Walka z gender – ani dobra, ani prawdziwa

Kinga Krzysztowiak
Drukuj

gender-polDawno, dawno temu, antropolodzy ruszyli w świat badać inne kultury. I gdy wrócili ze swoich dalekich wypraw okazało się, że kobieta nie zawsze jest miłą i czarującą strażniczką ogniska domowego, a mężczyzna niekoniecznie musi być silnym i walecznym zdobywcą. Jak to? - spytali.

- Czyli kobieca kobieta i męski mężczyzna nie wynikają z natury? 

Próbując opisać otaczający ich świat wymyślili między innymi pojęcie gender, po polsku tłumaczone między innymi jako płeć kulturowa. W odróżnieniu od sex – płci biologicznej, płeć kulturowa to sposób, w jaki w danej kulturze powinni zachowywać się kobieta i mężczyzna (jak myśleć, jak chodzić, gdzie pracować i wiele innych). Gender jest teoretycznym i metodologicznym narzędziem, które pozwala nam zrozumieć, że kobiety w wiktoriańskiej Anglii zachowywały się zupełnie inaczej niż kobiety z Nowej Gwinei opisane przez Margaret Mead, pomimo iż każda z nich miała podobny układ rodny. 

Z drugiej strony gender, rozumiane także jako gender mainstreaming, możemy tłumaczyć jako równość płci. Równe możliwości, brak seksizmu, brak przemocy ze względu na płeć, równe płace za taką samą pracę, w skrócie: brak dyskryminacji ze względu na płeć. 

Od kilkunastu lat powoli rozwijały się w Polsce gender studies, raczkujące, raczej dla wąskiej grupy najbardziej zainteresowanych, często niezrozumiałe, traktowane po macoszemu. Aż tu nagle pojawili się na polskiej scenie publicystycznej i akademickiej znawcy gender studies. Obeznani z głównymi tezami i kilkoma tytułami ruszyli na wojnę z ideologią gender, zagrożeniem człowieka i rodziny. Jedną z głównych bitew w tej wojnie przeciwko genderyzmowi był czwartkowy (05.12.2013) wykład  ks. prof. Pawła Bortkiewicza na poznańskim Uniwersytecie Ekonomicznym,  pracownika Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, publicysty związanego z Radiem Maryja, zaproszonego przez Korporację Lechia (męskie stowarzyszenie studenckie, hołdujące zasadom wiary, patriotyzmu, zdobywania wiedzy i rozwijania przyjaźni wśród członków.) 

Wykładowca nawiązał w swoim wystąpieniu do "epizodu" (słowa Bortkiewicza), który miał miejsce na początku wykładu. Epizodem miał być happening, którego uczestnicy zostali brutalnie spacyfikowani przez policję. Osoby protestujące przeciwko swoim tezom opisał jako te, które wybierają "ciekawe i oryginalne" (w opozycji do tego co prawdziwe i dobre). Nie da się ukryć, że  zostaliśmy zaatakowani prawdziwie i dobrze (=porządnie, mocno). Siły prawdy i dobra, w postaci policji prewencyjnej, świetnie poradziły sobie z osobami o płynnej, ciekawej i oryginalnej tożsamości. Doprawdy, ciekawie i oryginalnie się poczułam, gdy mnie bito, a kolegę obok rażono prądem. Gdy widziałam, że policjant depcze po kręgosłupie leżącej obok osoby. Gdy 300 osób prawdziwych i dobrych nie zareagowało na to, co się dzieje. Oj, było ciekawie. 

Nie sposób zarzucić Bortkiewiczowi, że nie sięgnął do literatury z zakresu gender studies (przytaczał między innymi Nancy Chodorow czy Judith Butler), ale tezy, jakie wyprowadzał i sposób rozumienia teorii gender jasno wskazują, że niestety, pomimo zajrzenia do tych kilku pozycji, nie zrozumiał o co w tym całym dżenderze tak naprawdę chodzi. Pominę rekonstrukcję historii gender i krytykę przedszkoli genderowych na bazie eksperymentu Moneya, bo sam prelegent po kilku minutach stwierdził, że nie są powiązane. 

Oberwało się radykalnym feministkom, za odbieranie kobietom macierzyństwa i funkcji matki, wynikające z postulatów o: aborcję na żądanie, antykoncepcję, wolność seksualną, zatrudnianie kobiet i przetrzymywanie dzieci w żłobkach. "To wszystko stanowi element propagandy radykalnego feminizmu" - stwierdził. Ataki kościoła katolickiego na aborcję, antykoncepcję i wolność seksualną chyba już nikogo nie dziwią – choć wywodzenie ich od radykalnego feminizmu jest całkowicie nieuprawnione. O antykoncepcję i prawo do aborcji walczyły już sufrażystki (a moja babcia modliła się o nie, wymęczona dwunastym porodem) na długo przed powstaniem radykalnego feminizmu. Zatrudnianie kobiet i przetrzymywanie dzieci w żłobkach – tak, tutaj nie mamy wątpliwości, że tylko najradykalniejsze z feministek wysuwają tak haniebne żądania. 

