Sądzę, że niesprawiedliwie ocenia się większość tzw. zwykłych ludzi. Nie widzę niczego co mogłoby wskazywać, że są oni bardziej podatni na wpływ propagandy niż elita intelektualna. Za to mam pewne powody podejrzewać, że może być właśnie odwrotnie.
Noam Chomsky

Jesteś na archiwalnej wersji strony internetowej - przejdź na aktualną wersję rozbrat.org

Co to są problemy miejskie? Po Kongresie Ruchów Miejskich

Jarosław Urbański
Konkres_Ruchw_MiejskichW dniach 18-19 czerwca odbył się w Poznaniu Kongres Ruchów Miejskich zorganizowany przez Stowarzyszenie My-Poznaniacy. Na  obrady dotarło ponad 100 przedstawicieli z kilkudziesięciu organizacji z Gdańska, Sopotu, Rumi, Gliwic, Lublina, Koszalina, Krakowa, Łodzi, Opola, Olsztyna, Szczecina, Warszawy, Wrocławia, Sulechowa, Gniezna, Podkowy Leśnej. W Kongresie uczestniczyli także przedstawiciele i przedstawicielki Federacji Anarchistycznej sekcja Kraków i Poznań (jako obserwator). 

Idee Kongresu próbowano wyłożyć w kilku artykułach, z którymi możemy się zapoznać na stronach My-Poznaniaków. Zapewne niebawem znajdziemy też tam obszerną relację ze spotkania. W tym miejscu chciałbym się jednak podzielić kilkoma uwagami krytycznymi, które jednak moim zdaniem nie przekreślają znaczenia Kongresu. Na pewno było interesujące posłuchać i podyskutować na temat problemów miasta z działaczami/działaczkami z innych organizacji i ośrodków. Wzbogacić swoją wiedzę. Natomiast o znaczeniu politycznym tego spotkania trudno przesądzać, choć obawiam się, że będzie ono mniejsze niż się tego spodziewają organizatorzy, z przyczyn o których właśnie chciałbym napisać.

Gdyby przyjrzeć się artykułom opublikowanym przed Kongresem i kiedy uwzględnimy to o czym na nim mówiono, to dochodzimy do wniosku, że ewidentnie preferowana jest tu pewna definicja czym problemy miasta są i jak powinny być rozstrzygane. Proponowane podejście redukuje kwestię miejską do poziomy problemów przestrzenno-politycznych, a zagadnienia socjalne, kiedyś w tym podejściu dominujące, zostały zepchnięte na drugi plan lub w ogóle nie zostały zauważone. Kwestie mieszkaniowe, warunków pracy, bezrobocie, bieda, problem wysokich czynszów, masowych eksmisji itd. w zasadzie były ledwie dostrzegane (podnosiły to osoby z FA i część delegacji np. z Łodzi). Pojawiły się nawet głosy, że „to nie są problemy miejskie”. Mieliśmy w takim przypadku wyrażaną – dajmy na to – troskę o „zrównoważony rozwój transportu publicznego” i „integrację systemu transportu publicznego w obrębie aglomeracji”, ale nikt się nie zająknął na temat cen transportu i oczywiście nie odważył się wysunąć postulatu darmowego transportu publicznego.

Mówiono np. że problemem niektórych miast (Łodzi) jest „depopulacja”, czyli spadek liczebności mieszkańców wywołany ruchem emigracyjny (głównie za pracą), ale nie łączono tego z deindustrializacją, czyli z jednym z najbardziej znaczących zjawisk z jakimi mamy do czynienia od ponad 20 lat na obszarach miejskich. To oczywiście mogłoby „popchnąć” debatę w stronę oceny polskiej transformacji i kapitalizmu, a wydaje się, że miejsca na takie dyskusje na Kongresie nie było. Ale czy można poważnie traktować kwestię miejską bez takiej debaty? Dostrzegano wprawdzie negatywne konsekwencje dla miast jakie niosą za sobą zmiany na rynku pracy, ale nie potrafiono tego w żaden sposób przełożyć na postulat ruchu miejskiego. Wobec powyższego problemy – przykładowo – ponad 300 tys. pracujących w Poznaniu (z czego około ¼ pochodzi spoza jego granic administracyjnych, z terenów wiejskich) nie zostały podniesione do rangi kwestii miejskiej. Podobnie zresztą jak problem lokatorski (eksmisje, budownictwo komunalne, prywatyzacja komunalnych zasobów lokalowych, czynsze). Z tego by wynikało, że poza zainteresowaniem ruchów miejskich są problemy pracownicze i lokatorskie, albo, że mamy trzy odrębne kategorie spraw: mieszkańców, lokatorów i pracowników. Wydawało się, że te trzy aspekty w sensie polityczny konstytuują nas jako obywateli, ale jak widać to nadal uchodzi za wizję obywatelstwa nazbyt radykalną i egalitarną.  Faktem jest, iż na sali obrad nie było w zasadzie osób reprezentujących np. związki zawodowe czy ruch lokatorski (dokładnie jak na większości sal rad miejskich), a skład społeczny uczestników dalece odbiegał od klasowej reprezentacji mieszkańców miast. Ewidentnie zatem problem niedostatku demokracji ma klasowe podłoże. Szkoda tylko, że przedstawiciele ruchów miejskich nie chcą tego faktu dostrzec i wyciągnąć z tego wniosków.

