Tymczasowa Strefa Autonomiczna Hakim Bey'a

Fobia
Drukuj
hakimHakim Bey w swoich rozważaniach o Tymczasowej Strefie Autonomicznej odnosi się często do pojęcia spektaklu. Niechaj więc ten spektakl posłuży nam teraz w sposób symboliczny, jako konstrukcja na której opierać się będzie ta (przyznaje nieco przerysowana tudzież lekko histeryczna nawet ) recenzja ( zakładając, że twór poniższy można tym mianem określić).

I oto spektakl się rozpoczyna.

Scena główna przyciąga wzrok. Aktorzy zakładają maski i kostiumy szyte na miarę. Żaden z nich nie znalazł się tu przypadkowo. Większość narodziła się właśnie tutaj, w oślepiających światłach reflektorów. Niektórzy wdrapali się na scenę gdy nikt nie patrzył. Wszyscy są dumnymi uczestnikami spektaklu i dbają, by nic nie zakłóciło jego przebiegu.

Nieco z boku daje się zauważyć coś nietypowego. To Drużyna Bey’a. Wszyscy jej członkowie pasują doskonale do dekoracji głównej sceny. Posiadają atrybuty odtwórców głównych ról ale świadomie rezygnują z wyjścia na środek sceny. Spektakl tam odgrywany wydaje im się nie dość zabawny, by w nim uczestniczyć. Gęsiego zaczynają się więc (pozornie) oddalać w nieznanym kierunku. Prowadzi Bey radośnie podskakując. Nagle zauważa nieoświetlony fragment sceny. Ktoś stłukł reflektor. Przez jakiś czas to miejsce z pewnością pozostanie niezauważone, jest więc idealne na zorganizowanie niegrzecznej imprezy. Bey wciąga na maszt piracką flagę a następnie zdejmuje dolne partie garderoby. Wciąganie flagi na maszt połączone z opuszczaniem spodni wydaje mu się poetyckie na sposób autonomiczny. Słychać fanfary i oklaski. Z nieba sypie się czekoladowe konfetti. Obnażeni drużynowi Hakimka biegają dookoła udając leśne zwierzęta. W ten oto sposób dochodzi do Powstania (łaciński termin „insurekcja”) Tymczasowej Sceny Autonomicznej (TSA).

Nagle na scenie głównej pojawiają się nowi aktorzy. Nie zabawią tu jednak długo. Szybko zostają rozpoznani i wypchnięci. Zdradza ich łakome spojrzenie i kostium nie pasujący do blichtru głównej sceny. Jeden po drugim spadają z niej. Wielu nie przeżywa upadku. Oczyszczanie sceny trwa i szybko przenosi się za kulisy. Kolejni wykluczeni ze spektaklu lądują pod sceną. Leżą tam półprzytomni bez prawa do powrotu. Odpady ze sceny, tak przez nią przetrawione, że nie nadają się do ponownego skonsumowania przez wyższe rangą hordy społeczne. Słysząc pomruki dezaprobaty płynące z głównej sceny, opluwani przez jej aktorów nie podnoszą nawet głowy. Trwają w bezruchu. Nie są jednak sami. Nosiciele chaosu, którzy ulokowali się nieopodal ich umęczonych ścierw przygotowują właśnie sabotaż spektaklu. Pokazują poległym scenariusz z podkreślonymi przez nich błędami. Upstrzone na czerwono arkusze lądują w płomieniach, które już za chwilę objąć mają całe widowisko. To anarchisty i inne wszy i łapserdaki. Widząc ich Bey zaczyna kręcić głową z politowaniem. Ich Matka Anarchią zwana przechadza się między wyplutymi przez spektakl. Rozdaje im kanapki i ciepłe koce z polaru. Nie dla wszystkich jednak starcza, nie każdy też chce przyjąć. Drużyna Bey’a dostrzega Mateczkę. Posyłają jej całuski i papierowe samolociki, na których wypisali swe szalone postulaty. Chcą by Mateczka chwyciła za plastikowy miecz i pobawiła się z nimi w piratów. Ta jednak, niewzruszona ich zalotnymi nawoływaniami idzie dalej. Podnosi głowy wyklętych, kieruje w stronę głównej sceny i pyta: „Czy nie chcesz widzieć, jak ogień ją oczyszcza?” Hakim strzela w nią z procy. Trafia bezbłędnie, jak pan bóg przykazał. Kiedy Mateczka ogłuszona leży na ziemi, dzielna drużyna, patrząc na nią zaczyna skandować: „Walcz o prawo do zabawy! Walcz o prawo do zabawy!”

