Praca reprodukcyjna, a kwestia lokatorska

Magda M.
Drukuj

ekonomia-ma-plecWięcej informacji na temat pracy reprodukcyjnej szukaj w Przeglądzie Anarchistycznym numery 11 i 12 oraz na stronie www.ekologiasztuka.pl
W ostatnim czasie daje się zauważyć większe poruszenie społeczne w sprawach lokatorskich. Gminy nie wywiązują się bowiem z obowiązku zapewnienia mieszkańcom dachu nad głową: ilość i jakość taniego budownictwa budzi przerażenie, na mieszkanie socjalne oczekuje się nawet w kilkunastoletnich kolejkach, coraz więcej słyszy się o pozbawionych domu rodzinach zajmujących pustostany.

Tymczasem według raportu „Ubóstwo i wykluczenie społeczne w Polsce”(1), ponad połowa polaków żyje na krawędzi bezpieczeństwa egzystencjalnego (6% ludności Polski żyje w skrajnym ubóstwie, natomiast kolejne 43% zagrożone jest wykluczeniem społecznym ze względu na niskie dochody). Autorzy raportu podają, że od dwóch lat ilość osób zagrożonych biedą rośnie, sądzić zatem należy, że potrzeby dotyczące mieszkań komunalnych również będą wzrastać.

Kiedy coraz więcej ludzi nie jest w stanie zapewnić sobie ani swojej rodzinie podstawowych środków do życia i dachu nad głową, brak tanich mieszkań rozwiązuje się za pomocą mieszkalnictwa kontenerowego, bo tak jest taniej i wygodniej. Kontenery z początku przeznaczone dla trudnych lokatorów, z czasem stają się antidotum na głód budownictwa komunalnego dotykający w szczególności najbardziej niewydolne finansowo grupy -samotne matki i emerytów. Narastającą biedę łatwiej jest patologizować i wyrzucać do gett za miastem niż wystarczająco wesprzeć, wyprowadzając z ciężkiej sytuacji.

Ignorując potrzeby niezamożnych mieszkańców, władze samorządowe tłumaczą się przywołując stereotyp, iż nasza sytuacja materialna jest wynikiem przede wszystkim naszych osobistych wyborów. Natomiast ludzie domagający się pomocy od miasta to roszczeniowa patologa, którą cechuje lenistwo, niezaradność i przekonanie, że "wszystko im się należy". Są to "pasożyty", którym nie chce się pracować.

Taka retoryka dotknęła pewną mieszkankę Wałbrzycha, która w  odpowiedzi na wyrok eksmisyjny z zajętego przez siebie pustostanu, oskarżyła władze miasta o niewywiązywanie się z zadań własnych, do których należy m.in. zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych ludności. Sąd wydał wyrok korzystny dla skarżącej miasto lokatorki. Władze Wałbrzycha złożyły jednak apelację, tłumacząc się następująco: "Fakt uzyskania niewielkich dochodów, brak wykształcenia nie są zdarzeniami o charakterze wyjątkowym, na które powódka nie miała wpływu lecz konsekwencją dokonanych przez nią wyborów i decyzji życiowych" w dodatku "fakt posiadania dzieci nie jest ograniczeniem możliwości zarobkowania". Z apelacji dowiadujemy się, że zajmując pustostan powódka wykazała "bierną postawę" bowiem "nie podejmuje próby skorzystania z usług instytucji udzielającej pomocy dla bezdomnych" (czyt. przytułku). Ani wykształcenie, ani tym bardziej wysokość płac nie zależą tylko i wyłącznie, a nawet przede wszystkim, od nas.  Jesteśmy uwarunkowani swoim m.in. pochodzeniem, miejscem zamieszkania, płcią (czy z „bierności” kobiety zarabiają przeciętnie ponad 20% miej na tych samych stanowiskach pracy co mężczyźni?). To, że możliwy jest awans społeczny w sensie indywidualnym, niestety nie przekreśla tego, że w sensie statystycznym w swoich wyborach jesteśmy ograniczeni. W apelacji nie bierze się też pod uwagę, że obecnie wykształcenie nie gwarantuje satysfakcjonujących zarobków i pracy.

Tak czy inaczej, argumentacja strony pozwanej umożliwia odwrócenie uwagi opinii publicznej od zaniedbań miasta oraz na zrzucenie całej winy i całej odpowiedzialności za kryzys mieszkaniowy na cechy charakteru lub wybory życiowe przedstawicieli uboższych warstw społeczeństwa. Do tego dochodzi nieuzasadnione obarczanie ich negatywnymi cechami, takimi jak bierność, niezaradność, lenistwo, roszczeniowość.

Utrwalanie obrazu lokatorów mieszkań socjalnych i opuszczonych budynków lub osób zalegających z czynszem jako patologii, której nic się nie chce i którą trzeba utrzymywać z pieniędzy ciężko pracujących podatników, jest dla władz bardzo wygodne. Myśląc tymi kategoriami, nie bierze się jednak pod uwagę, że każdego dnia wykonują oni w swoich domach obowiązki opiekuńcze (tzw. praca reprodukcyjna) umożliwiające funkcjonowanie całego społeczeństwa. Miasto upadłoby gdyby nie zasiedlali go mieszkańcy, a mieszkańcy żyją, uczą się i pracują dzięki codziennej pracy domowej, zapewniającej ich przetrwanie.

