Pucek w przerwie sezonu na eksmisje

Agnieszka Ziółkowska
Drukuj
My_PoznaniacyNa kanwie dzisiejszej (17 listopada) konferencji prasowej dyrektora Zarządu Komunalnych Zasobów Mieszkaniowych Jarosława Pucka, podsumowujemy zwięźle jego działalność w ostatnim „sezonie eksmisyjnym”. Równie istotny jest jej nieprzypadkowy kontekst.

Jarosław Pucek, osoba, która w Poznaniu wzbudza wielkie emocje. 35-letni prawnik, zagorzały kibic Lecha Poznań znany z kontrowersyjnych komentarzy internetowych na temat policji. Przed wszystkim jednak dyrektor ZKZL w Poznaniu, kojarzony z takimi słowami jak „kontener” czy „eksmisja”. Bohater medialnej burzy i debaty społecznej na temat sensu stawiania przy ul. Średzkiej osiedla „kontenerów socjalnych” przeznaczonych jakoby tylko dla „trudnych lokatorów”. To znaczy takich, którzy utrudniają życie „porządnym poznaniakom” pijąc, hałasując, bijąc żony a do tego demolując mieszkania. Innymi słowy penery, które należy ukarać i odseparować od ogółu społeczeństwa.

Dla jednych J.Pucek to obrońca poznańskich cnót, biedny, krytykowany przez opinię publiczną męczennik, bojownik o porządek i sprawiedliwość w mieście oraz spokojny sen poznaniaka niepokojonego zza ściany przez penerstwo. Taki wizerunek jest propagowany przez niego samego oraz zwolenników pro-kontenerowej polityki. Dla innych z kolei to jedna z najbardziej odrażających postaci w mieści, cyniczny urzędnik żerujący na wygodnych, bo podzielanych przez ogół poznaniaków stereotypach, który kładzie fundamenty pod poznańskie getto biedy i wykluczenia. Zupełnie przy tym nie licząc się z kosztami społeczno-ekonomicznymi jakie przyjdzie społeczności mieszkańców Poznania za ten pomysł zapłacić w przyszłości. Przez anarchistów porównany został nawet do Rudolfa Hessa, a jego działania z praktykami stosowanymi w nazistowskich Niemczech.

Miejskie grzechy przewlekłe

Sprawy są jednak o wiele bardziej złożone. Jarosław Pucek nie jest ani aniołem, ani diabłem wcielonym – przede wszystkim osobą postawioną w trudnej sytuacji, której przyszło „posprzątać” po wieloletnich zaniedbaniach. Powstały one w wyniku krótkowzrocznej polityki obecnego i poprzedniego prezydenta, opartej na założeniu, że lepiej właścicielom kamienic wypłacać odszkodowania z tytułu czynszów niepłaconych przez lokatorów z wyrokami eksmisyjnymi niż budować mieszkania socjalne. Oraz w wyniku braku zintegrowanej z polityką mieszkaniową polityki społecznej. Okazuje się jednak, że suma przeznaczana z budżetu miasta na odszkodowania astronomicznie rośnie i już niedługo nie będzie Poznania stać na prowadzenie takiej polityki – w zeszłym roku miasto z budżetu na odszkodowania wydało ok. 9 mln PLN, w tym roku mimo prognozowanych blisko 11 mln PLN dyr. Pucek zapewniał, że zamkniemy się w przybliżonej do zeszłorocznej kwocie. Potwierdza to fakt, który gdzieś ucieka w publicznej debacie, że miasto, które od lat 90-tych do dziś wybudowało jedynie 600 mieszkań komunalnych – nagle, w ciągu dwóch lat zaplanowało budowę 300 kolejnych mieszkań. W tym roku zostanie oddane do użytku 100 pierwszych mieszkań zbudowanych na Głuszynie. Co samo w sobie jest słuszne i chwalebne, ale wskazuje na prawdziwe źródła kłopotów i pozwala się odnieść krytycznie do pseudorozwiązań, które mają im zapobiegać, a jakimi są niewątpliwie kontenery socjalne.

Podstawowym problemem jest więc długotrwały brak funkcjonalnych i tanich w eksploatacji mieszkań komunalnych i socjalnych oraz rosnące koszty związane z wypłatą odszkodowań. Jest nim również brak zintegrowanej społecznej polityki miasta, brak programu systemowego wsparcia tych, którym gorzej się powodzi i którzy mają trudności z płaceniem czynszu. Fakt, że istnieje margines osób nieprzystosowanych i potrzebujących wsparcia nie jest anomalią, patologią, jakąś wyjątkową sytuacją, z którą musi się zmierzyć tylko Poznań. Dzieje się tak we wszystkich miastach i ma charakter trwały. Sztuczne odgradzanie się mieszkańców jednych od drugich, wysiedlanie najsłabszych na peryferie, tworzenie gett, w których problemy społeczne będą się tylko kumulować i mnożyć – nie przyniesie dobrych wyników, bo jeszcze nigdzie nie przyniosło.

Nietrafne jest przypisywanie wszystkich dłużników do jednej kategorii „cwaniaków”, bo jest to grupa niejednorodna. W jej skład wchodzą i niesławne penery, pijacy zakłócający ciszę nocną i demolujący kamienice, tzw. trudni lokatorzy. Są też osoby biedne, często nie z własnej winy, ofiary transformacji, chorzy wymagający leczenia, a nie kary w postaci zsyłki do kontenerów, opiekunowie dzieci lub osób niepełnosprawnych etc. Nie do przyjęcia jest niejednoznaczna odpowiedzialność i praktyka przerzucania się nią między urzędami wobec braku zdefiniowania kompetencji poszczególnych organów, co pozwala urzędnikom zajmującym się mieszkaniami występować w rolach im nie przypisanych, np. prokuratorów, policjantów, czy ekspertów socjalnych.