Psikusom i bezeceństwom nie ma końca. Radosny chichot rozchodzi się dookoła. Zagłusza przez chwilę dialogi płynące z głównej sceny. Niczym nie zmącone przedzierają się one jednak do tych, dla których scena autonomiczna jest tak samo niedostępna, jak ta główna.
Bey zwołuje drużynę. Oto i oni. „Dekadencki poeta, artysta, muzyk, esteta, kobieciarz, szalony pionier awiacji, geniusz i cham1” – wszyscy w jednym i każdy osobno tworzą ze swych trzewi kukłę na podobieństwo Anarchii Mateczki. Oszustka zostaje ustawiona w centralnym punkcie sceny autonomicznej. Co poniektóre anarchisty dają się zwieść i już po chwili lądują na prywatce u Bey’a. Opychają się tam Lekko Strawnymi Daniami ( w skrócie LSD) i piszą konstytucję, w której nadrzędną zasadą uczestnictwa w autonomicznym spektaklu jest dziki pląs w rytm muzyki pierwotnych ludów, wiersze, manifesty i koncerty a po nich pokazy ogni sztucznych. Mateczka, wciąż otępiała po pirackim ataku nie reaguje w porę. Dziatwa jej się rozpierzchła, na próżno ją przywołuje. Czas się jednak podnieść i wejść z pozostałymi pociechami na główną scenę, gdzie w międzyczasie pojawiła się Rewolucja. Panie doskonale się znają więc padają sobie w ramiona. Rozpoczyna się powolny demontaż sceny. Jeden z aktorów drugoplanowych wychodzi na środek i z zaciśniętymi pięściami zaczyna rozpaczliwie wykrzykiwać co następuje:

Matko Anarchio, która żadnym nie gardzisz człowiekiem

Zgrzeszyliśmy przeciw wolności!

Dziatwa anarcholska dołącza się, krzycząc:

Uwolnij nas od wszelkiego hierarchicznego i osłaniaj opieką wszystkie wywrotowe dzieła nasze! Posługuj się nami dla zbawienia sceny głównej, ku pomocy ludowi pogubionemu, którego jesteś prawdziwą Matką! Bo w tobie tkwi tajemnica wolności! O zniesławiona, jesteś bronią w naszych rękach. Prowadzić będziemy krucjatę wolności, chciej ją wspierać Pani!

Tyś wybrana na Przewodniczkę - Matkę
Pocieszycielko nasza, nadzieją Tyś nam jedyną.
Spoglądaj na nas w czas cierpienia!

Do Rewolucji, błagalnie:

Wzywamy Cię!

Ave, Ave Rewolucja!
Zdrowaś, zdrowaś Rewolucja!

Rewolucja do Mateczki:

Oto ja służebnica Twoja Matko. Niech poprowadzę lud Twój według słowa Twego. Gdy rozkażesz przybędę – przysięgam.

Chór statystów:

Ave, Ave Rewolucja!
Zdrowaś, zdrowaś Rewolucja!

Słychać gwizdy i pomruki niezadowolenia płynące ze sceny autonomicznej. Drużyna ciska w kierunku zebranych skórki bananów, niedopałki, kawiarniane manifesty i artystyczne klątwy. Możni sceny, jej projektanci, budowniczy i opancerzeni obrońcy pojawiają się, by przywrócić należyty porządek. Hakim krzyczy poirytowany:

„ po co zawracać sobie głowę konfrontacją z władzą […]. Efektem tego typu konfrontacji będą wyłącznie niebezpieczne i brzydkie spazmy przemocy ze strony durniów z gównem zamiast mózgu, którzy odziedziczyli w spadku klucze do rozmaitych składów broni i więzień2”.

Stary anarchista oburzony tym co słyszy, podnosi się z pomocą swej dobrej Mateczki i podchodzi do krawędzi sceny, kierując do autonomistów te oto słowa:

„precz z tyranią biurokratów, banków, armii, klechów, glin, z nami kochający wolność, przeciw tylko skurwysyn!3” A tak na marginesie to Ty też masz niezłe gówno w głowie Panie tymczasowy!

