Jeśli rewolucja socjalna nie zniesie państwa nazajutrz po swym zwycięstwie, zwycięstwo to okaże się płonne, a wyzwolenie mas równie odległe jak i poprzednio.
Michał Bakunin

Jesteś na archiwalnej wersji strony internetowej - przejdź na aktualną wersję rozbrat.org

Wybory samorządowe – co dalej?

Jarosław Urbański
wyb-sasmWybory samorządowe dobiegły końca. W Poznaniu strona społeczna, związana ze Stowarzyszeniem „My-Poznaniacy” tę rywalizację w sensie formalnym przegrała. Trzeba to powiedzieć jasno. Jednak zdobywając blisko 10 procentowe poparcie i nie uzyskując żadnego mandatu, przypadek „My-Poznaniaków” jawnie pokazuje, jak trudno wyjść poza obowiązującą ordynację wyborczą, preferującą silne partie finansowane z budżetu państwa i marketingowy styl zabiegania o głosy, które się po prostu kupuje. Wbrew wysławianiu zalet demokracji przedstawicielskiej przez oficjalny dyskurs, agencję reklamowe są bliższe prawdy, kiedy bezwstydnie ogłaszają, że bez ich zabiegów politycy nie mają szans. Obecny układ władzy potrafił się okopać na własnych pozycjach tak, iż każdy frontalny atak narażony jest na klęskę. Po wyborach pozostała nam ponownie „partyzancka walka”, która wszak nie jest już tylko szeregiem aktów desperacji. Teraz przebiega ona – moim zdaniem – w zdecydowanie zmienionych i korzystniejszych dla nas warunkach.

Porażka „My-Poznaniaków” i zwycięstwo Grobelnego na coś się nam przydały. Jak nic, i nigdy dotąd, podważają cały ten system i jego legitymizację. Lech Mergler, lider „My-Poznaniaków”, wyliczył, że Ryszard Grobelny w drugiej turze wyborów dostał zdecydowanie mniej głosów w liczbach bezwzględnych, niż cztery lata temu. Mniejszym poparciem cieszyła się także Platforma Obywatelska. Ostatecznie miastem rządzić będą rajcy z tego samego rozdania, ale na których oddano jedynie 16,4 proc. głosów, oraz prezydent, który otrzymał niewiele większe poparcie (po uwzględnieniu frekwencji). Wynikają z tego dwie opcje: albo tę radę i zarząd miasta trzeba rozgonić, siłami dotąd niegłosującej większości czy, mówiąc szerzej, wszystkich tych pozostających bez reprezentacji, albo wymusić partycypacyjny model demokracji. Brak realnej legitymizacji rady miasta powoduje, że musi się ona (jak i zarząd miasta) pogodzić z prawomocnością żądania współuczestnictwa wszystkich mieszkańców w systemie podejmowania decyzji administracyjnych. Z doświadczenia wiemy, że rada jak i prezydent, roszczą sobie prawo do wyłączności w dysponowaniu władzą. Taka postawa spotka się z naszym kategorycznym sprzeciwem i zmusi, przy pierwszej lepszej okazji, do próby obalenia tego układu. Drogi są dwie. Albo ciągle grożący nam kryzys wywoła protesty społeczne, albo/i nastąpi formalne odwołanie władz. Obalenie na drodze referendum Kropiwnickiego w Łodzi dowodzi, że takie scenariusze nie są abstrakcyjne, a pozycja Ryszarda Grobelnego jest jednak dużo słabsza niżby się mogło wydawać. Nie bez przyczyny w drugiej turze wyborów nawoływał on nie do tego, żeby głosowano na niego, ale żeby w ogóle głosowano. Ale Poznaniacy nie posłuchali i do urn poszedł jedynie co czwarty uprawniony. Jest wielce prawdopodobne, że popierające prezydenta elity dojdą do przekonania, że jego odejście jest konieczne. Kryzys legitymizacji widać jak na dłoni, a proces ten zagraża konkretnym interesom. Nie zdziwię się, kiedy w przyszłym roku Grobelny wystartuje w wyborach parlamentarnych (czasami cios w plecy przybiera postać poklepywania). Dlatego można powiedzieć, że wygrana Grobelnego to dobra wiadomość, bo prawdopodobnie szybciej wywoła ona erozję i podziały w łonie dzisiejszego układu władzy.

