Parlamentaryzm jest najodpowiedniejszą formą organizacji dla społeczeństwa opartego na pracy najemnej i wyzysku mas ludowych przez posiadaczy kapitału.
Piotr Kropotkin

Jesteś na archiwalnej wersji strony internetowej - przejdź na aktualną wersję rozbrat.org

„Wszyscy gadają o pogodzie - my nie”

Anti-atom-plenum
Wygląda na to, że zmiany klimatu stanowią poważny problem. Podkreśla się to z wielu stron, w kosztownych filmach, na międzynarodowych konferencjach i we wszystkich mediach. Istnieje zatem "problem klimatu", niektórzy mówią nawet o katastrofie klimatycznej, a "MY WSZYSCY" musimy w tej sytuacji działać. Najlepiej od razu - w przeciwnym wypadku świat zginie.

Problemem, jeśli zmiany klimatyczne lub klimatyczną katastrofę w takim zakresie uważa się za fakt, jest wytworzony obraz: "Wszyscy płyniemy na tej samej łodzi." W przeciwieństwie do tego ujednolicającego sposobu widzenia bardziej sensowne jest być może spojrzenie od strony konfliktów politycznych o przywilej pierwszeństwa interpretacji w kwestii klimatu i polityki energetycznej, a co z tym związane i istotniejsze, od strony różnych interesów i społecznych relacji władzy.

Kapitalizm a zasoby energii

Moc rozporządzania środkami produkcji przez kapitał i powiązany z tym dostęp do zasobów (energii) posiada w każdej strukturze kapitalistycznej znaczenie centralne. Degradacja natury jest przy tym po prostu konieczna i nie może "zostać zatrzymana" przez zwiększenie efektywności i tzw. politykę zrównoważonego rozwoju. Do tego tematu jeszcze wrócimy, teraz jednak spróbujemy naszkicować historycznie rozróżnialne modele produkcji. Interesuje nas przede wszystkim system energetyczny oraz tak regionalne, jak i globalne przepływy zasobów i towarów. W ten sposób powinno zostać naświetlone centralne znaczenie kwestii energii w kapitalizmie i związanego z nim długofalowego przesunięcia stosunków sił.

Wczesne formacje kapitalistyczne opierały się na odnawialnych zasobach naturalnych. Produkcja była czasowo i przestrzennie związana z dostępnością drewna. Z punktu widzenia procesów produkcyjnych było to dość niepraktyczne, ponieważ skutkowało to związaniem kapitału z określonymi regionami. Dominujący wtedy styl życia może być z dzisiejszego punktu widzenia także postrzegany jako niepraktyczny. Obszar reprodukcji nie był jeszcze podporządkowany obiegowi kapitału, decydującą rolę odgrywała gospodarka, w której produkcja żywności na wielu obszarach nie była zorganizowana poprzez kapitalistyczny rynek. Przynajmniej częściowo, natura nie była wówczas jeszcze postrzegana jako towar.

W ramach społecznej transformacji w stronę fordyzmu system ten szybko osiągnął swoje granice. Przez „fordyzm” określamy model zagwarantowania władzy, sposób regulacji i stabilizacji kapitalistycznego społeczeństwa. Do lat 70. z fordyzmem związanych było wiele instytucji, norm i wzorców: fordystyczny model produkcji oznaczał przede wszystkim masowe wytwarzanie dóbr konsumpcyjnych. Pracownicy zostali włączeni w udział w konsumpcji poprzez wzrost wynagrodzeń a ich organizacje zostały rozmontowane przy okrągłych stołach partnerstwa społecznego. Produkcja i reprodukcja zostały (na globalnej Północy) zorganizowane prawie wyłącznie w oparciu o rynek kapitalistyczny.

