Posen - betonowa twierdza

Jarosław Urbański
Drukuj
Zdjecie0110Pod ciosem pilarzy padł szereg starych drzew, w tym akacji, jakie rosły wzdłuż ul. Roosevelta, między mostem Dworcowym a Uniwersyteckim. Trwają tam prace budowlane. Nie wiem czy związane z naprawą wiaduktu, przeprowadzeniem linii szybkiego tramwaju do Dworca Zachodniego, czy modernizacją poznańskiego węzła kolejowego (czy z tych wszystkich powodów naraz). Jedno jest pewne - w tym miejscu miasto nie będzie już tak wyglądać, jak dawniej. Straci na tym jego krajobraz.

Być może ta wycinka z jakichś inżynierskich powodów była konieczna, ale niepokoi fakt, że takich „incydentów” jest coraz więcej. Z trudem udaje się ocalić stare drzewa i skwery zieleni. Wydaje się, że nie przedstawiają one dla projektantów, inwestorów, urzędników i włodarzy miasta specjalnej wartości. Tereny zielone w Poznaniu kurczą się. Często dopiero po ciężkich bojach, udaje się mieszkańcom i organizacjom ocalić jakiś fragment zieleni, jak kilka lat temu kasztanowce wskazane pod topór w związku z modernizacją ul. Strzeleckiej. Kiedy podczas jednego ze spotkań ze studentami architektury utyskiwałem na fakt, iż pod Stary Browar wycięto park, jeden z wziętych poznańskich projektantów młodego pokolenia ripostował, że to było tylko trochę starych krzaków. Nie warto zatem płakać. Dobrze, że fakt wycinki pod nową część Starego Browaru zarejestrował na kamerze prof. Stefan Wojnecki. Możemy się przekonać, iż to nie były jedynie krzaki, a pilarze na zlecenie inwestora mieli co robić.

Jak zatem ma wyglądać Poznań? Na to pytanie jest dość łatwo odpowiedzieć. Estetyczno-urbanistyczne horyzonty zakreśla tu otoczenie Jeziora Maltańskiego, zabetonowanego prawie całkowicie z jednej strony. Zieleń na przeciwległym brzegu jest właśnie „odpowiednio zagospodarowywana”. Udaremniono tam ostatnio budowę apartamentowca, który dopełniłbym w tym miejscu scenerii z filmu „Imperium kontratakuje” (ulubionego dzieła producentów cementu). Malta, wraz z przyległymi osiedlami i galerią handlową, jest po prostu wyrazem wyjątkowego post-modernistycznego pretensjonalizmu i na dłuższą metę potrafi przyciągnąć tylko ludzi o podobnej mentalności. Przychodzą oni tam pooddychać nie czystym powietrzem, ale blichtrem i atmosferą nowoczesności, dopasowanej do drobnomieszczańskich oczekiwań. Dla nich drzewa mogłoby być przenośne i z zielonego plastiku, byleby wyglądały jak żywe. Odgłos ptaków może lecieć z odtwarzacza, byleby brzmiał autentycznie.

Zabudowa klinów zieleni, likwidacja ogródków działkowych, wycinka szpalerów drzew wzdłuż modernizowanych ulic, urządzanie parkingów wyłożonych żużlem lub betonowymi płytami, ogradzanie parków – to codzienny trud miejskich planistów i inwestorów. Nie przyjmują oni do wiadomości, że starodrzewie nie daje się łatwo zrekompensować nowymi nasadzeniami, a zabudowana i wzięta w betonowe ramy zieleń, traci swój największy naturalny atut.

To, wbrew pozorom, jest nie tylko spór estetyczny, ale także polityczny. Stosunek władzy do przyrody, oddaje także jej stosunek do mieszkańców. Można miasto traktować jak ogród, można też jak betonową twierdzę.