Bey lekko zarumieniony nie daje za wygraną:

Rewolucja – reakcja – zdrada. Nie ma innej możliwości. Niech żyje autonomia! Niech żyje osobiste wyzwolenie. Niech żyje balanga! Niech żyje!

Hakciu nie czeka na odpowiedź starego anarchola. Postanawia posłużyć się „taktyką znikania4” i zbiec w poszukiwaniu kolejnej TSA. Jest tu przecież tymczasowo i bzdur słuchać nie musi. Wpada na pomysł by przysiąść na chwile na ulicy. Bezdomność to cnota i przygoda!5 Ku cnocie i przygodzie więc ruszam! Tymczasem!

Spektaklu już dość choć kurtyna nie opada a walka pod sceną i na niej trwa nadal.

Elitarna Tymczasowa

Bez istnienia represyjnego systemu sympatyczne co weekendowe jazdy Pana Bey’a nie miałyby sensu, straciłyby swój smaczek i nie byłyby już tak atrakcyjne dla jego wyznawców. W ich autonomicznym interesie leży wiec podtrzymywanie systemu do którego nienawiść okazują poprzez balangę (dla wygody określmy w ten sposób szeroki wachlarz wrażeń kryjący się pod szyldem TSA), właśnie po to by balanga ta mogła trwać, a poprzez swoja tymczasowość zmieniać formę i stawać się wciąż inną i przez to jeszcze bardziej pożądaną. Wieczna byłaby nudna ale kiedy wracasz do systemu zaczynasz tęsknic za balangą, która cię z niego wyrwie. To on tworzy potrzebę jej istnienia. Może więc bez władzy nie ma dla „Beyów” autonomii, nie ma zabawy. Najgorsze co może ich spotkać to jej upadek, podtrzymują więc istnienie władzy, podważając sens jakiejkolwiek jawnej walki z nią, kpią z tych którzy tracą czas na akcje bezpośrednie, „obrażają się ” na rewolucje, dowodząc, że nigdy nie spełnia obietnic danych ludowi. Brak władzy oznaczałby spotkanie z prawdziwą wolnością wśród innych wolnych a więc śmiertelną nudę. Nie byłoby już od czego uciekać i komu udowadniać, że jest się wyjątkowym dzięki swoim autonomicznym, ekstatycznym poszukiwaniom, które umożliwiła właśnie ucieczka. Bo w TSA najbardziej podniecająca jest nie ona sama ale ucieczka do niej/ ucieczka od tego co poza nią. Bey autentycznie wolny nie musiałby uciekać, a poszukiwanie tej wolności nie byłoby już dobrą wymówką dla zwykłych, burżuazyjnych psot (równie zresztą zwykłych i przewidywalnych, jak zwykła i przewidywalna jest egzystencja poza TSA). Główny cel życia, główna jego podnieta znikłaby. Cóż dalej począć bez niej?