Fabryka może służyć jako ikona tych czasów. Obok „naukowej optymalizacji” organizacji pracy (dokładniejsza kontrola pracowników i ich redukcja do części zamiennych maszyn) konieczny był przede wszystkim inny system energetyczny, ponieważ zasoby odnawialne nie mogły zaspokoić błyskawicznie rosnącego popytu na energię. Z tego względu energetyczne rozwiązania fordyzmu opierały się przede wszystkim na kopalnych oraz atomowych źródłach energii. Są one stosunkowo łatwe w transporcie a użyte w produkcji pozwalają na większą wszechstronność, wzmacniając żarłoczną ekspansję kapitalizmu, która jest jego nieodzownym atrybutem.

W tym miejscu wchodzą w grę również globalne przepływy towarów. Z jednej strony poprzez transport ogromnych ilości ropy, węgla i uranu do kapitalistycznego centrum, z drugiej poprzez transport produktów i przekształconej w towar natury, np. kawy czy soi. Już tylko dla tego transportu potrzebne są wielkie ilości energii. Globalne przepływy towarów mają ściśle określony kierunek - płyną głównie z Południa na Północ, z peryferii do centrum. Fordystyczny system energetyczny opierał się na już istniejącej, wywodzącej się z kolonialnej władzy nierówności.

W międzyczasie nadszedł postfordyzm. W żadnym wypadku nie oznacza to, że coś istotnego zmieniło się w globalnych strukturach władzy. Kiedy obserwujemy system energetyczny, od lat 70. prowadzona jest dyskusja o „granicach wzrostu”, o tym, że system fordystyczny nie jest zrównoważony. Nie jest, ponieważ zrównoważony rozwój nie był nigdy założeniem powiązanym z fordystyczno- imperialną mentalnością – „bierzemy to, co nam się należy”.

Dziś jednak jest, jak już wspomniano, inaczej. Działania ruchów społecznych ekologicznych i antynuklearnych od lat 70. spowodowały, że konsekwencje fabrycznego reżimu – zniszczenie natury, zanieczyszczenie powietrza, jak i zredukowanie pracowników do kółek zębatych maszyny – zostały publicznie zauważone i skrytykowane. Ograniczoność zasobów węgla, ropy i uranu, katastrofy ekologiczne powiązane z „jakoś to będzie” paliwowych i atomowych koncernów – są dziś faktem bezdyskusyjnym.

Reżim fabryczny, wraz z charakterystycznym dla niego ogromnym zużyciem zasobów, zmodernizował się w ostatnich latach. Fabryka ciężkiego przemysłu zmieniła się w smukłą korporację posiadającą globalne powiązania i elastycznie konkurującą o lepsze lokalizacje produkcji. Ten symbol toruje drogę globalnej i kompleksowej strategii kapitalizmu; kapitał posiada nowe możliwości dostępu do siły roboczej i zasobów. Domaga się przy tym pomocy od państwa w kwestii umiejscowienia produkcji i próbuje forsować neoliberalną politykę deregulacji. Układ sił zmienił się znacznie na korzyść kapitału. Krytyka wyrażana przez ruchy społeczne była podstawowym czynnikiem tej przemiany. Została ona stopniowo opanowana, a poszczególne żądania ujarzmione i pozbawione swojej politycznej treści. Obecnie, na przykład, żądanie elektrowni wiatrowych posiada zupełnie inne znaczenie niż, powiedzmy, trzydzieści lat temu. Wyrażane wówczas, w stosunku do niszczycielskiego fordystycznego systemu energetycznego, było podstawowym postulatem opozycji wobec systemu, dziś należy już do głównego nurtu.

Jak już wspomniano, debata o efektywnym wykorzystaniu energii może nie być dla ruchów lewicowych politycznie bezpieczna, gdy chodzi o emancypację i wolność. Z kolei, z ekologicznymi, decentralistycznymi koncepcjami zaspokajania potrzeb energetycznych ruch ekologiczny witany jest z szeroko rozpostartymi ramionami. Koncerny i rządy są w tym przypadku otwarte na każdą poradę. To, że mamy kryzys ekologiczny, że fordystyczny system był niesamowicie niewydajny, że fabryki, państwa oraz, w nie mniejszym stopniu, jednostki powinny być, sprawne, smukłe zdrowe i efektywne – te łatwe (ideologiczne) prawdy nie nęcą już nikogo. Dla problemów społecznych jednak nie ma technicznych rozwiązań.

