Wybory samorządowe: odmowa czy partycypacja? Relacja z debaty

Renata Kulczycka
Drukuj
radni-bez12 lutego, zgodnie z zapowiedzią, odbyła się w Poznaniu debata „Wybory samorządowe – odmowa czy partycypacja?” zorganizowana przez lokalną sekcję Federacji Anarchistycznej i PKM OZZ "Inicjatywa Pracownicza" pod patronatem Przeglądu Anarchistycznego.

Do udziału w niej zaproszeni zostali gdańscy działacze związani ze środowiskiem anarchistycznym i grupą inicjatywną „Nic o nas bez nas”, działacze związkowi i społeczni z Kostrzyna i Nowej Soli, Stowarzyszenie My-Poznaniacy oraz Stowarzyszenie Obywatelskie „Svoboda” z gminy Stanisławów. Swoje stanowisko zaprezentowała też poznańska sekcja Federacji Anarchistycznej. Wspólnym mianownikiem tych grup  jest działanie na rzecz bezpośredniego wpływu społecznego na sferę lokalnej polityki, czyli na elity kontrolujące urzędy miejskie i inne instytucje od nich zależne. Podczas ostatnich wyborów samorządowych przyjęły one jednak różne taktyki w stosunku do struktur władz lokalnych, co wiązało się również z różnymi formami mobilizacji. W zależności od miasta jak też odniesienia społecznego strategie te przyjęły formę bojkotu, uczestniczenia w wyborach, bądź wykorzystania instytucji wyborczych w celu wykazania ich antydemokratycznego charakteru.
Celem spotkania miała być wymiana doświadczeń związanych z ingerencją w sferę polityki samorządowej oraz rozwój strategii oporu w stosunku do jej wpływu na nasze życie.

Stowarzyszenie My-Poznaniacy (MP) wystawiło w wyborach samorządowych swoją niezależną listę wyborczą i uzyskało wynik 9,5% głosów, mimo to żaden z jego przedstawicieli nie wszedł do Rady Miasta Poznania. Jako przyczynę tego stanu rzeczy przedstawiciel MP uznał specyficznie skonstruowaną ordynację wyborczą, premiującą duże i bogate komitety partyjne. MP mieli też prowadzić zbyt ekspercką kampanię wyborczą skierowaną do wąskiej grupy inteligencji, słabo zaakcentowane zostały wątki socjalne. Stowarzyszenie w kolejnych wyborach samorządowych zamierza po raz kolejny wystawić swoje listy, do tego czasu mają być prowadzone działania na rzecz budowy zaplecza, „siły społecznej” która pozwoli na wprowadzenie co najmniej kilku radnych. Stowarzyszenie określa się jako grupa występująca na rzecz konkretnych celów, strategia uczestnictwa w wyborach ma mu umożliwić ich lepszą realizację. Zaakcentowano konieczność walki z pomysłami wprowadzenia w wyborach samorządowych jednomandatowych okręgów wyborczych, który to postulat popiera obecnie Platforma Obywatelska (PO). Według wyliczeń MP, gdyby taka ordynacja wyborcza istniała podczas ostatnich wyborów, PO w większości większych miast w Polsce uzyskała by ponad 90% mandatów w radach miast (np. w Poznaniu 35 na 37 radnych).

W Kostrzynie i Nowej Soli grupa działaczy związkowych i społecznych również wystawiła swoich kandydatów w wyborach do rad miast, w pierwszym wypadku pod nazwą My Kostrzyniacy, w drugim jako Komitet Wyborczy Nowosolskiego Ruchu Sprawiedliwości Społecznej. W obu wypadkach komitety wyborcze nie powstały licząc na wygraną w wyborach, ich celem miało być wzmocnienie lokalnych struktur oporu społecznego, poprzez wprowadzenie dotychczas ignorowanych postulatów do debaty publicznej. W Kostrzynie podjęto min. kwestie faktycznej likwidacji komunikacji miejskiej, w Nowej Soli w komitecie uczestniczyli głównie mieszkańcy bloków komunalnych i socjalnych ze swoimi postulatami.