Pójdźmy nieco dalej. Bey sugeruje, że angażowanie się w działalność społeczno – polityczną nie tylko nie przynosi oczekiwanych rezultatów ale wręcz wzmacnia władzę. Jak? Tego dokładnie nie wiadomo. Można natomiast wskazać w jaki sposób to właśnie TSA przyczynia się do jej wzmacniania. Nie chodzi tu tylko o deprecjonowanie wszystkich tych działań, które są zorganizowane i które otwarcie przeciw władzy występują. Jest jeszcze jeden element; czy nie wzmacniam władzy kiedy jedynym „sprzeciwem” na jaki mnie stać jest zrobienie imprezy dla uprzywilejowanych, czyli zastosowanie reguł gry, jakimi i władza się posługuje i które ona sama ustala? Bo rzeczywistość w której żyjemy to właśnie przeznaczona dla wybrańców wieczna impreza przy suto zastawionym stole. Resztkami z tego stołu żywi się wielu, wśród nich ludzie pokroju Bey’a. Dla innych na ogół już nie starcza, choć to właśnie oni przygotowują wielkie żarcie i to oni po nim sprzątają. Dlaczego TSA jest rozrywką dla uprzywilejowanych? Nie sądzę po prostu by Bey chciał spotkać na swojej imprezie ludzi, których fantazja jest ograniczona przez codzienną walkę o przetrwanie. Tego rodzaju towarzystwo nie zapewniłoby z pewnością zbyt wielu szczytowych doznań. Zaspokojenie popędów oświeconej jednostki podczas jej elitarnych ucieczek w głąb siebie nie wymaga zresztą jedynie fantazji, Potrzebujemy do tego również odpowiedniej ilości wolnego czasu i sporych środków, za pomocą których będziemy mogli ten czas intensywnie celebrować. Brak tych środków i czasu to wykluczenie z grona balangowiczów, kolejne które nas spotka. Wykluczeni z uroczystej kolacji, wykluczeni z autonomicznej zabawy w nią. Wyjątkowe nie jest to co udostępnia się każdemu, ale to co dostępne jest dla nielicznych. TSA wyjątkowa być musi, inaczej nie zasługiwałaby na uwagę Bey’a. O tej wyjątkowości decyduje między innymi jej tymczasowy charakter. Nie będziemy przecież bez końca ekscytować się tym samym. A jeśli wszyscy dostąpią tej ekscytacji nie będzie w niej już niczego wyjątkowego. Znowu więc tylko wybrani przebierać mogą do woli w „bogatej” ofercie TSA, zupełnie jak w wielkim hipermarkecie życia zaopatrywanym przez władzę. Ta oferta jest zresztą fałszywa tak jak fałszywa jest możliwość wyboru opcji udostępnionych nam przez siedzących u szczytu pańskiego stołu. Bo wyboru nie ma żadnego. Obwoźny styl życia współczesnych nomadów, o którym wspomina autor TSA, dla większości z nas wcale nie stanowi interesującej alternatywy. Najczęściej jest to po prostu życiowa konieczność czy też luksus, dla tych, którzy nie muszą sprzedawać swojej pracy dla utrzymania siebie i rodziny. Skoro jednak brak stałości, jak utrzymuje Bey, jest przygodą to każdy z nas ma we współczesnym świecie duże szanse na jej przeżycie. Niewolnicza pogoń za środkami utrzymania ma z pewnością oczyszczającą moc. Wyzwoleńczą wręcz. Fajnie żyć. Jeszcze lepiej nad przepaścią. Ileż to doznań!

Co jeszcze? Bey nie ufa rewolucji, przekonany jest, że ta nigdy nie doprowadza sprawy do końca i zawsze okazuje się zdradziecka. Tymczasową dobrą nowinę przynieś ma nam więc seria osobistych powstań zdolnych dokonać znaczących zmian w jednostce, w sposobie postrzegania przez nią siebie i świata zewnętrznego, do którego każdy balangowicz musi w końcu wrócić. Powstanie jest siłą napędową samorealizacji, czyli kolejnego nieodzownego elementu każdego autonomicznego d(r)ucha. Wszyscy dążymy do jak największego spełnienia się w życiu i w pragnieniu tym nie ma niczego złego. Bey zdaje się jednak zapominać, że samorealizuje się człowiek który pojmuje siebie jako element odrębny od otoczenia ale nie przeciwstawny mu. Co więcej proces samorealizacji wymaga poczucia wpływu jednostki na rzeczywistość (lub chociażby próby uzyskania takiego wpływu) oraz uczestnictwa w życiu zbiorowym i przede wszystkim rozwijania osobowości poprzez bodźce dostarczane przez innych ludzi, przez przynależność do świata ludzkiego, do jakiejś wspólnoty6. W śnie TSA każdy natomiast żyje w rytmie dyktowanym mu przez jego własne popędy, pielęgnując swą oświeconą autonomie w oderwaniu od innych. Okazuje się więc, że elitarność TSA jest dla nas ratunkiem. Zbiorowe odurzanie się jej magicznymi właściwościami doprowadziłoby nas bowiem co najwyżej do bezpłodnej lawiny stirnerowskich związków egoistów i niczego ponad to. Jedyne co jesteśmy w stanie osiągnąć idąc za naszym tymczasowym przewodnikiem to powszechna samoegzaltacja prowadząca wprost do katastrofy. Bo żadne powstanie, nawet te najbardziej huczne nie byłoby już wstanie odwrócić uwagi od słabości jednostek, które skupione na indywidualnym rozwoju z łatwością poddają się wszelkiego rodzaju manipulacjom władz. Ludzie legitymizują niezdrową rzeczywistość w której żyją, skoro nawet w chwilach krańcowego wyczerpania jej kurestwem wybierają narkotyczną ucieczkę w jedną z wizji TSA zamiast autentycznej, otwartej walki. Zmian można dokonać jedynie działając razem i w pełni świadomie. Jeśli nie chcemy dla siebie ale też dla innych (!) niczego ponad to, co znajduje się w przepisie na podporządkowane życie, to coraz więcej będziemy tracić, coraz więcej będzie nam odbierane. To przecież proste.