Sprzeczać trzeba by się było zatem z codziennie liczniejszym gronem eko- kapitalistów, którzy są zdania, że nie istnieje potrzeba zmian w ramach stosunków władzy, ale tylko „rewolucji efektywności”. Polemizując: czy może istnieć ekologiczny, zrównoważony kapitalizm? Pozostawmy przy tym na krótko kwestię tego, że kapitalizm jest przede wszystkim sposobem organizacji relacji społecznych, powiązanym zawsze z podporządkowaniem i wyzyskiem, chociaż dyskusja o eko - kapitalizmie, nieuwzględniająca powyższego, staje się automatycznie cyniczna.

Z tej perspektywy patrząc, nie zaprzeczymy, że biorąc pod uwagę globalny system energetyczny, zrównoważony kapitalizm jest jak najbardziej do wyobrażenia. W technokratycznym sposobie myślenia zorientowanym przede wszystkim na modernizację, jest wiele możliwych kwestii do rozpatrzenia i zrealizowania (recykling, korzystanie z odnawialnych zasobów naturalnych itd.), zapewne istnieje też technokratyczne rozwiązanie w kwestii klimatu. To, że międzynarodowe koncerny, takie jak BP, prowadzą wielkie inwestycje w zakresie alternatywnych źródeł energii, potwierdza tę tezę. Tutaj wracamy do już wspomnianej relacji między kapitalizmem a zniszczeniem natury: kapitalizm oznacza zawsze ekspansję rynku kapitalistycznego, a dalsza ekspansja większą degradację środowiska naturalnego. Tak więc, kapitalizm jako system jest zawsze niszczycielski. Celem kapitalistycznej produkcji jest osiąganie zysków. Kto nie jest konkurencyjny, idzie na dno.

Ekologicznie okiełznać kapitalizm, kształtować go jego własnymi środkami poprzez rynek- to mrzonka. Kapitalizm z jego logiką wzrostu i eksploatacji wykorzystuje wszystkie dostępne zasoby. Przy tym nie odgrywa dla niego żadnej roli, jakie ma to skutki dla ludzi lub natury. Ropę wykorzystuje się, bo istnieje i może zostać sprzedana. I nie ma znaczenia, jakie efekty przynoszą jej spalanie. „Problem klimatu” jest tak jak inne problemy ekologiczne, poważną konsekwencją funkcjonowania tego systemu.

Jeśli zatem dyskusja ograniczać się będzie do „rewolucji efektywności” lub tylko do CO2 jako głównego wroga, nic się nie zmieni. Dynamika zniszczenia zostałaby ewentualnie trochę spowolniona, ale nie zatrzymana. Zastępcze zasoby zostałyby szybko znalezione. Polityka ekologiczna musi stawiać granice logice imperialistycznego stylu życia, kapitałowi, międzynarodowym korporacjom i państwu, inaczej nie zasługuje na to miano. Moralistyczne apele skupiające się na wymierających niedźwiedziach polarnych nie pomagają w obliczu przemocy strukturalnej władzy, tak jak i nie pomaga oparcie się o naukowy dialog, który zorientowany jest na interesy wielkiego kapitału.

Zmiany klimatu a stosunki społeczne


Przyczyna biedy, głodu, społecznego wykluczenia i ucisku jest tą samą, która powoduje zmiany klimatyczne, więc należy go uznać za ten sam polityczny cel walki.

