„Towarzysze broni (Wielka iluzja)” Jeana Renoira - recenzja

Kris
Drukuj

zemsta renoir plakatA14 listopada 2014 roku w AKK Zemsta obejrzeliśmy wspólnie jedno z arcydzieł kina, a przy tym film o wyraźnym wydźwięku anarchistycznym – „La Grande Illusion” (1937) Jeana Renoira, znany u nas pod tytułem „Towarzysze broni”. Pokaz spotkał się z dużym zainteresowaniem i prowokował do dyskusji o militaryzmie, nacjonalizmie, podziałach klasowych, możliwościach międzyludzkiego porozumienia i współpracy – kwestii wciąż po blisko 80 latach aktualnych. W najbliższym czasie w ramach cyklu „Zemsta Kina” chcemy Wam pokazać także inne obrazy Jeana Renoira, twórcy niezwykle wrażliwego społecznie i dbającego o polityczny wydźwięk swych filmów, nawet wtedy gdy ekranizował baśnie. Poznając historię lewicowego i anarchistycznego kina, poznajemy własną kulturę oporu – nie zawsze poważną, czasem plebejską, zawsze jednak krytyczną i wolną. Ta opowieść obfituje w dzieła niezwykłe, często dziś uznawane za arcydzieła, choć w dniach swych premier pogardzano nimi bądź od razu zakazywano.

Same projekcje to jednak zaledwie wstęp do dyskusji i późniejszych działań – edukacyjnych, samopomocowych, lokatorskich, pracownicznych. Uważamy, że kino wcale nie musi odciągać od czynnego zaangażowania w walki społeczne, wręcz przeciwnie – może być narzędziem analizy rzeczywistości i tworzenia kultury oporu.

Film Renoira opowiada historię francuskich lotników wziętych do niewoli niemieckiej podczas I Wojny Światowej. Reżyser ukazuje względność różnic narodowych i społecznych, zadając pytania o solidarność, przyjaźń, sens wojny, patriotyzmu, granic, państw. Oto zestrzeleni francuscy lotnicy, reprezentujący różne klasy, trafiają do oficerskiego obozu jenieckiego. Tutaj spotykają się z niezwykle kurtuazyjnym przyjęciem, głównie ze względu na pochodzenie jednego z żołnierzy. Oto okazuje się, że wojna wcale nie znosi różnic klasowych, nie jest wstępem do społecznej rewolucji. Na pewnym etapie możliwa (a nawet konieczna) jest współpraca ludzi z różnych warstw, koniec końców jednak robotnik niemiecki prędzej dogada się z robotnikiem francuskim niż z niemieckim kapitalistą. „Towarzysze broni” to więc tytuł być może wcale nie taki bezsensowny, a raczej głęboko ironiczny – równie gorzki jak francuski oryginał („Wielkie złudzenie”). Solidarność, współpraca, przyjaźń – wszystko to jest możliwe, podobnie jak radość z narodowych tryumfów, prawdziwe relacje można jednak – zdaniem Renoira – sprowadzić do hasła „wojna klasowa, nie narodowa”. I to taka solidarność prawdziwe łączy ludzi.

„La Grande Illusion” nie jest widowiskowym batalistycznym freskiem ani podlanym patosem patriotycznym "produkcyjniakiem". To film niespieszny, łączący różne style opowiadania, uznawany za sztandarowe dzieło francuskiego realizmu poetyckiego. Nurt ten zapowiadała pokazywana niedawno w Zemście niezwykła "Atalanta" Jeana Vigo. Tym razem mieliśmy okazję zobaczyć kolejny krok w rozwoju tej poetyki.

Renoir był twórcą uczciwym. Kręcił filmy jedynie o ludziach i sprawach, z którymi miał realny kontakt. Przez większą część życia pracował fizycznie, chcąc odciąć się od cienia swego ojca – słynnego malarza Auguste`a Renoira, znanego skądinąd też z antysemickich poglądów. W czasie wojny był lotnikiem i grający główną rolę Jean Gabin nosi jego wojskową kurtkę. To ważne, bo Jean w wielu swych filmach piętnował antysemityzm, kapitalizm i militaryzm, dobitnie pokazując względność narodowych stereotypów, a z drugiej strony nie uciekając w schematy. Dlatego choć jednym z głównych i pozytywnych bohaterów „La Grande Illusion” jest wyśmiewany, w domyśle też bogaty, Żyd, reżyser ukazuje go jako postać jednak dość niejednoznaczną. To on wypowiada w filmie najbardziej zgryźliwe słowa o sojuszu kapitału z państwem, jednocześnie jednak skazuje się na ostracyzm i nieufność. W końcu bariera klasowa musi zostać złamana, a proletariusz odkrywa więź z również wykluczanym i pogardzanym przez elity Rosenthalem. Mimo wszystko jednak w kinie francuskim było to coś niezwykłego, a kulturalny półświatek z trudem przełknął taką wizję – w tamtych latach nawet lewica miała antysemickie ciągoty i nie bardzo z drugiej strony chciała, by jej to wypominać. To kolejny powód odrzucenia filmu Renoira.