Niestety na rozwiązanie tej litanii problemów pomysł jest tylko jeden: budowa straszaka na penerów w postaci kontenerów. Co zabawne, sam pomysł nie jest nawet autorstwa Pucka, ale broni go on z zapałem godnym lepszej sprawy przedstawiając jako magiczne panaceum na wszystkie problemy.

Eksmisje z mieszkań i ze... wspólnoty


Pozostaje jeszcze temat eksmisji, których pierwszy etap podsumowywał dziś na konferencji prasowej. Z informacji zaprezentowanych przez dyr. Pucka wynika, że do końca października wykonano w Poznaniu 57 eksmisji (od listopada do marca nie wykonuje się eksmisji z powodu okresu ochronnego) ze 127 spraw skierowanych do komornika. Dzięki temu „odzyskano“ dla miasta 56 lokali, które były zadłużone na ok. 3,2 mln PLN (co nie oznacza, że wyegzekwowano te zaległe pieniądze). Eksmisje dotknęły 106 osób, z których 17 osób skorzystało z lokalu tymczasowego udostępnianego przez miasto. 13 spraw dotyczących 30 osób udało się, jak to określa ZKZL „zamknąć“ bez udziału komornika, odzyskując jednocześnie od lokatorów kwotę ok. 154 tys. złotych. Wszyscy dłużnicy ZKZL zalegają z płatnościami w wysokości ok 100 mln PLN, do której to kwoty należy rzecz jasna dołożyć wypłacane corocznie z budżetu miasta odszkodowania dla właścicieli prywatnych kamienic. W wyniku podjętych działań udało się zmniejszyć zadłużenie o 0,5 mln PLN. J.Pucek zrezygnował z budowy kolejnych kontenerów, jednak 10 stanie na ulicy Średzkiej prawdopodobnie w okresie od stycznia do marca. Programu osłonowego dla ich lokatorów się nie przewiduje. Tak wygląda suchy bilans kontenerowo-eksmisyjnego projektu realizowanego z zamiłowaniem przez Jarosława Pucka.

Bilans bardziej ogólnej natury skłania do rozważań na temat kwestii dotyczących odpowiedzialności oraz wspólnoty. Akcja Jarosława Pucka, o której z dumą mówi, że jest pierwszą tak szeroko zakrojoną w skali kraju…. Dlaczego w ogóle była ona możliwa? Bubel legislacyjny, przywracający w prawie polskim eksmisję na bruk, okazał się darem niebios dla samorządów. Zostały one zwolnione z uciążliwego obowiązku zapewniania słabszym i potrzebującym dachu nad głową, którego z taką skwapliwością pozbyły się wcześniej władze centralne zrzucając go właśnie na samorządy. Teraz samorządy, w tym Poznań, robią to samo: poprzez eksmisje na bruk (przedłużane tylko o okres przejściowy w pomieszczeniach tymczasowych, którymi najczęściej są hotele dla bezdomnych) które zaskutkują zwiększeniem się liczby bezdomnych na ulicach, spychają odpowiedzialność i konsekwencje takich działań wprost na mieszkańców. To oni będą musieli znaleźć sposób jak sobie z tym radzić. Ewentualnie, w ramach machen putzen i kolejnych akcji czyszczenia miasta (w końcu zbliża się Euro 2012!) urząd uruchomi kolejną, agresywną kampanię przeciw żebractwu. Gdzie tu miejsce na miejską wspólnotę? Gdzie więzi międzyludzkie? Czy naprawdę nikomu prócz anarchistów, grupce protestujących artystów i naukowców i kilku organizacji samorządowych naprawdę to nie przeszkadza?

Kiepski biznes

Warto również zwrócić uwagę na inny aspekt tej sprawy, bliższy duchem poznańskiej obliczonej mentalności. Brak budownictwa komunalnego – ten grzech pierworodny i karygodne zaniechanie urzędu miasta – owocuje tym, że centrum i historyczne dzielnice Poznania są coraz bardziej zapuszczone. Że tak wspaniałe perełki architektoniczne jak znane poznańskie „żelazko“ odchodzą do przeszłości. Unicestwienie przez zaniechanie. A za tą zabytkową kamienicą przyjdą następne, bo chociaż ich właściciele kamienic, dostają od miasta odszkodowanie za nieotrzymane czynsze, to przecież za niskie by wyremontować budynek.

Tracimy na tym wszyscy. Zainteresowani lokatorzy, właściciele kamienic, ale przede wszystkim my, poznaniacy i podatnicy, których pieniądze są lekką ręką marnotrawione przez prezydenta i urzędników. Traci na tym również miasto jako instytucja. Bogu dzięki za tabelki w excelu, bo przynajmniej dzięki  nim widać, że niedługo pieniądze na odszkodowania staną się znaczącą pozycją w budżecie miejskim. Jedyna grupa faktycznie korzystająca na tej sytuacji i chaosie to deweloperzy, którzy mogą utrzymywać zawyżone ceny swoich mieszkań, i którym gwarantuje się komfort, bo właściciel kamienicy w Centrum nadal nie będzie dla nich konkurencją.

Budujmy mieszkania, nie kontenery. Bądźmy wspólnotą.

Tego samego autora

Brak pasujących artykułów