Wszystkie twarze czyściciela kamienic – Piotr Śruba literatem

Stanisław Krastowicz
Drukuj

piotr-s copyPiotr Śruba, główny oskarżony w procesie „czyścicieli kamienic”, desperacko walczy o przetrwanie. Ma świadomość, że nieuchronna przegrana w sądzie, do którego został pozwany za nękanie lokatorów, doprowadzi go do ruiny. A i teraz interesy nie idą najlepiej i pozostaje na utrzymaniu swojej żony, pracownicy Wojewódzkiej Stacji Epidemiologicznej.

Dotychczasowi zleceniodawcy Śruby z Poznania się od niego odwrócili. Ba! Odwrócili się od niego także jego niedawni przyjaciele, którzy teraz w sądzie zeznają przeciwko niemu. Zresztą, jak to zwykle w takich środowiskach bywa, wszyscy pokłócili się o pieniądze. Śruba – wg Liberkowskiego i Gawrońskiego, jego zleceniodawców w przypadku kamienicy przy ul Stolarskiej 2 – oskarżają go, że zdefraudował ich pieniądze. Ten rewanżuje się nazywając ich „pedałami” i „ćpunami”. Typowa reakcja dla mentalności tego typu.

Wraz ze swoim kolegą po fachu, Pawłem Cieliczko, spotyka się potajemnie w biurze przy ulicy Matejki. Bardziej z nudów niż realnej potrzeby. Cieliczko, obecnie nęka grupkę lokatorów w miejscowości pod Szamotułami, a Śruba dumnie działa w pierwszej stolicy Polski – Gnieźnie. Bez większych jednak rezultatów.

Piotr Śruba (w Internecie występujący często po nickami „panadonis” i „Zły Lokator”) za wszelką cenę chce na siebie zwrócić uwagę, chwytając się wszystkich możliwych sposobów. Mając teraz dużo wolnego czasu, rozpisuje się o swoich sprawach na forach internetowych i blogach. Cechą charakterystyczną jego publicystyki jest kłamstwo i pomówienie, dokładnie tak samo, jak w stosunku do lokatorów czyszczonych przez siebie kamienic. Za swoją głupotę oskarża teraz nie tylko działaczki Wielkopolskiego Stowarzyszenia Lokatorów, ale także dziennikarzy, sędziów, adwokatów broniących lokatorów, inspektorów budowlanych, władze miasta i radnych – wszyscy mieli się przyczynić do jego porażki jako „czyściciela kamienic”.

Śruba próbuje kąsać na prawo i lewo, ale doskonale wie, że dni jego są policzone. Skazujący wyrok w procesie o nękanie lokatorów oznacza, że jego ofiary wystąpią o odszkodowanie na drodze powództwa cywilnego i puszczą go w przysłowiowych skarpetkach. Jak zwykle w swoich działaniach, teraz już przede wszystkim o charakterze publicystycznym, czuje się bezkarny. Wkrótce się przekona, że nie wystarczą znajomości w policji, na które się powołuje, aby wywinąć się od odpowiedzialności. Zamierzamy tego dopilnować.