązani” do zajmowania najniższych szczebli w strukturze społecznej, mamy na myśli to, iż w sensie statystycznym całe grupy społeczne są faktycznie, poprzez czynniki społeczne i ekonomiczne, zmuszone do robienia czegoś, co pozwala im przetrwać. Wyrwanie się z tego ograniczenia dotyczy przeważnie tylko jednostkowych przypadków i faktycznie nie oznacza wcale „wyjścia” poza obręb hierarchicznej struktury społecznej, ale awansowanie wyżej tak, żeby nie musieć się zajmować pracami społecznie cieszącymi się nie tylko najniższym prestiżem, ale także najniższym wynagrodzeniem.

Powstawanie hierarchicznych struktur współczesnego społeczeństwa oraz fakt ograniczeń w wyborze dróg życiowych dokonywanych przez jednostkę, można prześledzić historycznie. Na przykład u zarania kapitalizmu i kapitalistycznego podziału pracy w Europie Zachodniej, leżały tzw. „grodzenia”. Polegały one na powszechnym wywłaszczaniu i wysiedlaniu chłopów, a w miejsce ich gospodarstw o zróżnicowanej produkcji roślino-zwierzęcej, wprowadzano masową hodowlę owiec. Ostatecznie kołem zamachowym XVIII i XIX-wiecznej gospodarki kapitalistycznej był, lokowany przeważnie w miastach, przemysł tekstylny. Jego rozwój dokonał się za sprawą pierwotnej akumulacji kapitału przeprowadzonej na drodze „grodzeń”. Hodowla owiec stała się natomiast jednym z filarów nowej kapitalistycznej gospodarki (poza np. produkcją bawełny w systemie niewolniczym na amerykańskich plantacjach). Wyrugowani chłopi wędrowali do miast, gdzie ulegali proletaryzacji i najmowali się do pracy często w fabrykach produkujących odzież. Ten proces, który trwał kilkaset lat i przebiegał wieloetapowo, ostatecznie doprowadził też do bezpardonowej walki państwa z włóczęgostwem i rozbojem, dokonywanym przez pozbawionych środków do życia byłych parobków i włościan. Historycznie zatem ujmując, masowa produkcja zwierzęca na skalę przemysłową łączyła się z procesami społecznymi: wywłaszczaniem i wysiedlaniem ludzi, zmuszonych do egzystencji w zmienionych warunkach, bez szerszej możliwości wpływu na wybór drogi życiowej. Opisy ich sytuacji znajdujemy w XIX-wiecznej prozie Dickensa, Hugo i Zoli.

W tym kontekście kształtowały się też wzorce konsumpcji. Mięso stawało się główny źródłem protein, ale jego spożycie wcale nie rozkładało się równo. Wzrost spożycia mięsa dotyczył przede wszystkim klas wyższych i mieszkańców miast. Jeszcze w połowie XIX wieku, jadłospis przeciętnej rodziny chłopskiej w Wielkopolsce nie zawierał prawie wcale mięsa. „Spożycie mięsa było znikome i dotyczyło głównie dni świątecznych.” (Jezierski, Leszczyńska: 161-162). W Anglii doby narodzin kapitalizmu sprawa ta nabrała nawet politycznego znaczenia. Część przedstawicieli dysydenckich ruchów protestanckich występujących przeciwko monarchii, instytucjonalnemu kościołowi i wielkiej własności (grodzeniom) twierdziła, że mięso jest oznaką zamożności, „a odrzucenie go - aktem solidarności z uciśnionymi”. (Stuart: 56) Tym niemniej przynajmniej do połowy XX wieku konsumpcja mięsa poczytywana była za wskaźnik nie tylko zdrowego odżywiania, ale także poziomu nierówności społecznych, a większość socjalistycznych działaczy (partyjnych i związkowych) koncentrowała się nie na ogólnych zmianach stylu życia i wyżywienia, ale dostarczeniu proletariatowi tego, czym do tej pory dysponowała burżuazja.