Również kwestie stricte ekonomiczne nie stanęły w centrum uwagi. Kiedy wiele miast jest zadłużonych i zagrożonych bankructwem, zebrani poniechali refleksji co z tego wynika dla mieszkańców. W konsekwencji rozmowa na temat budżetu partycypacyjnego mogła się odbywać jedynie w kontekście „eksperymentu edukacyjnego”, a nie systemowego sposobu na wyjście z impasu ekonomicznego, poprzez oddanie pełni decyzyjności w tym zakresie, w ręce mieszkańców. Zdumiewający nota bene był brak wiary w możliwości oddolnego, społecznego tworzenia rzeczywistości, a ekspercki ton od czasu do czasu dawał się wyraźnie odczuć w wypowiedziach niektórych delegatów i delegatek. 

Uczestnicy w swoich prezentacjach próbując nakreślić sytuację w miastach, generalnie wyrażali niepokój o tzw. „ład przestrzenny” i niepartycypacyjne struktury podejmowania decyzji administracyjnych, postrzegane albo jako autorytaryzm władz lokalnych, albo brak dialogu ze społeczeństwem, albo brak rotacji władz. Wszystko to prawda. Niekiedy bardzo cierpka i merytorycznie przemyślana krytyka poczynań władz, nie zdołała jednak zatrzeć wrażenia, że ruchy miejskie, takimi jakie się one jawiły przez pryzmat Kongresu, stoją okrakiem strategicznym: czy należy kontestować istniejący system czy z nim  kolaborować? Przykładowo Joanna Kusiak w swoim przedkongresowym tekście napisała, że jest dumna z funkcjonującej w Warszawie Komisji Dialogu Społecznego. Obawiam się, że przedstawiciele warszawskiego ruchu lokatorskiego nie byliby tego samego zdania. Oskarżają Hannę Gronkiewicz-Waltz o bagatelizowanie problemów mieszkaniowych w Stolicy, a „dialog społeczny” znalazł ostatnio swój finał pod postacią spalonego ciała jednej z kluczowych działaczek lokatorskich, znalezionego w podwarszawskim lesie. Czy w takim przypadku stać nas na radość z "małych kroczków"? Polska to wprawdzie nie Ameryka Łacińska, ale i tak każdego dnia ofiarami dramatycznych konfliktów w mieście padają ich mieszkańcy - usuwani przemocą z mieszkań, pozbawiani pracy, nachodzeni przez komorników.

Nie chcę przez to powiedzieć, że problemy i konflikty związane ze sprawami przestrzennymi czy planowania przestrzennego, nie są ważne. Jednakże nadużycia na tym gruncie są jedynie konsekwencją  wszechwładzy pewnych grup społecznych, której korzeni należy się doszukiwać w stosunkach własnościowych na ternie miasta (a nie w „złym prawie”, które jest tylko stosunków tych odzwierciedleniem). O własności na Kongresie też nie było za wiele mowy, zwłaszcza o własności prywatnej. Dyktat przestrzenny wyrasta nie tylko, a dziś nawet nie przede wszystkim, z relacji politycznych, ale ekonomicznych. Dostrzegamy jak interes developerów często narusza interesy wspólnot lokalnych na poziomie planowania inwestycji, ale z takim trudem przychodzi wielu osobom uznać, że ten sam interes generuje konflikty na polu lokatorskim czy pracowniczym. W tym kontekście opór niektórych uczestników Kongresu przed sformułowaniem, że „biznes powinien służyć społeczeństwu” i proponowanie zapisu „żeby nie szkodził” jest śmieszny. W istocie rzeczy zdecydowana większość biznesu, czyli kapitału, eksploatuje wspólnoty lokalne, wykorzystując zarówno pracowników, lokatorów, jak też mieszkańców. Tylko ruch, który potrafi ogarnąć wszystkie te aspekty może przeforsować realne zmiany dotyczące wszystkich, a nie tylko wybranych grup, z ich wybranymi problemami. 

Kongres zakończył się przemarszem setki uczestników z balonikami. Pierwotnie zamierzono przybić wypracowanych 9 tez do drzwi ratusza (znajdziesz je TUTAJ). W marcu 2010 roku podobną akcję przeprowadziło 1,5 tys. zamaskowanych demonstrantów manifestujących pod hasłem odzyskania miasta i w obronie Rozbratu. Tamtych „20 tez dla kierunków rozwoju miasta Poznania” z 20 marca 2010 roku (możesz przeczytać TUTAJ) miało jednak o wiele bardziej radykalną i - wydaje mi się - konkretną wymowę. 