Jako zasadniczy błąd i źródło formalnej porażki uznaliśmy to, że „My-Poznaniacy” w wyborach ograniczyli się na poziomie społecznym i programowym do reprezentowania przede wszystkim interesów mieszczaństwa, a pominęli w większym stopniu interesy np. pracowników najemnych. Widać to było w programie, na poziomie retoryki i przyjętej estetyki, doboru kandydata na prezydenta i w sposobie prowadzenia kampanii wyborczej. Wszystkie ugrupowania walczące o miejsca w radzie miasta odwoływały się zatem faktycznie do tego samego elektoratu, skutecznie go dzieląc. Dostrzega to Lech Mergler pisząc: „Od szeregu lat PO nie reprezentuje już interesów poznańskiego drobno-mieszczaństwa (w dobrym znaczeniu tego słowa – przedsiębiorczych i zaradnych poznaniaków), tylko interesy dużego i wielkiego biznesu, deweloperów, wielkich sieci handlowych, kilku oligarchów itd., często sprzecznych z rodzimymi, lokalnymi interesami. Może wreszcie zaczęliśmy to widzieć na szerszą skalę?” Przyznał też, że język „My-Poznaniaków” nie docierał skutecznie do „szerszego, nieinteligenckiego odbiorcy, nie był dość prosty i zrozumiały, nie dość ostry, wyrazisty i często odległy od codziennego doświadczenia wielu mieszkańców”. Wniosek dla nas, anarchistów, z tego taki, że w istocie rzeczy liberalny elektorat uległ większej niż kiedykolwiek dezintegracji. Oznacza to, że tezy na temat pęknięć w łonie władzy to nie teoretyczne dywagacje, ale empiryczny fakt odzwierciedlony w wynikach wyborów. Podzielona władza, to szansa dla wykluczanych na płaszczyźnie politycznej i ekonomicznej grup mieszkańców. Do tej pory wkładaliśmy palce między drzwi, teraz udało się włożyć nogę. W dalszym ciągu to nic, ale różnica jakościowa jest oczywista.

Teraz rozpocznie się walka propagandowa o uznanie legitymizacji nowo wybranej (przez 16,4 proc. uprawnionych) władzy. Najgorsze co mogłoby się stać, to gdybyśmy przespali ten moment. Musimy być w ciągłej mobilizacji i uderzyć zanim władza rozsiądzie się w fotelach. Po pierwsze trzeba zaatakować tryb wywołania i strukturę budżetu na 2011 rok. Po drugie trzeba powołać sprawny system monitoringu prac w ratuszu. Po trzecie trzeba powołać instytucje kontr-władzy, gdzie głos zabiorą ci, którzy zostali pozbawiani reprezentacji w radzie miasta.

Konkludując. Sytuacja wcale nie jest tak zła. Byłoby dużej gorzej, gdyby prezydentem został Grzegorz Ganowicz, a „My-Poznaniacy” otrzymaliby jeden czy dwa mandaty w radzie. Tego baliśmy się w kwestii uczestnictwa „My-Poznaniaków” w wyborach najbardziej, że posłużą za przypudrowanie syfu. Kryzys legitymizacji nie byłby tak oczywisty, a zdolności mobilizacyjne opozycji zdecydowanie, moim zdaniem, mniejsze. W obecnej sytuacji „obóz krytyki” – o którym pisze Lechu Mergler – zachowa swoją polityczną (jako opozycja poza-radą) spójność i otrzyma nowe argumenty, jako amunicja w batalii z ancien régimem.

Komentarze

+1| 2 | Kurt2010-12-08 12:09
spoleczenstwo poznanskie jest niedoksztalcone . Nie rozumie kwestii zwiazanych z dbaloscia o estetyke miasta, wiezi spoleczne, nie rozumie dokad zmierza etyka Grobelnego i jakie sa zrodla spolecznych konfliktow w ktorych uczestniczy. Trzeba ich zaczac edukowac. To jedyna droga.
Najlepiej zostalo to wyrazone napisem z lat 90 tych na murze PST" oglupiale spoleczenstwo w konsumpcyjnym szale". Zmienmy to.
0| 1 | Włodzimierz Nowak2010-12-07 22:05
Jarku! Bardzo celny komentarz. Cieszę się, że też tak widzicie sytuację.

Nie masz uprawnień, aby dodawać komentarze. Musisz się zarejestrować

Translate page

Belarusian Bulgarian Chinese (Simplified) Croatian Czech Danish Dutch English Estonian Finnish French German Greek Hungarian Icelandic Italian Japanese Korean Latvian Lithuanian Norwegian Portuguese Romanian Russian Serbian Spanish Swedish Ukrainian