Właściciele knajp zapominają o Kodeksie pracy - wywiad z działaczem OZZ Inicjatywa Pracownicza nt. sytuacji pracowników gastronomii.

Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza
Drukuj

wywiad-wypWywiad z działaczem OZZ Inicjatywa Pracownicza nt. sytuacji pracowników gastronomii. 


Jak doszło do powołania komisji gastronomicznej IP?

Pomysł powołania komisji narodził się po wybuchu konfliktu w „Krowarzywa”, gdzie w reakcji na założenie komisji związku zawodowego na terenie zakładu właściciele próbowali zwolnić całą załogę i dokonać lokautu. Tamta sprawa nabrała mocno wymiaru towarzyskiego, o co na pewno chodziło właścicielom, którzy próbowali grać na tym, że wywodzą się w większości z tego samego środowiska, co zwolnione osoby.
Przez pewien czas w Poznaniu brakowało impulsu do założenia komisji, mimo iż odbyło się nawet na ten temat spotkanie z warszawską Komisją Pracujących w Gastronomii. Później były kolejne spotkania z byłymi pracownikami warszawskiej burgerowni, którzy starali się przybliżyć sytuację, która zaczęła obrastać mitami. Ostatecznie ich sprawy skończyły się w sądzie pracy.

Impulsem do zawiązania komisji w Poznaniu był też konflikt, jaki zrodził się w jednej ze znanych poznańskich knajp wegańskich. Nie przybrał on tak dużego charakteru, jak w "Krowierzywej". Wtedy to w porozumieniu z pracownikami innej knajpy założyliśmy Poznańską Komisję Pracujących w Gastronomii w ramach związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Do związku przystąpiła połowa pracowników skonfliktowanej restauracji, co czyniło ją dość reprezentatywną. W porozumienie z pozostałą częścią członków i członkiń Inicjatywy Pracowniczej, po kilku zebraniach z właścicielkami restauracji, udało się osiągnąć porozumienie, które jak się wówczas wydawało, satysfakcjonowało obydwie strony. Pracownicy uzyskali obietnice spełnienia swoich postulatów, a właścicielki ugodę z pracownikami i przewietrzenie atmosfery, która zagęszczała się od dłuższego czasu.

Jakie są według Ciebie główne problemy pracowników i pracownic w tej branży?

Głównym wyzwaniem w gastronomii jest tymczasowość. Trudno kogoś przekonać do walki o poprawę swojego położenia, jeżeli każdy jest tam na chwilę. Nawet jak tak nie jest, to i tak twierdzi, że jest, tkwiąc w tej tymczasowości nawet przez kilka lat.

Pracodawcy często twierdzą, że „gastronomia rządzi się swoimi prawami”. Tak w rzeczywistości jest. Stawka godzinowa jest bardzo niska. Tłumaczone jest to przez właścicieli tym, „że przecież są napiwki”, które i tak często sami zabierają. Warunki pracy i BHP pozostawiają wiele do życzenia. Rzadko można spotkać knajpy oferujące umowę o pracę, a szczególnie umowę, na której wykazany jest rzeczywisty dochód i czas pracy. Przeważają umowy zlecenie, przedłużane w nieskończoność. Rzadkością nie jest także praca bez jakiejkolwiek umowy i ubezpieczenia. To wszystko składa się na to, że aby móc się utrzymać, trzeba pracować często po 300 godzin miesięcznie, bez dodatkowo płatnych nadgodzin, urlopów, a nawet chorobowego. W tej branży nie jest wskazane chorowanie.

Powiedziałeś wcześniej, że w "Krowarzywej" doszło do konfliktu między związkiem i pracodawcą. Jak pracodawcy w gastronomii reagują na związki zawodowe?

Pracodawcy na informacje, że na terenie ich zakładu działa związek zawodowy reagują przeważnie bardzo alergicznie, próbują za wszelką cenę dowiedzieć się, kto należy do związku, często strasząc konsekwencjami.

U nas w zakładzie pracodawca był zaskoczony, mimo że informacja o istnieniu związku była przekazana już w momencie, kiedy trwał konflikt. Podobnie było w "Krowarzywie". Musimy pamiętać, iż związek nie był przyczyną konfliktu, lecz raczej jego konsekwencją. Kiedy pracownicy solidarnie stoją po jednej stronie, to pracodawcy nie mają zbyt wielkiego pola do manewru. Początkowo założenie komisji w Poznaniu, w połączaniu z wieloma rozmowami, rokowało bardzo dobrze. Stosunki z pracodawcami poprawiły się. Wszystko, co działo się na zakładzie, wszelkie działania, konsultowane były z przedstawicielami związku. Sprawy szły - jak się nam wydawało - w dobrą stronę.

Jaki był powód, że pracodawca ostatecznie chciał Ciebie, jako działacza związkowego, i jeszcze jedną osobę, zwolnić z pracy?

W pewnym momencie pracodawcę jakby zmęczyło to, że pewne rzeczy trzeba konsultować ze związkiem, że związek monitoruje sytuację na zakładzie, przestrzeganie prawa pracy. Przykładowo, wielokrotnie pytałem współpracowników, czy mają odpowiednio płacone nadgodziny, bo wcześniej był z tym duży problem. Niewygodne było również to, że osoby zrzeszone w komisji były znacznie bardziej świadome swoich praw i nie dało się ich wykorzystywać do wielu rzeczy – takich jak notoryczne wymuszanie wyrabiania nadgodzin, czy nawet unikanie przyjęcia i respektowania grafiku przynajmniej z siedmiodniowym wyprzedzeniem.