Bez pracy kobiet i mężczyzn polegającej na karmieniu, wychowywaniu, ubieraniu, sprzątaniu, remontowaniu, gotowaniu, praniu, pielęgnowaniu, pomaganiu w lekcjach, itd., kapitalistyczne społeczeństwa nie mogłoby się rozwijać. Praca domowa pozwala bowiem na przeżycie całych mas ludzi, które następnie wykorzystywane są przez państwa i kapitał jako najemna  i nienajemna siła robocza.

Kapitał posługuje się także gospodarstwem domowym, aby utrzymać funkcje biologiczne, rezerwowej armii pracowników. Rodzina stanowi bowiem niezwykle ważny punkt oparcia, utrzymując przy życiu osoby, które straciły pracę zarobkową. Pełni więc rolę zaplecza, pozwalającego przetrwać  pozbawionym środków  do życia bezrobotnym, aby mogli być wykorzystani przez kapitał, kiedy będą potrzebni.

Obowiązki umożliwiające reprodukcję pracowników w największym stopniu spoczywają na kobietach. W 2006 r. oszacowano, iż kobiety posiadające dzieci poświęcają na pracę domową około 7 godzin dziennie. Mężczyźni pracują w domu 2,5 godziny dziennie. Nietrudno zauważyć, że w przypadku kobiet jest to prawie cały etat, wykonywany jednak całkowicie nieodpłatnie. Społeczeństwa kapitalistyczne opierają się zatem w dużym stopniu na darmowej pracy kobiet, czyli ich eksploatacji w ramach gospodarstwa domowego.

Włoskie feministki Selma James i Mariarossa Dalla Costa utrzymują, że praca reprodukcyjna nie jest naturalnie przypisana do kobiet i nie stanowi ich obowiązku. Nie jest też esencjalistycznie ujmowaną "kobiecą pracą", tylko formą usług wchodzącą w skład produkcji kapitalistycznej. Dlatego feministki zanegowały wcześniejsze teoretyczne wykluczenie rodziny z procesu produkcji, uniewidaczniające społeczny potencjał i siłę kobiet. Ich zdaniem w systemie kapitalistycznym, rodzina, jest centrum konsumpcji oraz rezerwowej armii siły roboczej, a przede wszystkim centrum produkcji społecznej:   "towar, który produkują (kobiety), w odróżnieniu od innego rodzaju towarów, jest wyjątkowy dla kapitalizmu: jest to żywa istota ludzka, "robotnik sam w sobie" (2). Działaczki określiły kobietę jako producentkę ludzkiego życia, specyficznego towaru, który nie jest "rzeczą", musi natomiast przebywać dziewięć miesięcy w łonie matki, później musi być karmiony, ubierany i wychowywany (trained). Życie większości ludzi jest zużywane w procesie produkcji. W obecnie panujących stosunkach społecznych zadaniem kobiety jest produkować i reprodukować siłę roboczą w taki sposób, aby była zdolna do pracy dla kapitału.

Podobne zdanie na ten temat mają feministki materialistyczne, które podkreślają, że "każde społeczeństwo, aby przeżyć, musi tworzyć dobra materialne (produkcja) i byty ludzkie (reprodukcja)" (3). Christine Delphy utrzymuje, że w aktualnej organizacji społeczeństwa mamy do czynienia z dwoma sposobami produkcji: przemysłowym, w ramach którego wytwarza się większość towarów handlowych oraz rodzinnym, który obejmuje usługi na rzecz domu, opiekę nad rodziną oraz produkcje części towarów, przeznaczonych na wymianę handlową. Delphy pisze, że "pierwszy sposób produkcji umożliwia eksploatację kapitalistyczną", a drugi "eksploatację rodzinną albo dokładniej patriarchalną". (4)

W powszechnym przekonaniu, darmowy charakter pracy domowej, jej "nie-wartość" wynika z jej właściwości. Opinia ta po części opiera się na istniejącym przez lata przeświadczeniu, że działania produktywne to takie, które tworzą "wartości wymienne" i "wartość dodaną", nie są to natomiast te czynności, które wytwarzają "wartość użytkową". Według feministek jest odwrotnie: "Nie dość, że to nie natura prac wykonywanych przez kobiety tłumaczy ich stosunki produkcji, ale to te stosunki produkcji tłumaczą wykluczenie ich prac ze świata wartości rynkowych. To kobiety są wykluczone z rynku ( z wymiany) jako czynniki ekonomiczne, a nie ich produkcja" (5).

