Przeciw „demokracji” buldożerów. Relacja ze spotkania z Jeffem Halperem

Paweł Michał Bartolik
Drukuj
Halper_3Lepiej mniej, ale lepiej – tak można powiedzieć o przeprowadzonym 12 października na poznańskim Rozbracie spotkaniu z Jeffem Halperem, współzałożycielem Izraelskiego Komitetu Przeciwko Wyburzaniu Domów, autorem książek i artykułów poświęconych izraelskiej wojnie przeciwko narodowi palestyńskiemu.

To, że ludzie cierpią, nie czyni ich jeszcze lepszymi – Halper powołał się na te słowa Marksa, gdy jeden z obecnych na spotkaniu Palestyńczyków zadał mu sakramentalne pytanie o naród, który tyle wycierpiał, by samemu stać się narodem ciemiężców. Taka redukcja nie pomaga dostrzec fundamentalnego wymiaru konfliktu, za sprawą którego izraelski działacz pokojowy zdawał się być bardziej pesymistyczny co do możliwości masowej mobilizacji Izraelczyków przeciwko okupacji, niż jego palestyński interlokutor.

Gdyby Nelson Mandela poprzestał na odwoływaniu się do sumień Afrykanerów – mówił Halper – to pewnie apartheid w RPA trwałby jeszcze sto czy dwieście lat. Ci bowiem mieli się w jego warunkach relatywnie dobrze, wobec czego nie byli i nie mogli być masowo zainteresowani radykalną zmianą – przeciwnie, niechętnie pogodzili się z nią dopiero, gdy okazała się nieunikniona. W walce o niezbywalne prawa narodu palestyńskiego należy natomiast odwoływać się do wspólnoty międzynarodowej – jednak nie tej oficjalnej wspólnoty międzynarodowej, odpowiedzialnej za wieloletnią fikcję „procesu pokojowego”, pozwalającego Izraelowi na dalszą kolonizację i czystki etniczne, lecz tej, do której zaistnienia przyczyniają się na całym świecie oddolne ruchy na rzecz radykalnej zmiany społecznej.

Izraelski Komitet Przeciwko Wyburzaniu Domów powstał w 1997 r. w odpowiedzi na ów humbug „procesu pokojowego”, który doprowadził również do skonfudowania izraelskiego ruchu pokojowego i powstania nawet w jego łonie złudnych nadziei. To konkretne pole działania, jakim jest sprzeciw wobec tej właśnie barbarzyńskiej praktyki okupacyjnej, zostało wybrane ze względu na jej powszechność – od 1967 r. Izrael wyburzył 26 tys. domów należących do Palestyńczyków, w tym także Palestyńczyków posiadających obywatelstwo izraelskie i żyjących na terenach pod suwerenną władzą Izraela od 1948 r. Dziesiątki tysięcy innych rodzin żyją w niepewności, gdyż ich domy – choć ciągle stoją – pozostają objęte nakazem wyburzenia.

Celem tych praktyk izraelskiego apartheidu nie jest zapewnienie bezpieczeństwa Żydom mieszkającym w historycznej Palestynie, lecz stłoczenie Palestyńczyków w czterech bantustanach (trzech na Zachodnim Brzegu oraz kolejnym w postaci całej Strefy Gazy) na 15% jej obszaru, faktycznie całkowicie zależnych od widzimisię Izraela. Stąd też Izraelczycy walczący z okupacją tym bardziej muszą skoncentrować się na politycznym, a nie tylko humanitarnym wymiarze swego działania: organizacja Halpera zdołała zmobilizować fundusze i wolontariuszy, którzy odbudowali 180 wyburzonych domów – to oczywiście kropla w morzu potrzeb, ale działalność ta oznacza utrzymywanie ognisk oporu także wśród Żydów izraelskich oraz prowadzi do zjednoczenia sił ze stawiającymi opór Palestyńczykami.

Izraelscy działacze pokojowi działają też oczywiście na innych polach – i tak na przykład sam Halper uczestniczył w ubiegłorocznej Flotylli Wolności, dziś bierze udział w organizowaniu solidarności z trwającym strajkiem głodowym tysięcy palestyńskich więźniów politycznych, zaś jego organizacja stale współpracuje z Anarchistami Przeciwko Murowi. Gość Wolnościowego Klubu Dyskusyjnego wspominał też o kampanii bojkotu, wycofania inwestycji i sankcji (BDS) – jednej z najskuteczniejszych współczesnych kampanii wymierzonych w apartheid izraelski, wzorowanej na podobnej kampanii wymierzonej w apartheid w RPA. Całokształt tych działań sprzyja „przeformułowaniu konfliktu”, tak by kat nie mógł dłużej prezentować się jako ofiara.

Jak mówił Halper, gdy jesteś Żydem, masz w Izraelu zapewnione prawa demokratyczne. Dzięki temu ci, którzy nie zgadzają się na „wygodny” dla nich status quo, mogą – choćby w niszy – kształtować alternatywną politykę, stanowiącą wyzwanie dla całego syjonistycznego projektu, choć paradoksalnie nie mogliby tego czynić, gdyby nie byli uprzywilejowani przez apartheid. Stąd też Halper – opowiadający się osobiście za jednopaństwowym rozwiązaniem w historycznej Palestynie – sprzeciwia się jakiemukolwiek formułowaniu projektów „rozwiązań”, które choćby ograniczałoby prawo Palestyńczyków do ich samodzielnego sformułowania.

W spotkaniu uczestniczyło niewiele osób. Ale miało to tę zaletę, że można było podjąć dyskusję bez wtrętów ze strony tych wszystkowiedzących, którzy oczywiście nie opowiadają się jednostronnie za Izraelem i dostrzegają jego błędy, ale boleją nad upartą nieskłonnością Palestyńczyków do pokoju – „pokoju” policyjnego na izraelskich warunkach. Może lepiej, że nie pomogli zapełnić sali – lepiej mniej, ale lepiej.