Komentarze

0| 3 | Joanna Mazgajska2011-06-22 07:58
Jako uczestniczka kongresu nie zgadzam się zupełnie. Nie chodziło o to żeby jak litanię narzekań wymienić wszystkie możliwe problemy z którymi sie można spotkać w miastach. Gdyby była prawdziwa partycypacja mozna by było się z nimi realnie zmierzyć. Jednak "złe prawo" jest istotnie, a brak jego egzekwowania tym bardziej. Co mógłby zrobić bogaty inwestor bez wsparcia skorumpowanych urzędników? Joanna Kusak być może jest dumna z Komisji Dialogu w Warszawie , my z Beatą Nowak publicznie powiedziałyśmy że to fikcja i żadnego dialogu nie ma. Nie może więc to byc zarzut. Poza tym fakt że prowadzona jest wojna (sprawa lokatorów) nie wyklucza możliwości prób rozmów w Komisjach Dialogu Społecznego.
Joanna Mazgajska
0| 2 | Włodek Nowak2011-06-21 12:18
No Jarek pojechałeś... :-) Nie będę się odnosić do całości, gdyż jest to ciąg dalszy Waszej dyskusji z tym co prezentują My-Poznaniacy. Odniosę się jednak ze swojego punktu wiedzenia do jednego akapitu.

"Mieliśmy w takim przypadku wyrażaną – dajmy na to – troskę o „zrównoważony rozwój transportu publicznego” i „integrację systemu transportu publicznego w obrębie aglomeracji”, ale nikt się nie zająknął na temat cen transportu i oczywiście nie odważył się wysunąć postulatu darmowego transportu publicznego."

Karta Lipska, do której w dyskusjach i tekście przed skrótem redakcyjnym się odnosiliśmy w sposób dosłowny mówi o niezbyt drogim transporcie zbiorowym.
Darmowy transport zbiorowy jak wprowadzono w Hasselt, został wprowadzony w drodze powszechnego umowy zbiorowej. I jak mówiłem przed tygodniem w Aferze, jestem sceptyczny wobec możliwości wprowadzenia tego w tej dekadzie (1. ogólne wrażenie po stanie budżetu w dekadzie, suburbanizacja, brak ustawy metropolitalnej , konieczność łatania, a nie planowania finansów, brak możliwości kredytowania oraz 2. struktura podróży - podróżującym z przedmieść do centrum można dać rozsądną alternatywę, natomiast trudno sobie wyobrazić jednolite systemowe rozwiązanie dla mieszkańców śródmieścia pracujących w niezwykle licznych fabrykach suburbanizujące go się przemysłu, który wobec kompletnej dezynwoltury planistycznej rozlokował się gdzie bądź), to na pewno chcę byśmy się nad tym pochylili. Wasza pomoc się oczywiście przyda.
Natomiast oczywiście masz rację, że nie ma wśród spotykających się zgody co do tego, że transport publiczny powinien stanowić narzędzie zmniejszające wykluczenie. Więcej, dość powszechne było przekonanie, że celowo lepiej odżegnać się od wizerunku "socjalnego" transportu zbiorowego. Dlaczego? Ponieważ to nie sprzyja jego akceptacji w społeczeństwach zdominowanych przez zmotoryzowaną klasę średnią stanowiącą wzorzec do naśladowania dla innych grup.
Zatem podnosząc argument dostępności łatwo tę dostępność ustrzelić. Dlatego zamiast kłaść nacisk na obniżki biletów w aglomeracji, wolę dyskutować o integracji kolei i jej biletów z systemem miejskim, gdyż najbardziej dzisiaj wykluczonymi są mieszkańcy aglomeracji podróżujący w jej obrębie godzinami gminną komunikacją autobusową, tkwiąc w korkach w tych niewydajnych, "socjalnych" autobusach.
+1| 1 | HGP2011-06-21 01:39
Nie słuchaliście lub Was nie było, ale Łódź wyraźnie podniosła np. kwestię Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej jako wtórnego generatora ubóstwa w mieście przez niskie zarobki i brak ochrony socjalnej pracownic i pracowników. Fakt, Kongres był wyraźnym ustaleniem wspólnego minimum postulatów, ale trzeba było być na grupie transportowej, żeby zobaczyć, jaka wielogodzinna była to jatka (kontynuowana do późnej nocy w czasie, kiedy inni się bawili).

Nie ma rady - na kongres przyjechały zarówno grupy wykazujące wrażliwość społeczną, jak i towarzystwa neoliberałów blatujące się z władzą. Mam nadzieję, że następnym razem będzie czas na dyskusje, a Rozbrat będzie się bronił, kiedy znów ktoś użyje słowa "anarchiści" jako obelgi, a nie tylko ustawi się w zdystansowanej pozycji komentatora. Chcecie polityki - róbcie ją z nami. Inaczej każdy z nas będzie kwękał po kątach na brak radykalnych postulatów w dyskusji.

Nie masz uprawnień, aby dodawać komentarze. Musisz się zarejestrować

Translate page

Belarusian Bulgarian Chinese (Simplified) Croatian Czech Danish Dutch English Estonian Finnish French German Greek Hungarian Icelandic Italian Japanese Korean Latvian Lithuanian Norwegian Portuguese Romanian Russian Serbian Spanish Swedish Ukrainian