W którymś momencie swych halucynacji, Bey – Szaman tako rzecze: „ Powiedzieć: Nie będę wolny, dopóki wszyscy ludzie (albo wszystkie istoty czujące) nie będą wolne, to zwyczajnie zakopać się w jakimś nirwanowym stuporze, to zrzec się naszego człowieczeństwa, to powiedzieć, że wszyscy jesteśmy loserami”7.

Prawda to czy fałsz? Wybraną odpowiedź zaznacz krzyżykiem.

BONUS

Hasło na dziś brzmi: I Ty możesz porównać TSA do czegoś brzydkiego! Czas start!

Strzeżona Tymczasowa czyli TSA a osiedla strzeżone

Izolacja. Wybierają ją zarówno ci, którzy z radością odpływają w zmysłową przestrzeń TSA jaki i ci, którzy dobrowolnie zamykają się za murami uzbrojonymi w kamery. I jedni i drudzy za izolacje płacą, choć wyznawcy Bey’a nie robią tego bezpośrednio a jedynie, jako ci, których stać jest na ucieczkę i niczym nieskrępowaną balangę. Prowadzi to do kolejnego punktu wspólnego czyli możliwości wstępu wyłącznie dla uprzywilejowanych. W przypadku Bey’a nie trzeba już chyba tego objaśniać bo zostało to opisane wcześniej. W strzeżonych osiedlach zasada ta natomiast jest dość oczywista. Nie po to płacę za możliwość odcięcia się, by wyrwaną z toczonej przez społeczne robactwo tkankę miejską udostępniać tym, od których uciekam. Ucieczka – kolejne słowo klucz. Tymczasowi uciekają od zniewalającej rzeczywistości składającej się z jednostek (jeden jeden jeden, a między nimi już przecież nic), którym nie starcza fantazji i odwagi na wyrwanie się ze społecznej opresji. Strzeżeni natomiast od przeważającej części społeczeństwa niegodnego życia w ich wybornym sąsiedztwie. Od wszystkiego co jest w tym społeczeństwie biedne, brudne, patologiczne, złe. Obydwie grupy poszukują wolności ale też bezpieczeństwa i obydwie otrzymują zaledwie ich złudzenie. Myślą, że uwolniły się od przymusu podporządkowania (TSA) lub od obłapiającej ich obecności niepożądanych elementów społecznych, do których zaliczyć już można coraz więcej ludzi (zamurowani). W ramionach TSA lub za bramą osiedla jesteśmy tylko my, ewentualnie nam podobni. Gdzie więc będzie milej i bezpieczniej jak nie tu, na tym skrawku lepszego świata dryfującym spokojnie po oceanie prymitywnego samozadowolenia?