Pierwotne cele zostały zrealizowane, problemy podnoszone przez komitety zostały dostrzeżone, główne partie biorące udział w wyborach próbowały „przechwycić” ich hasła, czyniąc z nich swoje postulaty. O ile w przypadku Kostrzyna, mimo porażki w wyborach, uznano tę strategię za względny sukces, o tyle działacz z Nowej Soli uznał ją w pewnym sensie za błąd, przynajmniej w perspektywie krótkofalowej. Wprawdzie udało się wprowadzić do debaty publicznej pomijane problemy społeczne, ale budowa komitetu wyborczego wzbudziła tam duży entuzjazm i nadzieję. Przegraną odczuto jako porażkę tego ruchu, spotęgowaną jeszcze brutalną kontrofensywą nowych/starych władz, które zaraz po wygranych wyborach odwiesiły postępowania eksmisyjne wobec czołowych działaczy ruchu  (jeden z wyroków już w sposób bezpardonowy wykonano, 5 osób próbujących zablokować eksmisję oskarżono z paragrafów Kodeksu Karnego). Jak te wszystkie działania wpłyną na ruch w perspektywie długofalowej, jeszcze trudno ocenić.

Według działaczy z Nowej Soli i Kostrzyna zainteresowanie ruchu robotniczego kwestiami polityki lokalnej jest wyrazem przenoszenia się walk prowadzonych do tej pory w zakładach pracy do miejsc zamieszkania. Pracownicy zatrudniani w większości na niestabilnych warunkach, często zmieniający pracę, tracą zakorzenienie w swoim zakładzie pracy, nie dostrzegają też możliwości wywalczenia podwyżek wynagrodzeń, gdyż wszędzie zarabia się podobnie mało. Jednocześnie zarobki nie wystarczają na normalną egzystencję, co prowadzi do eksmisji i konieczności wsparcia przez gminę (np. w formie mieszkania socjalnego). To lokalne władze stają się wówczas adresatem postulatów socjalnych pracowników. Decentralizacja władzy jest efektem przeobrażeń w łonie kapitalizmu, a sama władza lokalna staje się „zarządem fabryki”.

W Gdańsku podjęto próbę założenia komitetu wyborczego o nazwie Gdańska Unia Wybitnie Normalnych Obywateli, w skrócie GUWNO. Inicjatywa ta miała ośmieszyć proces wyborczy i wykazać jego pozorny charakter. Inicjatywa szybko uzyskała głośny rezonans medialny. Próba rejestracji komitetu nie powiodła się jednak.  Komisarz Wyborczy zażądał zmiany nazwy komitetu, ze względu na źle kojarzący się skrót, a gdy spełniono jego żądanie zmieniając nazwę na Komitet Rywalizacji Totalnej w skrócie KORYTO, sąd uznał to za próbę rejestracji nowego komitetu, a minął na to czas. Działacze pod nową nazwą nadal prowadzili działania, za ich główny cel uznano konieczność „dopchania się do koryta (władzy)” i realizację w ten sposób prywatnych celów, za głównego kandydata spełniającego te wymagania uznano byłego, a zarazem obecnego prezydenta miasta, za którym podczas większości spotkań wyborczych podążali od tej chwili uczestnicy KORYTA w świńskich maskach. Choć celem tych działań było obnażenie mechanizmów polityki, to przy okazji szum medialny pomógł nagłośnić, do tej pory ignorowane, postulaty grupy „Nic o Nas Bez Nas” walczącej m.in. z podwyżkami czynszów w mieszkaniach komunalnych i budową osiedli kontenerowych.

Przedstawiciel Stowarzyszenie Obywatelskiego „Svoboda” z 6. tysięcznej gminy Stanisławów, zarysował problematykę lokalnej polityki w małych miejscowościach. W gminie Stanisławów od 20 lat rządzi ten sam wójt, Stowarzyszenie rozpoczęło swoje działania od monitoringu działań samorządu lokalnego i prób podważania polityki prowadzonej pod dyktando wójta. Szybko okazało się, że próby merytorycznej dyskusji nie mają w takim układzie większego sensu, było to „walenie głową w mur”. Pewnym wyłomem okazał się ustawa o sołectwach, która umożliwiała tworzenie funduszy sołeckich i bezpośrednie zarządzanie nimi przez mieszkańców. Dzięki działaniom stowarzyszenia udało się je w Stanisławowie wprowadzić. Stowarzyszenie nie wystawiło kandydatów podczas wyborów samorządowych, ale przed wyborami rozpoczęło współpracę z niezależnym komitetem wyborczym, który uzyskał ostatecznie 8 z 15 miejsc w radzie gminy, pozbawiając tym samym większości „stronnictwo wójta”, co spowodowało duży wyłom w lokalnej polityce. Prowadzone są teraz działania na rzecz zmiany lokalnego prawa, tak aby mieszkańcy mieli większy wpływ na podejmowane decyzje.

