Buntownik niedostrzegający na horyzoncie niczego prócz ściany przymusów, zazwyczaj rozwala sobie o nią łeb albo kończy, najgłupiej na świecie, zaciekle jej broniąc.
Raoul Vaneigem

Jesteś na archiwalnej wersji strony internetowej - przejdź na aktualną wersję rozbrat.org

Gentryfikacja pod choinkę

Marek Piekarski

samoch02Środa, godzina 15.00. Dostaję sms-a "Tej, ponoć dziś o 17 w Technikum Kolejowym jest spotkanie o naszym fyrtlu, pseudo rewitalizacja puka do naszych drzwi. Pójdziesz?". Kończę robotę, wsiadam na rower i jadę na złamanie karku, myśląc, kto też na 17. robi spotkanie? Jadąc wybieram telefony do sąsiadów. Słyszałeś o spotkaniu? Nie! - odpowiadają wszyscy po kolei.

Wchodzę do sali. Rzut oka: architekci, Zarząd Dróg Miejskich (ZDM), dyrektorzy, radni... Na 50 osób pięciu normalsów. Bryluje radny Wiśniewski. Widać, że bierze przykład z mistrza tego typu ceremonii Ryszarda Grobelnego. Widać jak aspiruje do prezydenckiej schedy, jak uczy się na podrzędnych eventach. Bez żenady testuje tu swoje socjotechniki. Jakaś prezentacja historyczna i poglądowa, a później już sedno mitingu. Prezentacja projektu (co było mocno podkreślane przez  doktora, a nawet dwóch) przebudowy ul. 27 Grudnia plus okolic. Jak to na prezentacjach: sześć poglądówek i barokowa gadka.

Lansujący się przez całe spotkanie wodzirej Wiśniewski dochodzi do sedna i zadaje pytanie: - Co państwo na to? Unosi się smrodek koterii, wszyscy niemal, którym oddawany jest głos, wymieniani są po imieniu. Takie też są i wypowiedzi. Powierzchowne, opiniujące projekt jako ciekawy, spójny z otoczeniem architektonicznym... I te błyskotliwe uwagi. Drogi rowerowe, OK, „ale rowerzyści nie mogą jeździć w słuchawkach, ciekawa faktura płyt chodnikowych, ale czy nie powinna mieć innego koloru...”. Nie wytrzymuję i pytam: - Przepraszam, o co chodzi w tym spotkaniu? To jest dyskusja o przedstawionym przed momentem projekcie, czy luźne spotkanie o potrzebie zmian i ich teoretycznych kierunkach? Wodzirej Wiśniewski odpowiada: - To jest spotkanie ludzi zainteresowanych zmianami w naszym mieście, tu akurat dyskutujemy o ulicy 27 Grudnia i okolicach.
- OK. Dlaczego zatem nie ma tu mieszkańców ulic, których dotyczą te zmiany. Mielżyńskiego, Fredry, Gwarnej, św. Marcin... Dlaczego ich nie zaproszono? Są natomiast przedstawiciele szeroko pojętych elit? Mistrz ceremonii odrzekł: - Zapraszaliśmy. Jeszcze dziś nasi ludzie rozdawali ulotki, tu, wokół, właścicielom pobliskich sklepów.

Teatr absurdu?

Ja: - Pytam o mieszkańców. To ich będą dotyczyć zmiany. Ich pytania nie dotyczyłyby jaki kolor będzie miała kostka brukowa, ale ile podniosą im czynsz za to, że wokół będzie tak pięknie, jak na wyświetlanej prezentacji. Czy zanim położycie nową jezdnię, doprowadzicie im cieplik, bo to emeryci muszą latać do zagrzybionych piwnic po węgiel, by mieć ciepło w domu. Mają do tego prawo. Płacą przecież podatki, za które te zmiany chcecie zrobić.
Wiśniewski: - Oj, widzę, że tu pan z Federacji Anarchistycznej jak zwykle epatuje swoim krytycyzmem, a to nie wiec polityczny. My, tu, dobrowolnie się spotkaliśmy i chcieliśmy porozmawiać o kształcie śródmieścia, bo to interesuje każdego, nie tylko okolicznych mieszkańców. Każdy w tych spotkaniach może brać udział.
Ja: - Panie radny, niech pan powie, w jaki sposób miasto zabezpieczy mieszkańców przed tym, żeby nie stali się ofiarami czyścicieli kamienic, którzy jak szczury zbiegną się tu, po tak pięknie przeprowadzonym procesie gentryfikacji?

Cisza. Kurtyna.

W następnej scenie występuje z mikrofonem starszy pan i rzecze: - Widzę że pan nie jest stąd i nie rozumie, o czym jest tu rozmowa. Mówi się 'Święty Marcin', a nie 'Świętego Marcina'. Zaczyna potem snuć opowieść o swojej, może i nawet ciekawej, wizji estetyzacji fyrtla, ciesząc się z przebywania w dostojnym gronie.