Dla Bortkiewicza podstawą gender jest: "kartezjanizm deprecjonujący ciało, postmodernizm kwestionujący tożsamość, marksizm traktujący małżeństwo jako archetyp wyzysku, i ucisku klasowego, i wreszcie radykalny feminizm upatrujący wyzwolenie kobiet w pozbawieniu tego wszystkiego co ogranicza kobietę w kategoriach macierzyństwa". Te wszystkie nurty mają ze sobą związek (jedne mniejszy, inne większy), podobnie jak idea demokracji u starożytnych Greków czy filozofia św. Franciszka też są silnie osadzone w kulturze europejskiej. Idee demokracji (nawet w tak ograniczającym wydaniu jak u Greków mogły być jedną z inspiracji dla ruchów emancypacyjnych. Ale pierwszy i drugi akapit tego tekstu są bliżej tego, czym jest gender, niż genealogia wykonana przez Bortkiewicza. Feministki marksistowskie, postmodernistyczne i radykalne były składowymi akademickiego ruchu feministycznego, w ramach którego narodziło się gender studies. Ale skojarzenia, jakich używa Bortkiewicz pokazuję, że albo ich prac nie czytał, albo nie zrozumiał. 

Bortkiewicz tłumaczył, że nie obwinia gender za patologie rodzinne, a jedynie za niszczenie tożsamości rodziny. I tutaj prawie trafił Pan w sendo. Ale, jeśli mogę zaoponować, gender nie niszczy tożsamości rodziny, jedynie zwraca uwagę na pewne problemy występujące w tożsamości rodziny z naszego (oczywiście nie tylko) kręgu kulturowego – na przykład patriarchat czy związane z nim wykorzystywanie pracy kobiet. I tak, widząc statystyki, według których kobiety pracują nieodpłatnie w domu kilka godzin tygodniowo dłużej niż mężczyźni (np badania OECD http://www.oecd.org/els/family/44720649.pdf) chciałabym, aby tak pojmowany model rodziny, o takiej tożsamości, przestał istnieć. Ale naprawdę nie mam nic przeciwko kochającej się rodzinie, w której szanujemy i dbamy o siebie nawzajem, a obowiązkami staramy się dzielić według możliwości, a nie według płci. A nierówny podział obowiązków to tylko jeden z łagodniejszych przykładów. 

Reinterpretując Simone de Beauvoir sarkastycznie stwierdził: "Nikt nie rodzi się kobietą, ale się nią staje. No właśnie, nie liczy się moja cielesność, w momencie narodzin, nie liczy się moja płeć biologiczna, nie liczy się to kim jestem od strony bytowej, od strony prawdy i dobra o moim człowieczeństwie. Liczy się to, jak się wykreuję". Gwoli wyjaśnienia, de Beauvoir pisząc: "Nikt nie rodzi się kobietą" miała na myśli, że kobietę determinują kulturowe wzorce społeczeństwa w którym żyje. Dodatkowo, zdecydowana większość praktyków i teoretyków gender studies uważa, że płeć biologiczna się liczy. Niestety się liczy. To ona, dzięki późniejszemu procesowi socjalizacji zgodnie z płcią biologiczną powoduje, że gdy urodzisz się kobietą masz dużo większa szanse na spotkanie się z przemocą domową. To ona powoduje, że gdy urodzisz się jako chłopiec, nazwą Cię ciamajdą, gdy rozpłaczesz się na placu zabaw. Że będąc Kubą musisz umieć naprawić wszystko, a będąc Kasią nie powinnaś próbować, bo się ubrudzisz.

Wszyscy wiemy, że płeć biologiczna się liczy. I wszyscy, którym zależy na równości, staramy się zmienić świat tak, żeby przestała się liczyć. To dlatego potrzebujemy edukacji równościowej - żeby Jasiu mógł płakać, kiedy chce. Żeby Kasia mogła (a nie musiała) opiekować się domem. Żeby mała Zosia miała większe możliwości, by być lekarką, a Patryk pielęgniarzem, jeśli tego chcą. Żeby Natalia nie bała się, że zostanie zgwałcona. 

Gender jest słowem dla większości niezrozumiałym, nowym, obcym. Polskojęzyczny odpowiednik – płeć kulturowa, używana jest rzadziej. I prawie w ogóle nie pojawia się w ramach kłótni antygenderowej. Walka z ideologią płci kulturowej? Nuda. Walka z ideologią gender – tak, to musi się udać. Oczywiście krytykom gender pięknie łączy się z innymi "Innościami" – jakimś LGBT, jakimś homoseksualizmem, z narkotykami oczywiście też, z transwestytami. Wszystkie strachy publiczne, łącznie z postmodernizmem, w jednym koszu. 

Staram się patrzeć optymistycznie, może więcej osób zajrzy na Wikipedię, by przeczytać, czym jest gender. Nawet w bibliotekach osiedlowych coś ciekawego o gender się znajdzie. Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać ze zniecierpliwieniem na kolejne odkrycie w ramach polskiego katolickiego gender studies (polecam teorię queer). A w między czasie zrealizujmy jedyny słuszny schemat. Panie zapraszamy z powrotem do kuchni, wszak sobota, czas upiec placek na jutro. A Panowie może na mecz z kolegami? Może na spotkanie jakiegoś męskiego stowarzyszenia? No niech Pan się przestanie bawić z tym dzieckiem, to nie Pańska robota.