Obrazuje to analiza stosunków produkcji w jakie wciągnięte są kobiety. Wcześniej wiele zajęć, należących do obowiązków płci żeńskiej była nieopłacana. Należało do nich pieczenie chleba, szycie ubrań, przetwarzanie żywności, obrabianie zwierząt i inne. W momencie kiedy przestały one stanowić część typowych działań większości gospodarstw domowych i stały się, podlegającymi księgowaniu, wyrobami produkowanymi na rynku, sytuacja ta uległa zmianie. Zanim to nastąpiło, szycie i pieczenie uznane było za "naturalny" obowiązek kobiety. Obecnie uważa się je za dział produkcji, a jednostki, które dostarczają pieczywa i ubrań, za producentów. Podobnie jest z opieką nad dziećmi, osobami starszymi i chorymi oraz sprzątaniem, które są opłacane, kiedy wykonuje się je poza domem i nieopłacane, gdy są świadczone w celu zapewnienia przetrwania rodzinie. Wyłączenie darmowej działalności przedstawicielek płci żeńskiej z procesu wymiany powoduje, że nie ma ono w konsekwencji żadnej wartości, a cały koszt utrzymania siły roboczej przenoszony jest na gospodarstwa domowe.

Aby przedstawić finansową wartość pracy domowej dowiedziono, iż dostarcza ona od 28% do 45% polskiego PKB. Miesięczna wartość pracy domowej jednej osoby w Polsce to ok. 2 tysiące zł. ONZ podaje natomiast, że roczna wartość pracy opiekuńczej wykonywanej na świecie to 11 trylionów dolarów. (6) Mimo tych obliczeń, czynności domowe, wykonywane w ramach rodziny pozostają nieopłacane.

W tak ukształtowanych relacjach społecznych, dom jest dla osoby wykonującej pracę opiekuńczą tym czym fabryka dla robotnika, inaczej mówiąc '"fabryka", w której pracuje klasa robotnicza, to społeczeństwo jako całość, „fabryka społeczna" (7). Robotnicy najemni muszą stale toczyć boje o swoje prawa: do podwyżki, świadczeń socjalnych, współdecydowania o sobie i zakładzie, w którym pracują a wreszcie o przejęcie zakładów pracy. Osoby pracujące w domu także muszą walczyć: o uznanie, o płace, o zniesienie podziałów miedzy robotnikami i o uspołecznienie środków produkcji jakimi są także - z perspektywy pracownika domowego - mieszkania.

Dopóki funkcjonujemy w ramach sytemu wolnorynkowego, w którym życie każdego zależne jest od płacy, musimy walczyć o wzmacnianie pracujących poprzez poprawę ich warunków materialnych. Natomiast pozbawianie gospodarstw domowych łatwego dostępu do tanich mieszkań, to nic innego jak odbieranie im jedynego wynagrodzenia za wykonywaną całe życie pracę, bez której kapitalistyczny sposób produkcji nie mógłby być odtwarzany. Musimy zmienić postrzeganie postulatu dotyczącego dostępu do tanich mieszkań jako zachcianki "roszczeniowych nierobów". Musimy głośno mówić, że postulat ten wychodzi od PRACOWNIKÓW, których codzienny wysiłek należy uznać za pracę wymagającą godnej formy wynagrodzenia. Za lata darmowej pracy domowej i opiekuńczej, mieszkania nam się bezwzględnie należą! 

Batalia o łatwy dostęp do taniego budownictwa nie sprowadza się zatem tylko do sporu o to, ile mieszkań komunalnych wybuduje miasto i kto będzie upoważniony do tego, żeby w nich mieszkać. Jest to walka o przejęcie kontroli nad swoim życiem; walka o zerwanie niekończących się sieci zależności między lokatorami a narzucającymi wysokie czynsze właścicielami, spółdzielniami, urzędami miast, deweloperami czy opieką społeczną. W końcu, jest to walka o inną organizację społeczeństwa; o społeczeństwo, w którym praca opiekuńcza nie jest niewolniczym obowiązkiem kobiet, darmowo wykonywanym przez całe ich życie. Społeczeństwo, w którym dach nad głową nie jest bezcennym luksusowym towarem, o który zmuszeni jesteśmy walczyć na śmierć i życie, i który staje się źródłem głębokich podziałów między ludźmi. Jest to walka o społeczeństwo, w którym liczy się człowiek a nie zysk, dom natomiast jest powszechnie dostępnym dobrem wspólnym, umożliwiającym każdemu godne życie, rozwój i niezależność. 


1) „Ubóstwo i wykluczenie społeczne w Polsce”, Raport krajowy Polskiej Koalicji Social Watch i Polskiego Komitetu European Anti-Poverty Network, dostępny na www.kph.org.pl

2) S. James, M. Dalla Costa, The power of women and the subversion of the community, Falling Wall Press, Bristol 1972

3) Ch. Delphy, Wróg Zasadniczy, przeł. M. Solarska, M. Borowicz, (w:) E. Dobosz (red.), Francuski materializm feministyczny, Instytut Historii UAM, Poznań 2007, s. 71

4) Ibidem, s. 85.

5) Ibidem, s. 73

6) Interdyscyplinarna Grupa Gender Studies, Niewidzilana gospodarka, niewidzialana praca, niewidzialny dochód, Wrocław 2011

7) H.Cleaver, Polityczne czytanie kapitału, książka ukaże się wkrótce nakładem Oficyny Wydawniczej Bractwa "Trojka".