Idąc dalej zauważmy, ze społeczeństwa europejskie, które dalece ewaluowały, nie zdołały się całkowicie uwolnić spod plagi ubóstwa i wykluczenia (np. emigranci), a mechanizmy charakterystyczne dla XIX-wiecznego kapitalizmu w najlepsze obowiązują i się rozwijają na wielu obszarach „biednego Południa”. Co więcej, globalizacja sprawiła, że dotyczą one nas w większym stopniu niż stulecie wcześniej.

4.
Podtrzymywanie stereotypowego przekonania, że jednostki ponoszą indywidualną odpowiedzialność za swoje życiowe wybory, należy do standardów dzisiejszego mieszczańskiego i liberalnego światopoglądu. Przedostaje się on do retoryki różnych ruchów społecznych, a zwłaszcza organizacji pozarządowych (NGOs). Dotyczy to wielu sfer, nie tylko ekologii czy ochrony praw zwierząt. Na przykład władze Poznania uruchomiły w ostatnich latach kampanię pod znamiennym tytułem: „Żebractwo to wybór, nie konieczność”. (Czytaj też TUTAJ) Towarzyszy jej przekonanie, że jeżeli człowiek chce, to może innymi sposobami zarabiać na utrzymanie. Ale czy na pewno? W istocie rzeczy ludzie, aby przetrwać, chwytają się różnych zajęć: nie tylko żebrzą, czy pracują w rzeźni, ale też np. się prostytuują i trudno założyć, że we wszystkich tych przypadkach odbyło się to bardziej za sprawą „wolnego wyboru”, a nie społeczno-ekonomicznych ograniczeń. Generalnie "indywidualistyczna" retoryka każe zapomnieć z jednej strony o wspólnej odpowiedzialności, a z drugiej o ewidentnych społecznych nierównościach. To po prostu rodzaj ideologicznego uzasadniania istniejącego status quo.

Tymczasem społeczeństwo nie jest prostą sumą jednostek i ich wyborów, ale o wiele bardziej skomplikowanym organizmem. Jak dobrze to zauważył Bookchin, ruch ekologicznych stara się często obejść ten problem stosując z kolei generalizację pod pojęciem „odpowiedzialności gatunkowej”. Również i ta figura retoryczna została skonstruowana w celu unieważnienia  problemu społecznego zróżnicowania, hierarchii i utrzymującego się „kastowego” podziału pracy. Wyraźnie trzeba podkreślić, iż nie wszyscy jesteśmy w równy sposób odpowiedzialni za dręczenie i śmierć zwierząt. Większa odpowiedzialność spada na tych, którzy sytuują się wyżej w hierarchii społecznej, a ze sposobu funkcjonowania dzisiejszego (kapitalistycznego) społeczeństwa, czerpią większe korzyści w formie posiadania, dochodu i władzy.

Przypatrzymy się pracującym w półniewolniczych warunkach, za minimalne wynagrodzenie w amerykańskich rzeźniach meksykańskim emigrantom. Aby utrzymać rodzinę emigranci, bywa że z narażeniem życia, muszą w poszukiwaniu zatrudnienia nielegalnie przekraczać granicę. Praca w rzeźni jest często jedyną dostępną dla nich na rynku, ponieważ biali amerykanie z klasy średniej nią po prostu gardzą (obojętnie czy jedzą mięso czy nie). Dla ich spokojnego sumienia zatrudnienie to przypada tym, którzy sytuują się na końcu „łańcucha pokarmowego” kapitalistycznej gospodarki. Byłoby w takim układzie szczególną perwersją twierdzić, iż meksykański pracownik rzeźni nie zasługuje na obronę swoich praw, na lepsze warunki pracy i wyższe wynagrodzenie i uzasadnić to maltretowaniem i zabijaniem zwierząt, tak jakby robił to on ze swojej dobrej, nieprzymuszonej woli! Oczywiście nie oznacza to równolegle, aby zapomnieć o tym, co się dzieje w rzeźni. Pojawia się natomiast konieczność zintegrowania walki o prawa zwierząt i pracownicze, wychodząc poza zwykłe „kaznodziejstwo”.