Kapitalistyczna logika eksploatacji zasobów wraz z relacjami władzy i wyzysku narzuca pytanie o stosunki społeczne. Dlatego ruch krytycznie zajmujący się problemami klimatycznymi musi nawiązać do praktyki i ruchów społecznych, które skupiają się na kapitalizmie i jego oddziaływaniu oraz współpracować z nimi. Nie trzeba na nowo odkrywać Ameryki. Nadal dobrymi przykładami są grupy działające przeciw elektrowniom atomowym, ruch pracowniczy, antyglobalistyczny, antyfaszystowski i anarchistyczny. Wiele poszczególnych problemów związanych jest bezpośrednio z samą istotą systemu kapitalistycznego. Dlatego musi on zostać zniesiony.

Znów debata o zaciskaniu pasa

W debacie na temat klimatu mówi się często, także na lewicy, o zaciskaniu pasa. Sugeruje się, że ograniczenie indywidualnej konsumpcji, ewentualnie zmiana zachowań konsumenckich przyczyni się do rozwiązania grożącego „nam wszystkim” problemu. Tak rozumie się apele o zmniejszenie liczby lotów pasażerskich, o ograniczanie prędkości na autostradach czy zmianę dostawcy energii. Ta retoryka jest podwójnie problematyczna. Przede wszystkim implikuje ona neoliberalny nacisk na wolność konsumpcji. „Wolno” nam wybierać to, co kupujemy, ale już nie to, co i jak jest produkowane.

Także dominująca nauka wyjaśnia nam ciągle...

...że jednym z największych zagrożeń, jakie przed nami stoją, są zmiany klimatyczne. Wskazują na to różne badania naukowe. Czy to oznacza jednak, że klimat nie powinien się zmieniać? Jakie standardy powinny przy tym zostać zachowane? I co się propaguje, by ten cel osiągnąć?

Zdaniem naukowców zachowany powinien zostać imperialny tryb życia i związana z nim władza kapitału z centrów gospodarki- światowej. Jak on wygląda w praktyce? W tak zwanych „krajach taniej siły roboczej” koncentruje się produkcja, przy czym tamtejsi pracownicy z trudem są w stanie wyżyć ze swoich pensji, podczas gdy w państwach Zachodu ludzie cieszą się konsumpcją i swój rozmarzony wzrok zawieszają na ekranach telefonów komórkowych. Do wytworzenia dóbr konsumpcyjnych zużywana jest ogromna ilość zasobów i energii. Te zasoby pochodzą wciąż z post- lub neokolonialnych państw. Argumentacja przy tym przebiega następująco: owe jeszcze niewystarczająco „rozwinięte” kraje za jednym zamachem produkowałyby o wiele więcej gazów cieplarnianych niż dotychczas, gdyby zaczęły iść ścieżką państw już zindustrializowanych. Dlatego ze względów ekologicznych dotychczasowy układ powinien zostać utrzymany. Tak długo, jak kapitał generuje zyski, odwracając przy tym konsumpcją naszą uwagę i krytyczną refleksję, stan ten się nie zmieni. Tak już właśnie jest, że według władzy i kapitału najlepiej jakbyśmy myślenie zostawili naukowcom. Ci już na pewno zorientują się, jaki jest problem i jak powinien zostać rozwiązany. Kapitał i władza będą wtedy działać zgodnie z zaleceniami: „Bez obaw, troszczymy się o wszystko”. Tyle że „naukowo” określa się przede wszystkim, co jest najkorzystniejsze dla przemysłu i kapitalizmu, a co za tym idzie - dla obecnych stosunków władzy. Nauka, którą się tak uprawia, jest częścią systemu władzy i choćby po to, by zachować źródła własnego finansowania, dąży swoimi środkami do utrzymania obecnych relacji. A te „jej środki” to naukowe udowodnianie nam, że ona już ten problem technicznie rozwiąże, że zna już te rozwiązania lub je za chwilę wynajdzie. Powinniśmy jej słuchać i być cicho a wtedy się wszystko jakoś ułoży.

Ten rodzaj przekonania, nawet przy aprobacie istniejących struktur dominującej nauki, nie będzie działać. Obecne i przyszłe katastrofy ekologiczne nie są bowiem problemem technicznym, tylko społecznym- mają swoje źródło w niewolących, niesprawiedliwych i nieracjonalnych relacjach społecznych.