zemsta plakat towarzysze

Prawica atakowała film za jeszcze inne sprawy. „Towarzysze broni” szargali bowiem patriotyczny mit z jednej strony walecznych Francuzów, z drugiej – ludzi wielkiej kultury i taktu. Bogaci nadal podczas wojny są bogaci i znudzeni, biedni zaś muszą walczyć o byt i elementarny szacunek. I Wojna Światowa była straszna i Renoir nie musi pokazywać rozerwanych ciał, by to uprzytomnić. Narodowe tryumfy? To po prostu bestialskie mordy całych rodzin. Tylko dlatego, ze ktoś wydał rozkaz i podzielił świat. Absurd granic ukazuje „La Grande Illusion” być może najdobitniej w całej historii kina – finałowe sceny to szyderstwo z neutralności politycznej, ale też czytelny komunikat: granice, państwa stworzyli ludzie. Naturze to obojętne. Konsekwencje jednak tych, narodowych, podziałów są jednak polityczne.

Film Renoira, jak większość dzieł anarchistycznych, oprócz powagi ma też duży ładunek humoru, nierzadko plebejskiego. Widać to zwłaszcza w konstrukcji postaci – mamy tu niemal kabareciarza, świadomego klęski swej klasy burżuja, karykaturalnych przedstawicieli różnych grup jenieckich. Osoby te nie są pozbawione poczucia humoru, a zarazem przepełnia je charakterystyczny dla lat wojny smutek i fatalizm. Każda z postaci usiłuje ugrać swój mały interes, ale ich motywacje nie są do końca jasne, czyste czy plakatowe. Wojna odziera ze złudzeń, często też z człowieczeństwa, ale jej uczestnicy usiłują stawiać temu opór na różny sposób. W gruncie rzeczy jednak rewolucja społeczna nie następuje, a w obliczu śmierci wcale nie jesteśmy równi – bogaci opłakują bogatych, a biedni jednoczą się z biednymi. Zarówno wojna klasowa, jak i kapitał nie mają narodowości.

Osobną kwestią jest rola kobiet w filmie Renoira. Za wyjątkiem poruszającego finału nie ma ich w tym obrazie. Ale to tylko pozory. Kobiety są obecne niemal przez cały czas – w rozmowach, sprośnych żartach, na obrazach, zdjęciach. Nawet „Marsylianka” zostaje tu odśpiewana przez mężczyzn w kobiecych przebraniach – co zresztą ani nikogo nie oburza, ani nie jest obiektem szyderstwa. Brak kobiet jest tu oczywisty i na swój sposób bolesny – jak dowiadujemy się na końcu: działa to też w drugą stronę. Mężczyźni giną, kobiety radzą sobie same, ale choć pcha to sprawę emancypacji do przodu, to jest to rodzaj zdegenerowanego, liberalnego feminizmu koncesjonowanego poniekąd przez władze. Nikt go w filmie Renoira tak naprawdę nie chce. Ludzie są zmęczeni, pragną siebie nawzajem, szukają dróg do wzajemnej pomocy i szacunku.

Jak większość pokazywanych w ramach cyklu „Zemsta Kina” filmów, „Towarzysze broni” spotkali się zarówno z ostrą krytyką (w Polsce m.in. ze strony sanacji), jak i aktami cenzury. Dziś obcujemy z odrestaurowaną wersją filmu, ale próbowali go zniszczyć zarówno Hitlerowcy, jak i włoscy faszyści. W krajach kapitalistycznych uznawano go za defetystyczny. Jego rangę doceniono dopiero po latach. Trafił nawet na watykańską listę 15 arcydzieł filmowych szczególnie wartościowych ze względów artystycznych, co może wydać się dość groteskowe ze względu na radykalnie lewicową wymowę filmu. My możemy odnaleźć w tym filmie inne wartości. Jego przesłanie jest dobrym wstępem do debat i działań w temacie antymiliaryzmu, który odżywa w dyskusjach między innymi w ramach sekcji Federacji Anarchistycznej i do którego również w Zemście będziemy z pewnością powracać.

------------

Zapraszamy na kolejny pokaz w ramach cyklu "Zemsta kina"!