5.
Wyzysk  ludzi, przyrody i zwierząt ma to samo źródło. Dzisiejsze społeczeństwo, z swoim podziałem pracy, hierarchiczną strukturą i państwem, jest podporządkowane zasadzie gromadzenia i zysku. W tym celu jednym z podstawowych mechanizmów kapitalistycznej gospodarki jest tzw. eksternalizacja kosztów. Oznacza ona, że ci którzy czerpią zdecydowaną większość zysków z prowadzenia działalności gospodarczej, w zasadzie nigdy nie ponoszą wszystkich jej kosztów. Część z nich, często za aprobatą państwa, przenoszą na środowisko naturalne. Ofiarą tego mechanizmu padają nie tylko zwierzęta, ale także ludzie, jako część przyrody. Ekologiczny wyzysk człowieka, który leży w szczególnym zainteresowaniu związków zawodowych, to choroby zawodowe, kalectwo czy śmierć w wypadkach przy pracy. Każdego roku na całym świecie – wg danych Międzynarodowej Organizacji Pracy – ginie ponad 1,8 mln. osób wykonując swój zawód. Dziś odbywa się to przy ciągłym, pod presją kapitału, ograniczaniu wydatków na zdrowie i pomoc socjalną, a także naruszaniu norm prawa pracy i presji wydajności. A to przecież nie wszystko. Są jeszcze ofiary głodu, spowodowanego spekulacjami cenami żywności na giełdach (o czym ostatnio dość głośno), wojen prowadzonych przez państwa rozwiniętego kapitalizmu, katastrof ekologicznych w wyniku nadmiernej industrializacji i tak dalej.

Pogląd głoszący, że pomimo wszystko różnica polega na tym, iż w przypadku zwierząt (w przeciwieństwie do ludzi) mamy do czynienia z usankcjonowaną eksterminacją, grzeszy nadmiernym prawnym formalizmem. Oczywiście istnieją głębokie różnice, ale wystarczy wskazać iż handel i produkcja broni odbywa się w zgodzie z obowiązującym prawem, a czołgi, myśliwce, krążowniki i miny nie służą bynajmniej zabijaniu krów i kurczaków. Pomimo szumnie głoszonym „deklaracjom praw człowieka i obywatela” oraz przywiązania do humanistycznych tradycji, każdego dnia na naszych oczach odbywa się mordowanie ludzi. Jeżeli jesteśmy przeciwni wyżynaniu jakiegoś gatunku zwierząt, nie możemy bagatelizować faktu wyżynania się samych siebie. W globalnym ekosystemie, nie jesteśmy bowiem jakąś ewolucyjną klątwą.

Strategia ruchu proanimalistycznego musi dostrzegać, że wyzysk zwierząt ma systemowe i ogólnospołeczne przyczyny, a nie wynika tylko z naszych indywidualnych czy abstrakcyjnych gatunkowych wyborów. W swojej walce powinien kierować się żądaniami radykalnych i całościowych zmian, które zakładają także zmianę stosunków i podziału pracy oraz położenia kresu dręczeniu pracowników. Oczywiście powinien wymagać od ruchu związkowego także podejścia uwzględniającego aspekt ekologiczny i konieczność zmian systemowych, co wcale nie jest wśród działaczy pracowniczych rozpowszechnione. Wręcz przeciwnie, są oni często obojętni na sprawy ekologiczne i zachowawczy w stylu życia. Niemniej jednak tylko połączenie tych obu obszarów walk może przynieść oczekiwane efekty – dla ludzi i zwierząt jednocześnie. Być może nawet takie połączenie dałoby prawdziwie nową jakość.

Cytowana literatura:

Murray Bookchin, „Przebudowa Społeczeństwa”, Poznań 2009
Andrzej Jezierski, Cecylia Leszczyńska, „Historia gospodarcza Polski”, Warszawa 2003
Tristram Stuart, „Bezkrwawa rewolucja”, Warszawa 2011