Zmiany klimatu jako przyczyna migracji

Rządy największych zindustrializowanych państw zaczęły postrzegać , w międzyczasie, rosnącą migrację powodowaną zmianami klimatycznymi jako olbrzymi problem dla swych interesów. W licznych opracowaniach jest ona określana wręcz jako zagrożenie „bezpieczeństwa narodowego”.
Konsekwencją tego będzie jeszcze silniejsze odgrodzenie się tych państw poprzez militarnie zabezpieczone granice i wielki obozy dla uchodźców (jak np. granica UE z Marokiem). Już teraz państwa UE są w tym zakresie zgodne.

Jak ucieka się od odpowiedzialności, można zobaczyć na przykładzie wyspy Tuvalu na Pacyfiku. Przedstawiciele 11 000 mieszkańców dowiadywali się u szefów państw Australii i Nowej Zelandii, czy zostaliby przyjęci, jeśli zgodnie z prognozami ich wyspa zostanie zatopiona przez ocean. Do przerażenia dotyczącego tego zapytania dołączyła wspaniałomyślna oferta Nowej Zelandii, że może przyjąć rocznie 75 (!) mieszkańców tego małego wyspiarskiego państwa.

Przy okazji aktualnych konferencji klimatycznych i podejmowanych staraniach bynajmniej nie chodzi krajom Pierwszego Świata o to, by zrobić coś dla środowiska. Nie chodzi też o to, by z czystej miłości bliźniego uczynić coś dobrego. Widoczne jest, że głównym celem jest zapewnienie dotychczasowego standardu życia, niezahamowanej produkcji, zysków i własnej konsumpcji.

Styl życia w krajach zindustrializowanych był i nadal jest możliwy jedynie kosztem innych. Kolonialne stosunki są reprodukowane i pogłębiane przez zmiany klimatyczne. Problemy społeczne są strukturalnie zaostrzane i owocują olbrzymim wzrostem liczby „klimatycznych uchodźców”. ONZ zakłada jej wzrost z 25 (1995) do 200 milionów rocznie do połowy stulecia. W tej sytuacji żądanie sprawiedliwości społecznej wymaga dziś zniesienia granic.

Rola organizacji pozarządowych (NGOsów)

Jak w inne popularne obszary polityki, w debatę klimatyczną włączają się także NGOsy. Nierzadko doradzają rządzącym, jak ma to miejsce przy międzynarodowych konferencjach klimatycznych, hamując przy tym działania faktycznych ruchów społecznych.

Co to są NGOsy? Nie ma jednoznacznej definicji. Z reguły jednak są to organizacje mało demokratyczne, nienegujące kapitalizmu i niepodważające istniejących struktur władzy; chciałyby raczej mieć coś do powiedzenia w określonych kwestiach i korygować obecny system. Jednym z ważniejszych kryteriów jest profesjonalna organizacja, dążąca do domniemanych realistycznych celów i ściśle współpracująca z władzą. NGOsy często określają się jako reprezentanci tzw. społeczeństwa obywatelskiego i w ten też sposób są odbierane przez rządzących. Istnieją też NGOsy posiadające akredytację na obrady ONZ, mające status konsultantów. Doradztwo polityczne jest nowym sloganem, z którym związanych czuje się wiele organizacji pozarządowych. Siedzą przy dobrze kontrolowanym, dostawionym z boku stoliku nie widząc nawet, jak ograniczone są ich możliwości udziału.

 NGOsy często nie mogą działać niezależnie, ponieważ uzależnione są od finansowego wsparcia, czy to od państwowych urzędów, fundacji czy też od korporacji. Są silnie zorientowane na rynek mediów i darowizn. Nie oznacza to, że ruch społeczny nie potrzebuje pieniędzy od określonych fundacji, czy darowizn. Jednocześnie jednak nie można prowadzić polityki swoich darczyńców.