Zupełnie inną taktykę prowadzili podczas wyborów działacze związani z poznańskim środowiskiem wolnościowym: Federacją Anarchistyczną (FA), Inicjatywą Pracowniczą (IP) i Kolektywem Rozbrat. Środowiska te od ponad 2 lat uczestniczą czynnie i bezpośrednio w działaniach podczas posiedzeń Rad Miasta i związanych z lokalną polityką.  Podejmowane są kwestie socjalne, związane z pracą i bezrobociem, działania dot. miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego i konfliktów lokalnych, budownictwa komunalnego, komunikacji rowerowej. Ostatnio dużo energii  poświęca się analizie budżetu miasta i działaniom na rzecz partycypacji społecznej przy jego tworzeniu.

Aktywiści nie podejmują „nieformalnych” spotkań z politykami z Rady, preferuje się praktykę otwierania debaty, wyprowadzenia polityki z zakulisowych gierek. Analiza problemów prowadzona jest w większym stopniu o analizę polityczną, niż merytoryczną. Nie ma sensu załatwiać jedynie „konkretnych spraw”, gdyż problem leży w sposobach i systemie podejmowania decyzji. Dlatego aktywiści starają się łączyć jednostkowe problemy z uwarunkowaniami politycznymi i systemowymi.

Efektem tej praktyki jest fakt, że grupy te jako strategię wyborczą wybierają bojkot. Czas wyborów jest momentem kiedy debata polityczna jest niezwykle intensywna, jest to czas maksymalnie wykorzystywany w celu wprowadzenie do niej elementów, które w normalnych okolicznościach są ignorowane. W Poznaniu podczas kampanii wyborczej na ulicach miasta rozkolportowano kilka tysięcy plakatów komentujących kwestie społeczne: wydatkowania ogromnych sum na budowę stadionu, prób zepchnięcia biedniejszych mieszkańców do getta blaszanych kontenerów, monitoringu miejskiego itp. Podejmowano energiczne działania na rzecz wprowadzenia pojęcia partycypacji społecznej w ustalaniu budżetu. Po wyborach przeprowadzona została kampania podważająca faktyczną legitymizację nowej rady, której skład wybrało jedynie 16,4% uprawnionych do głosowania. Rezultaty tej strategii można uznać w pewnym stopniu za sukces, choć trudno też nie zauważyć jej ograniczeń.

W dyskusji która rozwinęła się po prezentacjach grup zauważono, że to co jako pierwsze rzuca się w oczy to fakt strukturalnych ograniczeń systemu, który budowany jest w ten sposób, aby maksymalnie ograniczyć wpływ pozapartyjnych komitetów. W przypadku Gdańska, na skutek pozaprawnych działań Komisarza Wyborczego uniemożliwiono w ogóle start w wyborach komitetowi wyborczemu, w przypadku Poznania (zapewne również wielu innych miast) ordynacja wyborcza sprawiła, że komitet który otrzymał prawie 10% głosów nie wprowadził do rady ani jednego człowieka, komitety wyborcze nie posiadające funduszu już na starcie przegrywają z bogatymi partiami, pojawiły się ograniczenia dotyczące rejestracji wyborców, którzy mimo że zamieszkują daną gminę nie mają stałego meldunku, w Nowej Soli np. pozbawiono w ten sposób dużą grupę osób eksmitowanych, w Poznaniu studentów. Dodatkowo oficjalny dyskurs stara się narzucić w debacie medialnej, które problemy w przypadku samorządu należy uznać za ważne, a które nie, tym samym często marginalizując problemy dużych grup społecznych, składających się najczęściej na większość. Jeden z przedstawicieli FA stwierdził, iż nigdy absencji nie traktuje w tym kontekście za rodzaj społecznej inercji, ale faktycznie za polityczny wybór w sytuacji, kiedy formatuje się dyskusje pod kątem określonych tylko interesów. Stwierdzono, że warto badać te ograniczenia i opisać je w sposób analityczny.