Więcej? W obydwu tych specyficznych grupach dostrzec można pewnego rodzaju umiłowanie hierarchii, władzy czy podziałów społecznych – tymczasowi je podtrzymują
( przez swoistą apoteozę społecznego marazmu i negacje otwartej walki zwykłych ludzi oraz wmawianie, że ucieczka w twory typu TSA jest jedyną dostępną formą sprzeciwu, przy jednoczesnym przemilczeniu, że przeznaczoną dla nielicznych), a strzeżeni je tworzą budując wyraźne granice między sobą a niegodną ich resztą. Jedni i drudzy są przy tym nastawieni dość egoistycznie. Myślą tylko o swoim własnym interesie. Postulat walki o wolność dla wszystkich zamiast autonomii dla wybranych Bey uznaje za przejaw frajerstwa. Rodzice dzieci zamieszkujących zamkniętą enklawę dobrobytu ryzykują ich oderwanie od realnego życia, co może być katastrofalne w skutkach i dla nich i dla tych wyrosłych po drugiej stronie muru ( bo spotkania tych dwóch światów nie da się przecież uniknąć). Wszystko w imię własnej wygody i kurczowego trzymania się kupionego za ciężkie pieniądze złudzenia. Tymczasowi i strzeżeni myślą, że udało im się wyrwać (na chwilę w przypadku pierwszych lub na stałe w przypadku drugich), mają wrażenie „bycia poza”, co jest kolejną ułudą. Pomimo podjętych starań i poczucia wyjątkowości zawsze będą częścią pogardzanej przez nich całości. Jednych i drugich cechuje również zawężone widzenie świata, w którym zdają się uczestniczyć na wysokości witryn sklepowych. Dobra wszelkie są według nich dostępne dla wszystkich i tylko od danej jednostki zależy, jak ułoży się historia jej życia. Ludzie koczujący w zimnie na ulicach robią to bo ich wysoce rozwinięte poczucie autonomii nie pozwala na wpisanie się w schemat rodziny i pracy od – do. Ci których życie porzuciło we wnętrzach zrujnowanych kamienic z cuchnącymi klatkami schodowymi, ciemnymi bramami i podwórzami z zakazem grania w piłkę, znaleźli się w takim położeniu bo wyobraźnia podpowiedziała im, że będzie to niezwykłe, ekstremalne doświadczenie wzbogacające ich biografie. Ewentualnie osobnicy ci nie dość się starali i zasłużyli na swój los. Bywa.

I w końcu są one – szczytowe doznania tymczasowych i strzeżonych. Tych pierwszych nie trzeba przybliżać bo dość już o nich było w tym miejscu. Osiedlowe szczytowanie jest jednak nie mniej ekscytujące. Etos pracy i wzorcowe wypełnienie nakazu konsumpcji to dla zamurowanych prosta recepta na szczęśliwe życie. Zakorzenienie w zamkniętej przestrzeni jest ukoronowaniem ich wieloletnich starań, bo cóż może być doznaniem bardziej szczytowym niż zmaksymalizowanie swoich konsumpcyjnych możliwości w postaci czterech chronionych kątów?

Zostaje nam jeszcze przemiana jednostki i jej otoczenia (w odniesieniu do osiedli) a raczej jej brak. Poza TSA i poza murem wszystko pozostaje po staremu, wewnątrz nich też. Emocje opadają, konsumpcja się wypełnia, recenzja dobiega końca. Obiecana przemiana nie następuje. Wraca zwykłe, nudne życie. Dlaczego? Bo prawdziwa przemiana zarówno jednostek jak i ich otoczenia możliwa jest jedynie przy solidarnym udziale innych ludzi (wszystkich, tych nie dość fajnych też). Taki banał, widocznie jednak potrzebny.

Jakie są różnice? Niewielkie. Ta, która automatycznie przychodzi na myśl to tymczasowość. TSA nie może być stała bo, jak wykazano to już wcześniej straciłaby na atrakcyjności. Osiedla strzeżone nie mogą być natomiast tymczasowe bo to nie pozwoliłoby im utrzymać złudzenia spokoju i bezpieczeństwa. Z drugiej jednak strony, w obliczu tak nielubianej przez Bey’a rewolucji straciłoby to na znaczeniu. Wtedy to właśnie zarówno TSA jak i osiedla strzeżone mogłyby skorzystać na tak wychwalanej przez naszego pirata taktyce znikania i po prostu zniknąć bo wtedy ani jedno ani drugie nie byłyby już potrzebne.

Recenzja zajęła pierwsze miejsce w konkursie Oficyny Bractwa Trojka.


1 H. Bey., Tymczasowa Strefa Autonomiczna, Kraków 2009, s. 60.
2 Tamże (a jakże!), s. 65.
3 Wiadomo…
4 Tamże ( znaczy się w TSA) i też s. 65
5 Tamże s. 68
6 Z. Skorny, Problemy samopoznania i samorozwoju, Wrocław 1993.
7 Tamże s. 9





Tego samego autora

Brak pasujących artykułów