„(...) NGOsy są [...] rozumiane jako element politycznego kompleksu władzy i regulacji, który za Gramscim określa się jako 'rozszerzone państwo'. NGOsy biorą udział w 'transformacji państwa'. Jako że państwo się internacjonalizuje, zdane jest na jak największy konsensus w ramach społeczeństwa obywatelskiego, które ze swojej strony tworzy transnarodowe struktury lub sieci, jako odpowiedź na globalizację. NGOsy funkcjonują jako społeczna instancja regulacyjna, która przydaje legitymizacji hegemonicznego projektu neoliberalnej globalizacji – w ten ambiwalentny sposób zdobywając dla niej akceptację”.

NGOsy przeważnie tracą obraz całości, strukturalnych zależności. Odnoszą się do swoich pojedynczych, realistycznych, korygujących system żądań. Natomiast oddolne ruchy społeczne walczące o inny świat nie zadowalają się małymi i akceptowalnymi przez władze ustępstwami. NGOsy, z tej perspektywy, mogą służyć jako „przegląd techniczny dla dobrej polityki rządowej”. Krytyka państwa, antykapitalistyczna postawa zasadniczo nie pasują do nich, jako że wolą współpracować z rządowymi jednostkami, upominać się o małe reformy, a nie kwestionować system jako taki. Rządowy przywilej pierwszeństwa interpretacji jest akceptowany przez NGOsy, a rządy przyjmują uprawnioną krytykę i potrafią skierować ją na takie tory, że nie wstrząsa ona systemem, tylko przeciwnie, tworzy społeczną akceptację dla ich posunięć.

Wiele NGOsów staje się nieświadomie pomocą dla rządów lub korporacji, odbierając w ten sposób siłę głębszej krytyce. Jednak koncentracja władzy i leżące u jej podstaw stosunki dominacji muszą zostać zakwestionowane, aby przeprowadzić zmiany na skalę globalną. Neoliberalna globalizacja musi zostać zanegowana jako całość, aby stworzyć solidarne, demokratyczne i wyemancypowane społeczeństwo.

Aby rozwiązać problemy ekologiczne, należy rozwiązać problemy społeczne- znieść kapitalizm, patriarchat i państwo wraz z innymi mechanizmami władzy, takimi jak rasizm czy religijny fanatyzm. Nie osiągnie się tego jednak tylko poprzez apele lub wiarę w siłę lepszych argumentów. Konieczne są również akcje bezpośrednie. Przy obecnych stosunkach władzy można co prawda działać „tylko” w pojedynczych kwestiach. Nie można jednak przy tym ograniczać się w doborze środków.

Potrzeba prawdziwej demokracji i egalitarnego społeczeństwa. Gospodarki, która nie kieruje się chęcią zysku, tylko konkretnymi potrzebami człowieka. To, jak radzić sobie z naszymi problemami, nie powinno być decydowane przez rząd czy na najwyższych piętrach korporacyjnych wieżowców. W naszych strukturach politycznych, wspólnotach mieszkaniowych, grupach, komunach i kolektywach próbujemy współpracować ze sobą inaczej. Przy tym jednak rozbijamy się często o uwewnętrznione w nas mechanizmy władzy. Musimy zaatakować je nie tylko politycznie, ale także zdusić je w sobie.

Na podstawie tekstu: „Głos do debaty na temat zmian klimatycznych, Anti-atom-plenum - Berlin, styczeń 2008.

 "Elmar Altvater/Achim Brunnengråber: „NGOs im Spannungsfeld von Lobbyarbeit und öffentlichem Protest”, Aus Politik und Zeitgeschichte 6-7/2002.

Tego samego autora

Brak pasujących artykułów


Nie masz uprawnień, aby dodawać komentarze. Musisz się zarejestrować

Translate page

Belarusian Bulgarian Chinese (Simplified) Croatian Czech Danish Dutch English Estonian Finnish French German Greek Hungarian Icelandic Italian Japanese Korean Latvian Lithuanian Norwegian Portuguese Romanian Russian Serbian Spanish Swedish Ukrainian