Jak się okazało realne różnice wśród grup uczestniczących w panelu nie koniecznie tkwią w stosunku do uczestnictwa w wyborach. Dla grup z Poznania (FA, IP, Rozbrat), Nowej Soli, Kostrzyna i Gdańska, wybory czy szerzej zaangażowanie się w kwestie samorządu ma silne odniesienie klasowe, opowiadają się one za realizacją interesów grup wykluczonych. W przypadku My-Poznaniaków i Svobody samorząd traktowany jest jako neutralne narzędzie, w jego ramach walczą o wprowadzenie mechanizmów instytucjonalnych np. zwiększających partycypację społeczną, bez jakichkolwiek odniesień do konfliktu klasowego jaki przecina miasta „w poprzek”.

Wszystkie z grup zgodziły się z tezą, że ruch oddolny który nie posiada odniesienia wewnątrz struktur władzy ma ograniczone możliwości działania, choćby przez fakt braku dostępu do informacji, jednak zauważono też, że w ramach tych struktur najczęściej występują wewnętrze pęknięcia, które można wykorzystać o wiele skuteczniej niż przez fakt wprowadzenia kilku osób za pomocą procesu wyborczego. Mała reprezentacja ruchu oddolnego w strukturach władzy staje się często jej „alibi”, formalnie legitymizuje system pomimo wszystkich ograniczeń o których była mowa wyżej, a samemu ruchowi może nie przynieść spodziewanych korzyści, przy poniesionym dużym nakładzie sił.

Pod koniec dyskusji wyodrębniły się przeciwstawne stanowiska, co do postrzegania dotychczasowych samorządów jako narzędzia walki politycznej. Jedno z nich przyjmowało, iż samorząd jest narzędziem, które nie zostaje wykorzystane z uwagi na niską aktywność społeczności lokalnych, spowodowaną różnymi czynnikami, nie tylko świadomościowymi, ale także trudnościami w dostępie do wiedzy czy „taktyk” pozwalających na skuteczną partycypację. Inne stanowisko twierdziło, iż ograniczenia te nie są przypadkowe, ale biorą się z kolonizacji czy zawłaszczania samorządu przez aparat państwa. W takim układzie potrzebny jest silny ruch społeczny, który z zewnątrz wytworzy presję pozwalającą na swego rodzaju dekolonizację samorządu. Trzecia pozycja twierdziła, że nawet jeżeli samorząd w przeszłości nie nosił charakteru struktury „państwowej” i został zawłaszczony, to jednak został równocześnie tak dalece przekształcony, iż dziś dla radykalnego ruchu społecznego jest narzędziem zasadniczo bezużytecznym.  Zbyt silne koncentrowanie się zatem na nim, może spowodować, iż nie dostrzeżemy innych, niezależnych form demokracji bezpośredniej, które się rodzą w codziennej walce ludzi ze systemem, poza oficjalnymi strukturami władzy.

Jeden z dyskutantów stwierdził, iż widoczna jest jednak zasadnicza zmiana w łonie ruchu anarchistycznego, którego wiele środowisk mocno „powiązały” swoje działania z tym, co dzieje się bezpośrednio na szczeblach władzy lokalnej, próbując przynajmniej rzucać jej kłody pod nogi i w ten sposób ograniczać jej autorytarne zapędy. Uczestnictwo w radach miasta i innych organach samorządu w celu ich „anarchizowania”, stało się jedną z dobrze widocznych taktyk w ostatnim czasie, zarówno w Poznaniu, Gdańsku czy też Warszawie i Krakowie.

Dyskusja nie dała odpowiedzi na pytanie, czy można ustalić jedną, konkretną strategię w stosunku do procesu wyborczego, skoro każda z przedstawionych taktyk posiada wiele ograniczeń. Zgodzono się jednak z tym, że podstawą działania jest budowa silnej bazy u dołu, która bez względu na przyjęte taktyki jest gwarantem tego, że grupa nie wyalienuje się społecznie. Prezentacje i dyskusja trwały ok. 5 godzin, wzięło w niej udział ponad 30 zainteresowanych.

Tego samego autora

Brak pasujących artykułów