Siedzę i słucham. O tym, że warto mieć na względzie planowane tory na Ratajczaka, o tym by choinkę postawić koło okrąglaka na święta i że więcej świateł takich ładnych, no i że Dom Książki szpeci...

Kandydat na prezydenta Wiśniewski oznajmia, iż ostatnie głosy daje Bajerowi z Zarządu Dróg Miejskich i vice-dyrektorowi Teatru Polskiego. Pierwszy to legenda w walce z rowerzystami, człowiek, który paraliżował przez wiele miesięcy prace rowerowego Zespołu Konsultacyjnego, który kilka lat temu powołał ZDM. Bajer wstaje i mówi, niczym w PRL-owskiej komedii: - Cieszę się, że spotkaliśmy się tu i owocnie spędziliśmy ten czas na analizie naszego projektu ul. 27 Grudnia i okolic. Chciałbym jednak przypomnieć, że poprawki do tego projektu można wnosić do końca stycznia na naszej stronie internetowej.

- Przepraszam – wtrącam się jeszcze raz - kiedy pytałem o istotę tego spotkania, mówione było, że jest to luźna dyskusja. Teraz się okazuje, że to jest dyskusja nad realną koncepcją, która będzie wdrożona.
- Po pierwsze, nie koncepcja, tylko projekt – odpowiada Wiśniewski. - Po drugie, to spotkanie jest jednym z wielu, jak mi się wydaje, które zrobi ZDM w ramach konsultacji.

Roześmiałem się w duchu. ZDMowski standard. Od kiedy pamiętam robią wszystko, by mieć jak najmniej poprawek do swoich projektów, wiadome czas i pieniądze - po co to tracić. Konsultacje, które ZDM robi, są na odfajkowanie, tak by móc powiedzieć, iż się one odbyły. Dla przykładu w ramach rowerowego Zespołu Konsultacyjnego przy przebudowie ul. Przybyszewskiego i Żeromskiego, wnieśliśmy 21 poprawek. Uwzględniono jedną. Rok temu zginął tam rowerzysta.

Oczy Wiśniewskiego zapaliły się, gdy usłyszał od wicedyrektora Teatru Polskiego o pomysłach na wyjście teatru ze spektaklami na ulice. Oczywiście. Idealna forma sprzyjającą podbijania wartości gruntów. Wychodzi grajek - gra, kuglarz - żongluje. Coraz więcej ludzi chce oglądać. Pan w okolicznym sklepie podwyższa ceny, bo po pierwsze czynsz mu poszedł do góry, a poza tym ludzie przychodzący na występy i tak kupią lemoniadę dla dzieci, nawet za 5 zł. Niestety - kogoś, kto mieszka na tej ulicy, ale pracuje w magazynach w Gądkach, nie stać na takie ceny. Co obchodzi to Wiśniewskiego dojeżdżającego spod Poznania samochodem z napędem na cztery koła? Nic! W ramach „egalitaryzmu śródmieścia” zaprosi elity, by dostosować sobie miły wypoczynek po niedzielnej mszy. Zrobił już to z ulicą Taczaka, teraz zabiera się za następny fyrtel.

Najbiedniejszy w tym wszystkim wydawał mi się dyrektor szkoły, który starał się nadążać za wymuskanym towarzystwem niosących zmiany. W pewnym momencie powiedział: - Podoba mi się ten projekt z choinką i żeby było tu ładniej i tak jaśniej. Nasza szkoła, co prawda, ma teraz problemy, bo znalazł się jakiś przedwojenny właściciel i sądzimy się z nim, ale do rewitalizacji jak tylko możemy się dołączymy.

Podszedłem po spotkaniu do dyrektora i mówię: - Panie dyrektorze, niech pan sobie zdaje z tego sprawę, że to co tu padło, na pewno uderzy w pana szkolę, i nikt panu nie pomoże w walce z niewidzialną ręką wolnego rynku, poza sąsiadami. A sąsiadów tu nie było, byli jedynie beneficjenci tych zmian, którzy skończą romans z tym fyrtlem, kiedy skończą się pieniądze.

Umówiliśmy się na rozmowę o zorganizowaniu urodzin ulicy Fredry za rok, ponoć ma przyjść z księdzem - to będzie ciekawa koalicja.

*

Zaraz po tym spotkaniu pojechałem na inne, dotyczące Galerii Miejskiej Arsenał. W spotkaniu brali udział pracownicy galerii i inni ludzie z sektora kultury, zadający rzeczowe merytoryczne pytania. Dla odmiany, niestety, na tej sali nie było nikogo z radnych, urzędników, czy innych wpływowych ludzi. Ciekawe, dlaczego.

Nie masz uprawnień, aby dodawać komentarze. Musisz się zarejestrować

Translate page

Belarusian Bulgarian Chinese (Simplified) Croatian Czech Danish Dutch English Estonian Finnish French German Greek Hungarian Icelandic Italian Japanese Korean Latvian Lithuanian Norwegian Portuguese Romanian Russian Serbian Spanish Swedish Ukrainian