To wydaje się absurdem, bo grafiki powinny być przynajmniej miesięczne i roczne...

Zgadza się. Zdarzały się też błędne wyliczenia rachunków. Zwolniono jedną z nowych pracownic tylko dlatego, że w jej imieniu interweniowała komisja. Zwróciliśmy uwagę, że po 8 dniach pracy nie ma nadal żadnej umowy. Po interwencji otrzymała wprawdzie umowę na kilka dni, która później nie została jednak przedłużona. Tłumaczono to tym, że dziewczyna jest za słaba!

Związek czuwał i interweniował. Dysponujemy różnymi pismami interwencyjnymi, które otrzymał pracodawca. W międzyczasie odeszło z pracy parę osób z komisji (w zakładach gastronomicznych rotacja jest bardzo duża), co zachęciło szefostwo do szukania haków na pozostałych członków, głównie na mnie, jako na chronionego członka prezydium komisji. Pewnego dnia po jednym z ogólnych, comiesięcznych zebrań, które były jednym z efektów ustaleń podczas poprzedniego konfliktu, otrzymaliśmy pismo adresowane do związku o zamiarze dyscyplinarnego zwolnienia dwojga członków IP. Jako powód został podany fakt, że ktoś zgłosił, iż na słoiku z otrzymanym deserem, została naklejona naklejka grupy „Poznaniacy Przeciwko Myśliwym”, a deser miał mieć nietypowy zapach, jakby wlana była do niego woda po ogórkach. Stało się to w godzinach naszej pracy. Jak się okazało była to żona myśliwego, której to się nie spodobało. Co znamienne, naklejki te były wcześniej kolportowane wśród klientów restauracji bez sprzeciwu jej właścicielek. Wiadomo - znaczna część wegańskich klientów nie sympatyzuje z myśliwymi. Każdy też mógł sobie taką naklejkę pobrać. Skąd się wzięła sprawa „wody po ogórkach”, nie wiem. Spekulowano, że przyczyna mogła tkwić w niedomytej zakrętce od słoika, wcześniej użytej w innym celu.

Należy zaznaczyć, że na tamten moment ze wszystkich osób zatrudnionych, oprócz nas (co do których zgłoszono zamiar zwolnienia), była jeszcze tylko jedna osoba ze związku, przebywająca na zwolnieniu chorobowym. Reszta zwolniła się wcześniej sama. Oczywiście przedstawiony zamiar zwolnienia był bezzasadny i związek stanowczo nie zgodził się na zwolnienia. Po otrzymaniu stanowiska związku, szefowe odstąpiły od zwolnienia nas i przystąpiły do namawiania na dobrowolne odejście.

Jak doszło do Twojej ugody i dlaczego się na nią zdecydowałeś?

Po wyczerpaniu w/w procedury nadal chodziliśmy do pracy, wykonując ją jak najlepiej, nie dając powodów do kolejnych represji. Sytuacja ta nie była na rękę pracodawcy, więc cały czas były naciski, abyśmy oboje, ja i koleżanka, odeszli dobrowolnie. Na różne sposoby starano się nas do tego przekonać. W końcu analizując położenie komisji na zakładzie i fakt „specjalnego traktowania” podjęliśmy decyzję, że zawrzemy ugodę z pracodawcą. Ja odszedłem po wypłacie, jak to określiły właścicielki, dwumiesięcznej odprawy.

Natomiast przebywająca w tym czasie na zwolnieniu chorobowym koleżanka nie dostała póki co takiej możliwości (jako że nie miała ochrony związkowej, nie została potraktowana tak jak ja). Gdy była na zwolnieniu utraciliśmy jako związek z nią kontakt i sądziliśmy, że już do pracy nie wróci. Po jej powrocie pracodawca stwierdził, że ma sama odejść, za porozumieniem stron, albo że to ja mam się podzielić swoją wynegocjowana odprawą! Reakcja pracownicy była taka, że postanowiła zostać w tej pracy ze względu na swoją sytuację finansową. Zdecydowanie nie jest to dla niej komfortowe rozwiązanie, biorąc pod uwagę postawę właścicielek. Ta sprawa cały czas nie jest zamknięta dla nas jako związku i czekamy, co wydarzy się w najbliższym czasie.

Czy widzisz jakąś szansę na dalsze działania w branży gastronomicznej, po tych w sumie negatywnych doświadczeniach?

Choć mamy tu o wiele więcej i bardziej ewidentnych przykładów łamania praw pracowniczych niż w innych branżach, „restauratorzy” zapominają o istnieniu Kodeksu pracy, nie jest to „łatwy teren”. Głównie właśnie ze względu na dużą rotację, tymczasowość i często brak świadomości swoich praw wśród stosunkowo młodych osób, dopiero wkraczających na rynek pracy. Mamy zamiar kontynuować działalność komisji i doprowadzić do poprawy warunków pracy w gastronomii. Do tego potrzebny jest związek. Ostatnio dotarły do nas informacje, że następują próby cofnięcia wynegocjowanych wcześniej zmian w zakładzie, w którym pracowałem. To doprowadzi moim zdaniem ponownie do konfliktu. Mamy obecnie członków i członkinie w kilku knajpach na terenie miasta i mamy zamiar cały czas zwiększać swoją liczebność.

Zapraszamy do wstępowania do związku!

https://www.facebook.com/komisja.gastro

adres email: Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.